Starościna Bełzka/XXV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Starościna Bełzka |
Data wyd. | 1879 |
Druk | Józef Unger |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Jakim sposobem Komorowscy indult na ślub otrzymali, wydany przez ks. officyała M. Kochnowskiego, widzieliśmy wyżéj: list Komorowskich i Szczęsnego samego wymógł jego wydanie. W lutym już, (d. 4 r. 1771.) mamy pismo tegoż ks. M. Kochnowskiego officyała do proboszcza Ostrowskiego, kanonika łuckiego ks. Podhorodeńskiego, ściągnionego dla porady do Krystynopola, dowodzący jak wcześnie Potoccy zabiegali, aby nieważność ślubu i podchwycenie podstępne indultu dowieść. Ślub dawał ks. Dłużniewski, którego zaraz na rekollekcye do seminaryum wysłano, i kazano mu się starać o dyspensę ab irregularitate.
Wszystko to zabiegami wojewody wyrobione było, aby nieważność ślubu okazać.
Ks. Kochanowski[1] tak w liście swym mówi:
„Piszę sam do jw. wojewody kijowskiego i wpanu dobrodziejowi krótko donoszę circa praestitutionem famae proximi, że mnie odgłos nawet z Warszawy doszedł, jakoby za indultem moim p. wojewodzic miał wziąć ślub z jmp. Komorowską starościanką nowosielską. Dziwno mi, że mi się z tego w Krystynopolu nie zwierzył, i że indult i siebie teraz, jeżeli tak stało, podał in cribram, a ja przepraszam jw. wojewodzica i pod sumieniem wyznaję, że nie na niego ten indult był wydany, ani się do parafii ostrowskiéj nie ściągał, jako się z pozwów potém i o kapcyę moją i de clandestinitate pokaże wkrótce.”
Już tedy sam officyał zeznawał za wczasu, że indult był nieważny, a małżeństwo nieprawne; można się domyślić było, jak sprawa pójdzie w chełmskim konsystorzu.
Anonim wzmiankuje, że Potoccy użyli wszelkich możliwych środków na swoją obronę, a najwięcéj pieniędzy, któremi Komorowscy walczyć z nimi nie byli w stanie, gdyż wojewoda miał w gotowości miliony, któremi się mógł ratować. Ale opinia powszechna była przeciwko wojewodzie; szlachta oburzona wypadkiem, głośniéj niż kiedy wykrzykiwała na przemoc magnatów, odgrażając się na Potockich.
Wojewoda z Krystynopola i dóbr swoich wyjrzeć nie mógł w obawie zemsty, a silne wrażenie, jakie na nim uczyniły te wypadki, wywołało chorobę ciężką, dla któréj po lekarzy aż do Wiednia słać musiano.
Tymczasem Komorowscy podniosłszy wrzawę, nic jeszcze nie czynili stanowczo; list przez jakiegoś przyjaciela domu Potockich pisany ze Lwowa d. 6 marca 1771, zaraz po wypadku, daje następującą o stanie sprawy relacyę, z któréj widać położenie stron i usiłowania Potockich chcących już kupić zgodę, za krew zapłacić raczéj, czegoby żądano, niżeli gorszący wieść proces.
Zdaje się, że list ten jakiś Bernardyn wysłany umyślnie z konwentu krystynopolskiego musiał pisać do Krystynopola, na ręce pani Mniszchowéj lub Brühlowéj.
„Jaśnie wielmożna pani, pani fundatorko i najłaskawsza dobrodziejko!
„Pełniąc rozkaz jwp. dobr. starałem się zasięgnąć najrzetelniejszéj informacyi o krokach strony przeciwnéj, dla czego umyślnie wizytowałem jwp.
wojewodzinę bełzką, jako przyjaciółkę tam (u Komorowskich) przesiadującą. Ale już pewnie i jwpd. masz o tém wiadomość w Krystynoplu, że brygadyer tutejszy posiał ekspedycyę księcia Wołkońskiego posła, dowiadującego się, co za ludzie byli, którzy rossyjskich żołnierzy udawali, i gdzie wiadoma dama uwieziona została? Ja upewniłem, że Krystynopol o tém nic nie wie i nie wiedział (!). Manifestu żadnego dotychczas nie uczyniono, oprócz wizyi, o któréj czyniłem relacyę, perswadowałem, żeby się udali do submissyi (!!), przez którą więcéj mogą zyskać, niżeli przez wszelkie prawo. Zganiłem, że się tak daleko (do króla) referowali, czego podobno żałują. Pani wojewodzicowa płacze, że była podczas aktu (wesela) i że udana, jak słyszy, jakoby się do nich przyłączyła, czego się ona wypiera. Więcéj żadnych nie czynią kroków, ponieważ najwięcéj mają tylko staranności, dowiedzieć się o córce. Co doniosłszy z najgłębszą adoracyą (!) jwp. d., pani i najosobliwszéj dobrodziejki najniższy podnożek.
Ze Lwowa d. Martii r. 1771.
„P. S. Relacya pierwsza, że przez Kulików była wieziona nie prawdzi się, bo tam Moskal tylko inną wiózł osobę, jak się o tém lepiéj informowałem.”
List ten kończący się tak ciekawie głęboką adoracyą, jakby N. Sakramentu, zabytkiem jest zajmującym i śladem starań Potockich do ubicia sprawy w zarodzie, a zaczém smutnym dowodem, że im duchowieństwo nawet służyło w tém i dopomagało. Dziś zbutwiały ten szpargał w proch już się sypie, snadź gdzieś w wilgoci się zleżał, a podpis wcześnie oddarto...