[229]Sonet.
I.
Sonet na myśl helleńskie przywodzi mi urny,
Lub czary Benvenuta kute w ametyście,
Boską kształtów harmonią, młodą wiekuiście,
W śpiewnych dobach Petrarki i w dzisiejszej chmurnej.
Jego gałąź wciąż kwitnie, choć cedr sztuki górny
Tyle innych form otrząsł jako zwiędłe liście.
Lecz rysa, szczerba, skaza — nie wart nic. Doń wnijście
Otwarte tym, co wzuli artyzmu koturny.
W ten puhar drogocenny, a drobny rozmiary,
By pospolitym płynem nie pokalać czary,
A pijącego drobną upoić kropelką,
Przystoi win wystałych duszę lać już samą,
Treść najgłębszą serc, mózgów, wnętrznie jak świat wielką,
By dyament-duch za formy złotą świecił bramą.
[230]
IIII.
Ty pierwszy miłość wonną fijołka, o smętny
Szarzyński, wlałeś w czaszę Danta i Petrarki.
Zmilkłeś — zmilkł sonet z tobą. Aż olbrzyma barki
Dźwignęły go — i zadrgał potężnemi tętny.
Poryk fal — i miłości wybuchy namiętnej,
Myśli gon — i wichrowe na stepach poswarki,
Tęsknot ból — niepamięci lot po grobach szparki —
Krym! Mickiewicz! Któż nie drgnie, zimny, obojętny?
Truwer dźwięczny — Gaszyński i Garczyński — rycerz,
Słów malarz — Gomulicki, Felicyan — zdań snycerz,
Asnyk, rybak idei, zapatrzony w głębie...
Po nich ja — nie ostatni (dajcie, druhy, ręce,
Kasprowicz, Lange — straże na dni nowych zrębie!)
Kielich sonetu winem wzlotów, zwątpień święcę.