<<< Dane tekstu >>>
Autor Peter Nansen
Tytuł Spokój Boży
Wydawca Przegląd Tygodniowy
Data wyd. 1903
Druk Drukarnia Przeglądu Tygodniowego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz M. M.
Tytuł orygin. Guds Fred
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


IX.
1 lipca.

Spotkało mię dziś rano coś czarodziejskiego. Siedziałem, jak zwykle, przed pawilonem i karmiłem wróble. Od czasu przybycia mego na wiatrakową górę, liczba wróbli z dnia na dzień się powiększała a wraz z nią ich śmiałość. Wchodzą do mego pokoju, czekają na śniadanie a gdy czasem o nich zapominam, pukają dziobkiem w szybę i niecierpliwie świergocą na parapecie.
Dobiegamy do końca uczty: na stole leży duży kawał pszennego chleba. Cała banda go obsiadła. Dziobią i wydzierają sobie kęs po kęsie — nareszcie przyfrunęła odważna para i uniosła wspólnemi siłami ostatni kawałek. W tej samej chwili spostrzegłem młodą, w jasną suknię ubraną dziewczynę, stojącą na stopniach pagórka. Napewno przyglądała się zabawie. Spotkały się nasze spojrzenia. Wydaje się zmieszaną. Porusza się, jakby chciała uciec, później namyśla się, schodzi spokojnym krokiem ze schodów, zbliża się ku mnie. Podnoszę się, witam ją. Lekko skłania głowę i mówi ze spokojem udanym a może naturalnym: „Mam coś dla pana“ i podaje mi kartkę. Odwijam ją, czytam: — „Prawda, to do pana należy. Poznałam go, patrząc na niego przed chwilą“. To co mi oddała, było kartką, zgubioną przezemnie na okręcie, zapisaną szczerem wyznaniem. „Tak — to moja“ — odpowiedziałem — „ale zkąd pani wie, że to do mnie należy?“ — Uśmiecha się wesoło: — „Więc pan mię nie zna? nie — naturalnie nie, było głupie pytać się pana — pan mię zaledwie zauważył“. „Pani byłaś tą, co stała przy mym boku wtedy na okręcie?“ — „Tak, panie“ — odrzekła — „z tą tylko różnicą, że nie nagle przy panu stanęłam, bo pomimo, że na górach mieszkam, czarownicą ani czarodziejką nie jestem“. Wszak to ona, córka młynarza, dziewczyna z wzniesienia ołtarzowego! Podała mi rękę, pożegnała się: „Bądź pan zdrów i przebacz, że mu przeszkodziłam, ale myślałam...“ — spojrzała na mnie poważnie — „że panu zależy na posiadaniu tej kartki. Gdym ją znalazła, pana już nie było“.
Odeszła — a ja patrzałem, jak spokojnym, pewnym krokiem do schodów doszła, potem zniknęła, jak białe zjawisko w zieleni sosen. Chciałem, by wróciła — skoczyłem, by za nią pogonić. Miałem jej tyle do powiedzenia, tyle do zapytania. W tej samej jednak chwili pomyślałem: Nie — jak jest — jest pięknie. Wyrazy między nami wyrzeczone nie zepsuły nastroju. Bogini zeszła z góry, ukazała się na chwilę i odeszła.
Długo, długo jeszcze wpatruję się w miejsce, z którego zniknęła.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Peter Nansen i tłumacza: anonimowy.