Serce (Amicis)/Poświęcenie
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Serce |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1938 |
Druk | Drukarnia „Antiqua” St. Szulc i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Konopnicka |
Tytuł orygin. | Cuore |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Jaka też moja mama dobra! A Sylvia — zupełnie tak samo! Tak samo wielkie ma i szlachetne serce!
Właśniem przepisywał wczoraj wieczór moją część miesięcznego opowiadania: „Od Apeninów do Andów“, które nauczyciel podzielił między nas do skopiowania, takie jest długie, gdy Sylvia weszła na palcach pośpiesznie a z cicha:
— Pójdź ze mną do mamy! Słyszałam jak ojciec z mamą rozmawiał dziś z rana. Ojcu źle poszła jakaś sprawa i bardzo był zmartwiony, mama go pocieszała. Jesteśmy w ciężkim położeniu, rozumiesz. Nie mamy już pieniędzy. Ojciec mówił, że trzeba będzie wyrzec się niejednego, żeby koniec z końcem związać. Więc i nam trzeba ograniczyć się, uczynić jakąś ofiarę, nieprawdaż? Czyś gotów to zrobić? Dobrze! Ja będę mówiła z mamą, a ty mi przytakuj tylko i na twój honor przyrzeknij sobie, że wszystko co powiem — uczynisz!
Powiedziawszy to wzięła mnie za rękę i poszliśmy do mamy, która szyła coś, pogrążona w myślach. Siadłem na sofie z jednej strony przy mamie, Sylvia siadła z drugiej i zaraz zaczęła:
— Mamo! Ja chcę z mamą pomówić o czymś. Oboje chcemy z mamą pomówić.
Mama spojrzała zdziwiona, a Sylvia:
— Ojciec nie ma pieniędzy. Prawda?
— Co ty mówisz? — rzekła mama zaczerwieniwszy się lekko. — To nieprawda! Skądże ty to wiesz? Kto ci to powiedział?
— Już ja wiem! — odrzekła rezolutnie Sylvia. — Więc niech tylko mama posłucha! Myśmy także powinni uczynić jakąś ofiarę z siebie. Chcemy bardzo! Mama mi obiecała kupić wachlarz w końcu maja, a Henryk też miał dostać szkatułkę z farbami. Ale teraz my nic nie chcemy! Nie chcemy, żeby rodzice wydawali pieniądze. I tak będziemy kontenci. Jeszcze bardziej. Wie mama?
Matka nasza chciała coś mówić, ale Sylvia rzekła.
— Nie, mamo! Tak musi być. Tak będzie. I póki tata nie będzie miał pieniędzy, nie chcemy ani owoców, ani żadnych dobrych rzeczy, nic. Wystarczy nam zupa na obiad, a na śniadanie i na kolację będziemy tylko chleb jedli. Tym sposobem wyda się mniej na życie; bo teraz to się za dużo wydaje, a my przyrzekamy mamie, że będziemy tak samo kontenci i jeszcze bardziej! Nieprawdaż, Henryku!
Kiwnąłem głową z zapałem.
— Zawsze jednako będziemy kontenci — powtórzyła Sylvia zasłaniając mamie usta ręką. — A jeśli można zrobić jakąś ofiarę czy to w ubraniu, czy w czym innym, to też zrobimy ją najchętniej! I posprzedajemy także wszystkie nasze podarunki. Ja wszystko oddam, co mam, i będę mamie posługiwała sama i nie będziemy oddawali nic do roboty z domu, bo ja z mamą będę pracowała cały dzień, będę wszystko robiła, co mama zechce, gotowa jestem — na wszystko! Na wszystko — zawołała głośniej zarzucając ręce na szyję mamy. — Żeby tylko tata i mama nie mieli kłopotów i żebym znowu widziała, że są spokojni, weseli, jak przedtem, i radzi ze swoich dzieci, które was bardzo, bardzo kochają! Tak kochają, żeby oddały życie za was!
Nigdym jeszcze chyba nie widział mamy tak szczęśliwej, jak kiedy słów tych słuchała; nigdy nie całowała Sylvii z taką czułością, płacząc i śmiejąc się razem i wcale przemówić nie mogąc.
Uspokoiła się wreszcie i zapewniała Sylvię, że tak źle nie jest, że nie jesteśmy przyprowadzeni do takiego niedostatku bynajmniej i dziękowała jej i przez resztę dnia była wesoła, a kiedy ojciec wrócił wszystko mu opowiedziała. A biedny ojciec ust nie otworzył nawet.
Ale nazajutrz w południe siadając do stołu uczułem i radość, i smutek zarazem. Pod moją serwetą była szkatułka z farbami, a Sylvia znalazła pod swoją serwetą — wachlarz.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |