<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Skradzione perły
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 3.8.1939
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Perły, które skradziono poraz wtóry

Nareszcie spuszczono kurtynę po zakończeniu drugiego aktu. Elwira szybko narzuciła wieczorowy płaszcz na ramiona i pobiegła w stronę drzwi, łączących kulisy z widownią.
Woźny, stojący na straży spojrzał na nią ze zdziwieniem,
Elwira gwałtownym ruchem otworzyła drzwi loży, w której siedział Goldfish ze swą towarzyszką i stanęła, jak furia, przed zdumioną parą. Sigrid Holmes omal nie krzyknęła z przerażenia... Goldfish nie stracił panowania nad sobą i spojrzał na Elwirę zimno.
— Co to ma znaczyć? — zapytał. — Od kiedy to damy wchodzą niezaproszone do cudzych lóż?
— Zapomniał pan widocznie, do kogo pan mówi... Jeszcze tydzień temu byliśmy z sobą w zgoła innych stosunkach, gołąbku... Zapomniałeś widocznie, kochanie... A więc to jest twoja nowa zdobycz? Winszuję ci. Nie wygląda zbyt ponętnie... Nie sądź, że jestem kobietą, która pozwoli sobą pomiatać... Nie dbam o ciebie, ale potrafię walczyć o to, co mi się należy... Muszę mieć z powrotem moje perły!.
Sięgnęła ręką w stronę szyi jasnowłosej Szwedki.
Goldfish, pieniąc się z wściekłości, chwycił ją za obie dłonie.
— Radzę pani nie robić scen, — rzekł. — Nie zawaham się przed wezwaniem policji.
Przez chwilę spoglądali na siebie w milczeniu. W oczach Elwiry czaiła się złość.
— Dobrze... Wiem już czego się mogę po tobie spodziewać... Nie myśl jednak, że ujdzie ci to na sucho, uwodzicielu i oszuście! Ty zaś, tleniona ślicznotko — zwróciła się do skamieniałej z przerażenia Sigrydy — strzeż się mnie, bo przy pierwszej okazji wydrapię ci oczy!
Z tymi słowami wypadła z loży jak wicher...
Scena ta musiała zwrócić na siebie uwagę siedzących najbliżej osób. Sąsiednią lożę zajmował lord Aberdeen...
Lord nachylił się w stronę swego towarzysza, jasnowłosego młodzieńca o delikatnej twarzy:
— Zbliża się chwila działania, Brand — szepnął. — Obawiam się, że Sigrydzie scena ta napędziła strachu i że ukryje perły w niedostępnym dla nas miejscu.
— Na twoim miejscu byłbym się wycofał z całej tej sprawy, Edwardzie — odparł również szeptem blondyn. — Już mi się miga po prostu w oczach od tych fałszywych i prawdziwych pereł...
— Nie mów głupstw... Pocóż bym zadawał sobie tyle trudu z Baxterem?
Elwira trzęsąc się ze zdenerwowania powróciła za kulisy... Podczas następnego aktu, w którym nie występowała, zmyła szminkę z twarzy i ubrała się do wyjścia.
— Mam wrażenie, że znalazłam właściwą drogę — szepnęła do siebie. — Gdybym nawet miała zgnić w więzieniu, muszę zdobyć te perły.
Owinęła się nurkowym płaszczem i przez wąski korytarz przedostała się do loży portiera... W pokoju siedziała stara kobieta, duch opiekuńczy baletnic i chórzystek.
— Czy mogę skorzystać z waszego telefonu, Mary? — zapytała aktorka.
— Bardzo proszę — odparła staruszka z uśmiechem.
Elwira nakręciła szybkim ruchem numer.
— Czy to ty, Jackie? — szepnęła czule. — Tak, to ja... To cudownie... Zapomnijmy o tym nieporozumieniu... Czy mnie jeszcze kochasz?... Czy zawsze jesteś gotów wskoczyć dla mnie w ogień, jak mi to często powtarzałeś? Spotkamy się dziś, a może wrócisz do moich łask... Czekaj na mnie przy wejściu dla artystów, ale nie zbliżaj się zanadto do budynku teatralnego... Spotkamy się na bocznej uliczce... Później ci powiem dlaczego!... Całuję cię mocno...
Elwira odwiesiła słuchawkę. Twarz jej znów przybrała kamienny wyraz. Ciemnym korytarzem udała się spiesznie do swej garderoby. Stojąc przed lustrem zrzuciła z ramion wspaniały płaszcz nurkowy:
— Zobaczymy, która z was zwycięży — szepnęła przez zaciśnięte zęby. — Jack jest specjalistą od tego rodzaju spraw i miękki jest w mym ręku jak wosk... Nigdy mi na nim nie zależało, ale mogę się nim posługiwać, jak powolnym narzędziem.
W lepszym o wiele nastroju wkroczyła na scenę... Miała na sobie różowy obcisły kostium i maleńkie skrzydełka u ramion... Zachwycona publiczność nie szczędziła jej braw.
Po przedstawieniu Elwira szybko starła szminkę z twarzy i pierwsza wyszła z teatru... Skierowała się w stronę wąskiej bocznej uliczki. Pochwyciły ją silne męskie ramiona.
— Trudno mi w to uwierzyć, dziewczyno — szepnął jakiś ochrypły głos. — Czy wszystko znów będzie tak, jak dawniej?
— To zależy tylko od ciebie, Jackie — odparła, gładząc go drobną rączką po twarzy.
Pociągnęła go za sobą w stronę najbliższej latarni.
— Ubranie twoje nie wygląda mi zbyt świeżo, Jackie — dodała, potrząsając głową. — Czy ci bieda doskwiera, chłopcze? A może... przebywałeś w niezbyt wygodnym „hotelu“, utrzymywanym przez państwo?
Ostatnie te słowa wypowiedziała cichym szeptem. Mimo to, mężczyzna przeraził się:
— Pst... Nie mów tak głośno!... Mam jeszcze z policją jakieś niezakończone porachunki... Powiedz mi lepiej, jak to się stało, że znów cię trzymam w ramionach, że twoja śliczna twarzyczka znajduje się tak blisko mojej twarzy? Mówiąc prawdę, dopiero miesiąc temu wyszedłem z więzienia... Dotychczas nie zatroszczyłaś się o mnie?
— Wybacz mi... Zaprowadź mnie gdzieś, gdzie moglibyśmy swobodnie pogawędzić. Mam ci coś ważnego do powiedzenia. Nie chciałabym, aby ktoś nas podsłuchał.
— Z tobą gotówbym pójść choćby na koniec świata — odparł mężczyzna.
— Ruszajmy więc w drogę! Spieszmy się... mam niewiele czasu.
Dziwna para szybko przebiegła wąską uliczkę. Mężczyzna chwycił dłoń swej towarzyszki i okrywał ją gorącymi pocałunkami.
— Dosyć już, dosyć — wyrywała mu się z uśmiechem. — Zostaw trochę na później.
Skręcili w szeroką ulicę, po czym Jack wprowadził swą towarzyszkę do winiarni. W obszernej sali pełno było ludzi. Jack zbliżył się do kontuaru, zamienił kilka słów z właścicielem i udał się z Elwirą do niewielkiego pokoiku... Stał tam połamany marmurowy stolik, dwa krzesełka i sofa, pamiętająca lepsze czasy. Kelner wsunął głowę przez drzwi i jak stary przyjaciel przywitał się z Jackiem... Jack zamknął ostrożnie drzwi i spojrzał w twarz siedzącej naprzeciw niego kobiety:
— A teraz powiedz mi o co chodzi? — zaczął.
— Poczekajmy, aż kelner poda to, coś zamówił — rzekła. — Chcę, aby to co powiem, pozostało tylko między nami...
Upłynęło kilka minut... Kelner wniósł na tacy dwie szklanki grogu z rumem. Po jego wyjściu Jack zbliżył się do swej towarzyszki.
— Liczę na twoją pomoc, Jack — szepnęła, patrząc na niego przeciągle. — Wiem, że zawsze jesteś taki sam, zawsze dzielny, zawsze gotów na wszystko.
— Nic nie rozumiem... — zdumiał się mężczyzna — przecież ty mnie rzuciłaś, a nie ja ciebie?...
— Czasy się zmieniły — przerwała mu krótko. — Teraz inaczej myślę o całej tej sprawie... Wysłuchaj mnie uważnie: mam nadzieję, że ci się powiedzie...
Drżącą dłonią wyjęła z torebki pudełko z fałszywymi perłami, otworzyła je i zawiesiła ciężki sznur na dwóch palcach.
— Czy wiesz, co to jest? — zapytała ze śmiechem.
Mężczyzna spoglądał na nią zdumionymi oczami.
— Co za wspaniałe perły?... Czy to ten sławny sznur, który otrzymałaś od tego Goldfisha?
— Tak... To jest, dał mi takie same perły, tylko prawdziwe.
— Innymi słowy ogłoszenie Rafflesa w „Timesie“ mówiło prawdę? — zapytał Jack ze zdumieniem. — Sądziłem, że to żart?
— Szczera prawda — odparła żywo kobieta. — Nie mów tak głośno... Baxter dał te perły do otaksowania: warte są około dziesięciu funtów. Omal nie wściekłam się ze złości... Chciałam wyrzucić je przez okno... Opamiętałam się jednak i postanowiłam się zemścić. Czy wiesz, kto ma prawdziwy sznur pereł? Sigryda Holmes! Czy znasz ją?
— Doskonale... Kiedy nie była jeszcze taka sławna, przychodziłem często do niej razem z towarzyszami... Teraz wszystko się zmieniło. Byłem raz w jej nowym mieszkaniu, ale odpędziła mnie od progu jak wściekłego psa... Lokaj powiedział mi, że jaśnie pani nie przyjmuje!... Jaśnie pani!... Ha... ha... Uśmiałem się serdecznie... Sprytna sztuka z tej Sigrydy Holmes!
Oczy Elwiry zabłysły.
— Posłuchaj — szepnęła. — Goldfish zabrał mi moje prawdziwe perły pod pretekstem sprawdzenia zamka i, zamiast nich, oddał mi fałszywe... Czy wiesz kto otrzymał mój prawdziwy sznur? Sigryda! Muszę je mieć z powrotem... Czyś mnie zrozumiał, Jack?
Czarnooki mężczyzna roześmiał się głośno.
— Sądzę, że tak... Trzeba będzie zamienić obydwa sznury w ten sposób, aby Sigryda tego nie spostrzegła.
— Otóż to właśnie — odparła Elwira. — Czy chcesz to dla mnie zrobić? Musisz włamać się do jej mieszkania jeszcze tej nocy.
— I zaufasz mi swoje perły? — zapytał Jack, chwytając jej drobną rączkę.
— Zaufam ci wszystko, Jack — odparła Elwira.
— I... czy wszystko będzie między nami tak, jak było dawniej?
— Tak — odparła cicho.
— Przysięgam ci, że odzyskasz swoje perły — odparł mężczyzna.
Przyciągnął ją do siebie i uścisnął mocno.
— W jaki sposób odróżnisz prawdziwe perły od fałszywych? — zapytał. — Czy masz jakiś znak?
— Nie... Wiem tylko, że moje były prawdziwe...
— Skąd możesz wiedzieć, że te, które ci przyniosę, nie będą fałszywe?
Kobieta zmieszała się przez chwilę.
— Powtarzam ci raz jeszcze, że mam do ciebie zaufanie, — odparła, wzruszając ramionami.
— Ale to za mało, Elwiro... Musisz mieć pewność, że cię nie oszukam.
Mówiąc to wyjął z kieszeni scyzoryk i naciął nim dość głęboką rysę na złotym zamku.
— Chciałbym jak najprędzej zasłużyć na nagrodę — rzekł. — Jeszcze dziś w nocy muszę dokonać włamania.
— Wiedziałam, do kogo się zwracam, Jack... Nie wiem tylko, czy Sigryda spędzi dzisiejszą noc w domu?
— Głupstwo... Jakoś sobie dam radę. Znam jej dom i potrafię znaleźć sobie drogę.
Trzasnął drzwiami i wyszedł z winiarni.
Zadowolona z takiego obrotu sprawy, Elwira rzuciła złotą monetę na marmur stolika i spiesznie udała się na ogólną salę. Na ulicy wsiadła w taksówkę i kazała się wieźć szybko do domu.
Minęły cztery długie godziny oczekiwania.
Około godziny czwartej nad ranem ktoś cicho zapukał do drzwi jej mieszkania.
— Kto tam? — zapytała.
— To ja.
Poznała głos Jacka. Po chwili trzymał ją już w ramionach.
— Czy masz je? — zapytała, oddychając ciężko.
— Tak — odparł wesoło. — Poszło mi gładko... Sigryda wypiła widać za wiele i zasnęła jak kamień... Naszyjnik wrzuciła do zwykłej skrytki w murze, zamkniętej na najprostszy zamek! Oto twoje perły.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.