Król Bobo i królewna Lala

<<< Dane tekstu >>>
Autor Adam Mickiewicz
Tytuł Król Bobo
i królewna Lala
Pochodzenie Poezje (1929) tom I
Poezje rozmaite (1817-1854)
Wydawca Gubrynowicz i Syn
Data wyd. 1929
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
CCXI
KRÓL BOBO I KRÓLEWNA LALA

Za czarnem i sinem morzem był kraj zbyt cudny,
Obfity w łąki i w mąki, rybny i ludny:
A panował tam król Bobo, wielki wojownik,
A nie dosyć, że wojownik, lecz i czarownik,
Szanowali go poddani i króle bliskie
I najdalsi monarchowie i kraje wszystkie.
Więc król Bobo w sławie jaśniał, w skarby opływał,
Wszelkiego bożego dobra wesół używał.
Nic nie robiąc, wcześnie chodząc spać, późno wstając,
Całe dni polując, pijąc, tańcząc, hulając,
[ I ] od jednych do drugich swych ziem przejeżdżając.
Pałaców trzysta sześćdziesiąt sześć wybudował,
By każdego dnia w pałacu innym nocował.
Słowem, od początku świata do owej doby,
Nie było na świecie pewnie żadnej osoby,
Ani też będzie, szczęśliwszej od króla Boby.

Męskiego potomstwa nie miał król Bobo wcale,
Tylko jednę miał córeczkę, na imię Lalę,
Cudnego rozumu, cudnej urody.
Ale
Jak była najrozumniejsza, najurodziwsza,
Tak ze wszystkich panien była najnieszczęśliwsza.
Czy rodziła się pod gwiazdą złą, w czarnym roku,
Czyli ją kto zaczarował w jakim uroku,
Czy swą dolę wypatrzyła w czyjem złem oku:
Nikt nie wiedział, ni powiedzieć umiał królewnie,

Tylko, że jest nieszczęśliwa, wiedziano pewnie,
I że we dnie i że w nocy płakała rzewnie.
I było też czego płakać i czego szlochać,
Bo się żaden z kawalerów nie chciał w niej kochać.
Przyjeżdżali królewice z dalekich stolic,
Odwiedzali ją książęta z bliskich okolic,
Nikt się wdziękom jej dowoli nie mógł napatrzyć;
Ale nikt się o jej rękę nie chciał oświadczyć.

Tymczasem królewna Lala rośnie a rośnie,
I nie mogąc dostać męża, wzdycha żałośnie.
Gdy nie stało kawalerów koronowanych,
Rada była pójść za kogo z książąt poddanych:
Swatała się przez swą ciotkę i przez stryjenkę,
Trzem z kolei obiecała posag i rękę.
Każdy za tak wielką łaskę kłaniał się wdzięcznie,
I każdy się od wesela wykręcił zręcznie.
Jeden mówił, że wprzódy nim wstąpi w małżeństwo,
Pojedzie sam uwiadomić swoje rodzeństwo
I uprosić u rodziców błogosławieństwo.
Siodła konia, z krajów Boba jedzie coprędzej,
I tyle go też widziano, nie wrócił więcej.
Drugi już się przyrzekł żenić: tylko uprosił,
Aby wprzód po zmarłym ojcu żałobę znosił.
Gdy ją znosił, przyszły druchny po pannę młodę —
A pan młody zniknął kędyś, jak kamień w wodę.
Słowem, każdy pan innego szukał pozoru,
Aż po jednym tak uciekli wszyscy ze dworu.
Gdzie jechali, powiadali: że pannę Lalę
Szanują, [i że] ją wielbią i cenią, ale
Do żenienia się z nią serca nie mają wcale.
Dlaczego serca nie mają? nie wiedzą sami:
Panna z tylu przymiotami! i z bogactwami!
I królestwo ma w posagu! Warto się kusić,
Cóż gdy serca do kochania nie można zmusić.
A było to w owych czasach, gdzie jeszcze ludzie
Nie wiedzieli o dzisiejszej brzydkiej obłudzie,
Nie rozumieli, że można panny nie lubić,

A przecież ją dla pieniędzy tylko zaślubić,
A tak i swe i jej serce na wieki zgubić.
A więc woleli panowie iść na wygnanie,
Aniżeli bez kochania na królowanie;
Woleli iść na wygnanie, o wolnem sercu,
Aniżeli bez miłości stać na kobiercu.

Tymczasem królewna Lala rośnie a rośnie;
Dotąd zamąż nie wydana, wzdycha żałośnie:
«Każda panna z mego dworu, każda poddanka,
Czy prostaka, czy pastucha, znajdzie kochanka,
Ma towarzysza, ma dziatki. Ja tylko biedna
Bez towarzystwa, bez dziatek, zostanę jedna,
I nie będzie komu po mnie zapłakać szczerze
I za moję duszę codzień zmówić pacierze!...»

Tak płaczącej pannie Lali przyszła myśl dzika,
Ażeby pójść wreszcie zamąż choć za kuchcika.

Właśnie wtenczas, przed oknami, chłopiec niewielki,
Oszarpany, umurzany, płókał rądelki.
Przyjdź, kuchciku, i posłuchaj, co powiem tobie,
A ja cię dziś najszczęśliwszym człowiekiem zrobię.
Naprzód rądle rzuć do licha i bież w krynicę,
Umyj dobrze i wyszoruj piaskiem twe lice
I ręce umywaj póki aż będą czyste;
Potem przydź [tu], a ja ci dam suknie wzorzyste.
Dam ci kapelusz z piórami, ostrogi srebne,
Złota kieskę, tudzież inne sprzęty potrzebne.
Za to złoto kupisz w mieście rumaka z rzędem;
Na nim wielką bramą w zamek wbież wielkim pędem;
Udasz się przed królem, ojcem moim, za księcia,
A ja dokażę, że ciebie weźmie za zięcia».

Gdy królewna tak mówiła, kuchta drżał z trwogi,
Potem jak stał, tak jej upadł plackiem pod nogi
I podniósłszy głowę, z płaczem wołał: «Ach, czemu

Tak żartujesz, tak urągasz chłopcu biednemu?»
«Głupi kuchto — rzekła Lala, — same gołąbki
Upieczone lecą z nieba tobie do gąbki!
Jeżeli nie zrobisz, głupcze, co ci kazałem,
To nie odżałujesz tego twem życiem całem».
«Ach, królewno, Lalo moja! — kuchcik zawołał, —
Choćbym chciał zrobić, co każesz, tobym nie zdołał.
Nie wiesz, co to lata młode przeżyć sierotą;
Nie wiesz, co to być kuchcikiem! Pytaj mnie o to...!
Z rana trzeba iść do lasu łamać gałązki,
Zgarbiwszy się, składać w kupę i wiązać w wiązki
I na plecach nieść do domu, a tak się silić,
Że się trzeba aż do ziemi jak dęga chylić.
Pod ciężarami nie mogłem wyróść na człeka,
Lecz, jak źrebię zajeżdżone, jestem kaleka.
Przyłamana róść nie może w górę kalina,
I źrebiątko zajeżdżone — wieczna mierzyna.
Chociażbym do dworu wjechał na koniu wielkim,
Poznaliby wszyscy, żem jest lichym karzełkiem».
«Nic to — rzekła mu królewna, — jest na to rada:
Powiedz, że ty jesteś rodem z kraju — Ozada...
Stoi w książkach, że jest kędyś kraik malutki,
Którego obywatele zwią się karlutki —
Powiedz, żeś ty syn królewski z tamecznej ziemi;
Królowie, czy są wielkiemi, czyli małemi,
Czy prości, czyli garbaci, są równi sobie».
Kuchta na to: «O, królewno! cóż nędzny zrobię?
Patrzno tylko na mą postać, na ręce moje;
Czyli będą mnie do twarzy książęce stroje?
Od rana do nocy muszę kręcić pieczenie,
Aż, jak pieczeń, tak spaliły twarz mą płomienie;
Wieczorami rądle myję, aż dłoń stwardniała,
I patrz, z rąk mych aż do łokcia zlazła pobiała».
«Nic to — rzekła mu królewna, — mów przed naszemi,
Że ty jesteś syn królewski z murzyńskiej ziemi:
Wiadomo nam, jak tam słońce oblicza smali;
Królowie są wszyscy równi: czarni, czy biali».

Dopiero to słysząc kuchta, aż stracił mowę,
I zadziwił się tak mocno, aż zaszedł w głowę,
Włosy targał, ręce łamał, nogami tupał,
A zębami zgrzytał, jakby orzechy chrupał.
Płakał coraz głośniej, że aż Lalę przelęknął;
Wkońcu dostał serdecznego śmiechu i jęknął.
.................
.................




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adam Mickiewicz.