Sprawa Clemenceau/Tom II/VI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Sprawa Clemenceau |
Podtytuł | Pamiętnik obwinionego. Romans |
Wydawca | Drukarnia E.M.K.A. |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Drukarnia „Oświata“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | L’Affaire Clémenceau |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
Małe to zajście opowiadam panu z najdrobniejszymi szczegółami dlatego, że w niem już przejawiają się w zarodzie trzy główne występki, mające najprzód zgubić tę kobietę, potem mnie z nią razem: bezwstyd, niewdzięczność, zmysłowość. A jednak, z wyjątkiem niemiłego zdziwienia wywołanego odpowiedzią w przedmiocie srebrnej czarki, cała ta scena zostawiła na długo w moim umyśle samo wspomnienie miłości, i niewinnej pustoty. Iza kilkakrotnie ponawiała podobne wybryki, a raczej uczestniczyliśmy w nich oboje, pragnąłem bowiem dzielić wszystkie bez wyjątku jej wrażenia. Ona zwała mię Daphnis, ja ją zwałem Chloe, aż w końcu mitologiczne te kąpiele, oddawna wykluczone z obyczajów świata cywilizowanego, zdały mi się całkiem naturalną rzeczą.
Zresztą, takie ćwiczenia i zapasy z przemożnym żywiołem odpowiadały w zupełności moim upodobaniom, i nie byłoby nic tak bardzo zdrożnego w tej całkowicie odosobnionej rozrywce, gdybyśmy byli na tem poprzestali; ale miłość, ale miłość, którą odczuwała dla mnie Iza była fizyczną wyłącznie; dusza nie brała w niej najmniejszego udziału, wierząc niemniej, że całkowicie ją podziela. Naówczas Iza, równie jak ja, nie domyślała się jeszcze tego, że łączący nas sakrament stawił ją w prawie poznania i wyjawienia mi wszystkich małżeńskich wrażeń, nie kryła się więc bynajmniej z uczuciem cielesnej rozkoszy, którego tu doznawała.
Tu zachodzi konieczność nader drażliwego wyznania. W akcie oskarżenia nie będzie zapewne pominiętem to, co Iza tylokrotnie, po rozstaniu już naszem, powtarzała wszędzie na swoje usprawiedliwienie: że używałem własnej żony jako modelu. Będą mi zarzucać rozmyślne, z upodobania, demoralizowanie młodej dziewczyny, którą prawo wydało mi na własność, a której niewinność i skromność dziewiczą powinieniem był szanować.
Pierwszy punkt jest prawdziwy, drugi mylny. Niestety! demoralizacja była instynktowną, występek przyrodzony był u tej dziewicy; i jeżeli jedno z nas zostało przez drugie zdemoralizowanem, to niewątpliwie demoralizacja nie mężczyzny ale dziecka była dziełem. Tak, w naturze mojej leżała bezdeń fizycznych żarów miłości; im więcej przed ożenieniem, zaparłem ich się dla pracy i dla miłości idealnej, tem, gdy raz już ideał wcielony, małżeństwo zawartem zostało, myślałem o tłumieniu i powściąganiu tych zapałów, cóż dopiero, gdy w żonie znalazłem równe mojemu pragnienia poznania ich i użycia. Wówczas, ani jedno ani drugie nie byliśmy jeszcze winnymi. Ja miałem dwadzieścia sześć lat, Iza osiemnaście zaledwie; ona była pięknością, ja byłem siłą, i kochaliśmy się do szału.
Wyznam ci wszakże, panie adwokacie, — kiedy ci już przyszło zostać spowiednikiem moim, — że pierwsze moje wrażenie, skoro mi już było wolno obnażyć z osłon tę boską istotę, mieściło więcej uwielbienia połączonego z szacunkiem, aniżeli żądzy. Taki jest przywilej najwyższej piękności, Podnosi ona umysł, uszlachetnia dusze, wprzód nim na zmysły podziała. Prud’hon w cudnym swym obrazie Adonisa i Wenery, pierwsze te wrażenia wyraził z delikatnością prawdziwego poety i prawdziwego kochanka. Najpiękniejsza z bogiń Olimpu, bezwarunkowo naga i bezwarunkowo kobieta, oddaje się pocałunkom i pieszczotom najpiękniejszego z śmiertelnych. Ten wpatruje się w nią pełen zachwytu, nie śmie wszelako ani ustami, ani końcem choćby palców dotknąć anielskiego ciała, którego sam oddech zda się skazić musi. Naturalnego tego wzruszenia, które odczuwałem z artystą, doświadczyłem z Adonisem. Jednakże, stopniowo, tak dla syna Cinyry jak dla mnie, przyszła kolej na bardziej ludzkie uczucie; długo wszakże jeszcze w samem nawet posiadaniu, pozostałem skromnym i byłbym nim do dziś niewątpliwie, gdybym słuchał własnych skłonności jedynie. Nieszczęściem, poważna i powściągliwa do zbytku przy obcych, Iza wobec mnie była bez żadnego wstydu, Dumna swą pięknością, co chwila, pod pierwszym lepszym pozorem stawiła mi ją przed oczy, i scena z kąpielą tysiączną jest ledwie cząstką tego łańcucha zmysowych obrazów, któremi lubiła mię wabić.
Nie na tem koniec, Mówiąc mi w chwili picia mleka: „Czy nie jestem ślicznym pomysłem do posągu?“ wracała, poraz już dwudziesty może, do raz powziętej myśli, chętki widzenia odwzorowanych, wykutych, uwiecznionych w marmurze tych uroczych kształtów, wytworna czystość których zachwycała mię jako małżonka i jako rzeźbiarza. Nie potrzebowała nalegać zbyt długo. Silniejsi odemnie byliby ulegli. Miłować sztukę nadewszystko, w uwielbianej nad wyraz kobiecie mieć najdoskonalsze jej uplastycznienie, i nie połączyć w jedno obu tych ukochań, byłoby zadaniem trudnem, przechodzącem może nawet siłę ludzką, mianowicie gdy nie o namowę lecz o zgodzenie się szło jedynie. Odwołuję się w tym razie do szczerości kobiet jeśli istotnie szczere kobiety istnieją. Gdzież jest taka, coby znajdując się w tych co Iza warunkach piękności i szczęścia, nie uległa takiemuż uczuciu miłości własnej i dumy?
— Ponieważ kocham ciebie, ponieważ jestem zazdrosną o każdą inną kobietę, a ty znajdujesz mię najpiękniejszą ze wszystkich — mawiała do mnie: — ponieważ, szczęściem, uprawiasz sztukę dla której piękność moja przydać ci się może, rozrządzaj że nią dla sławy i pożytku swego. Tym sposobem wcielę się w każdą chwilę twego życia, i odnajdziesz mię wplecioną we wszystkie myśli swoje. Jestem zazdrosną: nie chcę żebyś się zamykał sam na sam z innemi kobietami; nie chcę, byś mógł znaleźć szczęście, ani nie chcę byś mógł znaleźć natchnienie po za mną. Zestarzeję się. Trzebaż ci wtedy będzie jakiegoś dowodu żem była piękną. A gdybym tak umarła jutro, cóżby ci zostało z twojej Izy? Pamięć przechodzi, marmur zostaje. Zresztą, czy kto będzie o tym wiedział teraz? A później, choć się i dowiedzą, unieśmiertelnisz mię tylko i koniec. Czy nie chcesz byśmy razem w potomności żyli, jak teraz żyjemy obok siebie? To nie traf prosty, zawierz mi, dał piękną dziewczynę za żonę i towarzyszkę wielkiemu artysście, to przeznaczenie. Nareszcie sprawi mi to przyjemność, oto najlepsza racja.
I co odpowiedzieć na podobne argumenty?