Raz, poczciwe Wilczysko, rzeźnik z powołania,
Ale tkliwy z natury, łzą zrosiwszy oko, Rzekł, zdjęty skruchą głęboką:
«Za co te nienawiści, te prześladowania?
Każdy pies, każdy człowiek za mną się ugania; Na mnie strzelcy, dla zabawy, Robią obławy, Mną matka straszy swe dziecię,
Za mą głowę, w całym świecie Zabójcom płacą nagrody; Dla czego? ot, że przypadkiem (I z potrzeby, Bóg mi świadkiem), Ukradnę jagniątko z trzody.
Chcecie, bym nie kradł, bym owiec nie zjadał? Chcecie, bym życie postradał? Dobrze; na wszystko się zgodzę: Wasza nienawiść duszę mi rozrywa!... Już ta dola nieszczęśliwa Zbrzydła mi srodze.
Od dziś dnia zatem mięso jeść przestanę:
W pokucie pędząc życie opłakane,
Będę gryzł trawę... może zdechnę z głodu, Lecz do skarg nie dam powodu;
A wreszcie, lepiej umrzeć, niż żyć w pohańbieniu, Na wstyd i wzgardę wszelkiemu stworzeniu!» Tak mówiąc, gdy lasem bieży, Ujrzał Pasterzy; Skrada się zcicha, ostrożnie, Patrzy: przy ogniu się piecze Jagnię na rożnie. «Hola! zawoła, obłudny człowiecze, Za moje zbrodnie bierzesz zemstę krwawą, A sam, jaką żyjesz strawą?
Rzniesz owce, zjadasz mięso, a psy kości chrupią!
Pójdę w twe ślady; rzucam skruchę głupią, Na licha mi ceregiele:
Dobry przykład idzie z góry!» To rzekłszy, nie myśląc wiele, Między trzodę skoczył śmiało, Capnął owcę w swe pazury, Czmychnął, śladu nie zostało.
Ja Wilka uniewinniam. — Co bajesz? pfe, zgroza! Taki hultaj wart powroza!
— O, nie tak bardzo, panowie Pasterze: Bo, mówiąc prosto i szczerze, Gdyby miał siłę i władzę, Równą zbójeckiej odwadze;
Zyskałby poklask. U was, gdy zachcenia wilcze... Ej, lepiej milczeć: zamilczę.