[131]SMUTEK.
(ELEGIJA.)
Wczoraj gdy smutny przyszedłem cię witać,
Niechciałaś, może nieśmiałaś, zapytać
Przyczyny smutku. Ale s twego głosu
Tak cóś milego, cieszącego brzmiało,
Ale s twych oczu takie szczęście wiało
Na czarne myśli, na mgłę mego losu,
Że gdym je spotkał oczyma mojemi,
Że gdym zobaczył twój uśmiéch anioła,
Witałem ciebie tąż pogodą czoła,
Taką rozmową, ustami takiemi.
Rad s siebie, z ludzi, wesoły, szczęśliwy,
Wracałem — dzięki twéj dobroci tkliwéj!
Dzisiaj smutniejszy stanąłem przed tobą,
Próżnoś, niebieska w twoich pociech gronie,
Z muzyką głosu i lica ozdobą
Znów biegła wieńczyć przyjaciela skronie
W kwiaty niewinne jak ty, jak ty młode,
Szczęścia, wesela. Głos twój nieodbity
W méj duszy omdlał jak dźwięk w niepogodę.
[132]
Twój uśmiech, już do połowy rozwity,
Zwietrzał na ustach. I duszy twéj posły
Oczy, raz drugi już się nie podniosły.
I smutnie zmierzchnął ich promień uroczy.
Jam milczał. Luba! tyś mówiła czasem,
Na pozór zda się obojętne wieści,
Obce nam obu, rzucone nawiasem,
Lecz w duchu tyle pożądanéj treści,
I z bolejącem sercem strojne tyle! —
Tak biegły muzyk, gdy żywsza piosenka
Źle mu samotną uprzyjemnia chwilę,
Zmienia ton, zda się, nie umyślna ręka
Błądzi po strónach na los, bez wyboru,
I wiąże jakieś motiwa nie składne,
A żaden dźwięk mu, ah! półdźwięku żadne
Z harmonijuego nie wyjdzie minoru. —
Wracałem smutny; lecz już bez cierpienia.
Bo smutek w cichą złagodniał tęsknotę,
I wlał do duszy nadzieje, marzenia;
Lecz już nie rospacz. Jeszcze jednę chwilę
Pięknej muzyki, jednę z nią pieszczotę,
Jéj łza, a jużbym i tę resztę smutku
W kilku łzach, w kilku rymach mógł wypłakać.
O! jakież dzięki za dobroci tyle?
Cóż po staraniach, nadziejach bez skutku
Słabéj wdzięczności pozostało? — płakać.