<<< Dane tekstu >>>
Autor Peter Nansen
Tytuł Spokój Boży
Wydawca Przegląd Tygodniowy
Data wyd. 1903
Druk Drukarnia Przeglądu Tygodniowego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz M. M.
Tytuł orygin. Guds Fred
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VIII.
W ostatnich dniach czerwca

Chcę napisać książkę o starym grodzie. Nie opiszę go takim, jakim jest w istocie. Nie dbam o krytyczno psychologiczną metodę, nie chcę zapuszczać sondy w głąb jego duszy, ale pragnę, by takim był, jakim go widzę po raz drugi, przez różowe szkło dziecinnych wspomnień, w obłokach słonecznych cichego szczęścia i smutku bez goryczy. Ma to być książka dla pragnących cichego, oddalonego od świata kącika, w którym dusza żyćby mogła życiem kwiatów klasztornego ogrodu. Przez tę książkę przewinie się nić opowiadania, pozbawionego sztucznych wzruszeń, olśniewających barw, denerwującego naprężenia. Zadowolonym będę, jeśli czytelnicy doznają wrażenia, jakgdybym wniósł im w darze wiązankę pachnących, skromnych polnych kwiatów.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Trzy razy tygodniowo otwierają klasztorną bibliotekę. Siadam wtedy w czytelni i wyczytuję z pożółkłych foliałów, zapisanych drobnem, wężykowem pismem, życie i zdarzenia starego miasta. Nie będę miał żadnego pożytku z tych studyów, ale przez zatapianie się w ubiegłych czasów historyę, wchłonę w siebie łagodny nastrój przeszłości, którym pragnąłbym napełnić swą książkę. Nietylko stare foliały mnie nęcą — samo miejsce przyciąga. Wygodnie rozparty w starym safianowym fotelu, zapominam o książkach przedemną leżących i w senne zatapiam się marzenia. Za czasów katolickich zajmowali ten klasztor braciszkowie a w pierwszem po­‑reformacyjnem stuleciu urządzono tu łacińską szkołę. Teraźniejsza biblioteka była niegdyś refektarzem. Jest to średnio długi pokój, o grubych pobielanych ścianach i trzech nizkich śpiczastych łukach. Sklepienie drzwi jednej ze ścian jest tak nizkie, że trudno przejść dorosłemu człowiekowi bez nachylenia. Ztąd roztacza się widok na pokoje biblioteki, których półki — pełne książek o wyblakłych, niebiesko­‑żółtych grzbietach. Po drugiej stronie podłużnej ściany znajdują się trzy okna, owalnemi otoczone łukami. Szybki — pożółkłe i zzieleniałe, w głębokich, łukowych tkwią wycięciach.
Okna sięgają do podłogi: ztąd roztacza się widok na ogródek biblioteki, graniczący z klasztornym i cmentarnym. Jest to kawał urodzajnej ziemi, zarośniętej krzakami, pięknemi kwiatami na zielonem tle trawnika. W pośród gromady drzew, uginających się pod ciężarem owoców, wznosi się wysoki, płaski, wpół zniszczony kamienny nagrobek z równie zniszczonym starym napisem.
Najczęściej jednak wzrok mój zatrzymuje się na wysokim, żółtym murze, oddzielającym ogród od wązkiej uliczki. Tam, gdzie mur podwójnym się staje i tworzy czworokąt, spostrzegamy ślady grubo wyciosanych schodów a między murami rośnie drzewo, którego gałęzie ledwie się zielenią, w dowód pełnego troski żywota. Przyglądam się schodom w ścianie i schowanemu drzewu i marzę o młodym braciszku zakonnym, który na tem samem, co i ja, siedząc miejscu, przysłuchiwał się rozmowie zakonników, prowadzonej przy wieczerzy. Myśli jego wędrują gdzieindziej, serce bije niespokojnie. Przypatruje się przez nizkie okna złotej grze kolorów zachodzącego słońca. Następnie zakonnicy udają się na spoczynek a noc swym płaszczem otula ogród klasztorny. Ostrożnie otwierają się drzwi refektarza, młody braciszek wymyka się przez okno, spuszcza po linie na dół i zeskakuje do ogrodu. W ciemności nocy przyczołgał się aż do muru, na najwyższym stanął stopniu, przechylił ku sobie jedną z gałęzi drzewa — i między dwoma znalazł się murami. Tam, w męzkie przebrana szaty, oczekuje go kochanka i pozostaje przy nim a słowiki wyśpiewują swe trele w klasztornym ogrodzie.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Chcę napisać książkę o starem mieście i jego klasztornym spokoju, chcę, by słowiki wyśpiewać mogły pieśń o ukrytej miłości młodego, zakonnego braciszka.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Peter Nansen i tłumacza: anonimowy.