<<< Dane tekstu >>>
Autor Peter Nansen
Tytuł Spokój Boży
Wydawca Przegląd Tygodniowy
Data wyd. 1903
Druk Drukarnia Przeglądu Tygodniowego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz M. M.
Tytuł orygin. Guds Fred
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VII.
25 czerwca.

Otrzymałem cały stos pism ze stolicy; między niemi był list od ukochanej.
Pyta się ździwiona, zmartwiona i zasmucona: „czy cię ziemia pochłonęła?“ Daremnie szukała mnie i czekała. Mówiono jej, żem w towarzystwie jakiejś pani wyjechał zagranicę. Przesyła mi teraz kilka słów, na chybił trafił pod starym adresem: „nie wiem, czy cię dzisiejszy list zastanie, ale czułam potrzebę zapytania się w jakikolwiek sposób, czy pogłoska się sprawdza. Zmuszona jestem jej prawie wierzyć. Czym zasłużyła, byś w taki ze mną postępował sposób? Czym zawiniła względem ciebie? Przeciwnie, przecież starałam się do twej zastosowywać woli i stać się taką, jaką mnie widzieć pragnąłeś: nie męczyłam ani zbyteczną troskliwością ani zazdrością. Obecnie pragnęłabym cię nienawidzieć — ale nie mogę. Napisz tylko „powrócę“ — a ja kochać będę, jak kochałam“.
Nie może mnie nienawidzieć, wmawia sobie, że miłość i nienawiść w parze iść muszą. Jestem innego zdania, uważam, że najbardziej zmaltretowana miłość nie może się w nienawiść zamienić. Autorka tego gruchającego listu jest o tyle gołąbkiem, o ile wyleczyć się z miłości nie umie — nie będzie nigdy jastrzębiem, bo ani fanatyzmu nie posiada, ani szponów i dziobu ostrzyć nie potrafi. Wybrała mnie na kochanka, bo wyróżnienie pochlebiało jej próżności.
Teraz, po moim wyjeździe czuje rodzaj próżni, pragnie mnie mieć przy sobie, bo ją martwi, żem z własnego opuścił ją popędu. Niedługo jednak szczęście znów jej zajaśnieje. Próżne miejsce nowy zajmie kochanek, który inną, ale niemniej wielką wartość posiadać będzie. Gniew niknie, a gdy po latach się spotkamy, powitamy, jak dwaj przyjaciele, nie mający już teraz żadnych poważnych, wspólnych myśli, których zaledwie kilka przelotnych wspomnień jeszcze łączy.
Żem mógł wyjechać, nie pragnąc z nią pożegnania, było najlepszem wyjaśnieniem całego naszego stosunku. Nie było mowy o zerwaniu. Cóż innego powiedzieć jej mogłem nad „Serdecznie dziękuję za chwilę razem“? Nie było trudnego do rozwiązania węzła, lecz lekka kotylionowa kokarda, złożona z różowej i białej wstążki. Nie umiałem się przezwyciężyć, nie umiałem wypowiedzieć ckliwych słów pociechy i podzięki nad tym pozornym grobem. Wstydziłem się jej, nie chciałem brać udziału w tej banalnej pustej roli, zwłaszcza, że wiedziałem, iż nie odmówi sobie przyjemności odpowiadania mi podług słów wielkich dramatów.
Chęć zerwania z ostatnią moją kochanką nie była najgłówniejszą przyczyną wyjazdu mego z miasta. Uciekałem przed tak zwanym sportem miłości, któremu w wielkiem mieście hołdują — i ja hołdowałem. Głównie hołdowałem dlatego, by poniżyć miłość, zepchnąć ją z wyżyn zawrotnie wysokich, wzniesionych przez ślepą wiarę młodości, z tym rezultatem, że sam jednego pięknego poranka leżałem na ziemi z połamanemi członkami.
Kochałem a oszukano mnie. Zamknąłem swój smutek w sobie samym, poprzysiągłem nie ulegać miłości i nie dać się przez nią wykierować na głupca. Zwyciężony — chciałem innych zwyciężyć. Bawiono się mną, chciałem się innymi pobawić. Nie chciałem ranić, jak mnie raniono, ale porwać miłość za kark, jak mnie pochwyciła. Nauczałem innych, by tak samo postępowali. Mówiłem, że miłość jest igraszką, że nie warto jej za co innego uważać a tem mniej życiem przypłacać. Uczyłem, że często traci się duszę wtedy, gdy się tego zupełnie nie pragnie.
Rozpraszałem siły życiowe. Sądziłem, że na najlepszej znajduję się drodze: zostania panem miłości. Pewnego jednak dnia obudziłem się z przestrachem: „patrz — lata płyną, gdzie podziały się te, któremiś się zabawiał? Coś zebrał do skarbnicy uczuć, rozsiewanych w niepogodę i wiatry? Kropelka po kropelce spływała krew z rozkrwawionego serca twego, sam spychałeś się w przepaść, dawałeś mało i jeszcze mniej otrzymywałeś a dawałeś tak często, że niedługo nic ci już nie pozostanie...“
Rozgniewanej kochance odpowiem: „życzę ci, ty moja zbyt posłuszna uczennico, spotkania na drodze życia człowieka, któryby cię kochać prawdziwie nauczył“.
Później może nauczę ją nienawidzieć.
Bo głupią nie jest.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Peter Nansen i tłumacza: anonimowy.