Sknera, co zgromadził krocie, Rozmyślał, w wielkim kłopocie, Komu powierzyć swoje kapitały. W tem sęk! i to sęk niemały. «Słuchajcie, Kumie, mam trochę grosiwa: Chować w domu, czysta strata; To grosz, to złoty, to talar ubywa,
Raz nawet (wstyd powiedzieć), wydałem dukata!...
Sam się okradam; poradźcie mi, Kumie, W swym delikatnym rozumie,
Co począć? przecie was nie bito w ciemię. — Co począć? chytry Kum rzecze, Poprostu, zakopać w ziemię; Ztamtąd i grosz nie uciecze.» Dobra rada! Nocną porą Biorą złoto, rydle biorą, Zakopali, przysypali, Udeptali, i tam dalej. W kilka dni, przyszła Skąpcowi ochota Zajrzeć do złota,
A złota ani śladu. Rozważa i duma, Nareszcie idzie do Kuma: «Kumie, jeszcze raz, tej nocy, Zażądam waszej pomocy:
Zebrałem wór dukatów; niech razem z tamtemi Idzie do ziemi.» Złodziej Kum, myśląc, że bez mozołu Wszystko ułowi, Co wprzódy ukradł, znów schował do dołu. W to graj Skąpcowi! Znowu do domu swoje skarby bierze,
I wyleczony z wady, poprzysięga szczerze,
Dzielić się z przyjaciółmi zebranym dobytkiem,
Użyć owoców pracy; a Kum odszedł z kwitkiem.
Ztąd ta nauka, prawdziwa choć krótka,
Że można i oszusta wystrychnąć na dudka.