[104]STARY KAPRAL.
I.
Stoi w rynku dom, Dunaju blisko,
Godło na nim: srogi łeb murzyna;
Tam ma zacne stróża stanowisko
Marcin Wiecheć, chłop do karabina!
Stary Wiecheć nie skiepściał na duchu,
Mimo wieku trzyma się, jak tyka,
Srebrny „kulczyk” nosi w prawem uchu,
A na grzbiecie kubrak od Ajzyka.
Miał dziad córkę, żonę gospodarną,
(Syna burze z Langiewiczem niosły);
W izbie Wiechcia pusto dziś i czarno:
Trzy mogiły na Powązkach wzrosły!
Gdy łeb siwy pochyla tęsknota,
W małej wnuczce jedyna pociecha —
Śliczna Baśka jak ptaszek szczebiota,
Stary Marcin przez łzy się uśmiecha...
[105]II.
Źle tym chadzać w podartej kapocie,
Których czoła Mars wieńczył djademem —
Marcin Wiecheć sługiwał w piechocie,
Był na Węgrzech z jenerałem Bemem!
Krzepko-ż piekła z papryką słonina,
Tęgo-ż biła Bemowa piechota...
Czarna przyszła na Węgrów godzina,
Podła przyszła na Wiechcia robota!
Czasem człeka los, jak zbój przydusi,
Dasz mu grosze, on chce i kaletę...
Kapral Wiecheć babrać w ściekach musi!
Kroćset djabłów!.. Bassamteremtete!
Z miotłą w ręku gdy się stróż zaduma,
„Stary Wiechciu — mruczy — to już nie ty:
Siny mundur, wąsy jak u suma...
Bem spiął konia: „Eljen! Na bagnety!”...
III.
Lubi Wiecheć odprawować stójkę,
Gdy zimowa spadnie noc na ziemię:
Zawierucha toczy w rynku bójkę,
W białej płachcie Stare Miasto drzemie.
Armja domostw szturm odpiera hardo,
Nieugięta i w czworobok zwarta,
Stary kapral chodzi z halabardą,
Nasłuchując, jak wojenna warta.
[106]
Tam w okienko blask kaganka bije,
Tam dogasa lampa staroświecka:
Głodna szwaczka drogą suknię szyje,
Matka płacze nad kołyską dziecka.
W sercu Wiechcia dziwne budzą drżenie
Łzy tych kobiet, to bez ojca dziecię:
„Żeby nie ten „Hajnał”, psie nasienie,
Pewnie lepiej byłoby na świecie!”...
IV.
Na facjatach, w domu „Pod murzynem”,
Ma przyjaciół Marcin i stronników,
Tam staruszka wdowa mieszka z synem
I wesołych trzech akademików.
Siedząc w bramie w ranki lub wieczory,
Słyszy Wiecheć śpiewy ich i śmiechy —
To są, panie, dobre lokatory,
Choć gospodarz nie ma z nich pociechy!
Krew, jak siarka, z oczu blask wylata,
Duch żołnierski, choć mleko pod nosem:
„Tożby prali „Hajnała” psubrata,
Co nas bestja stłukł pod Villagosem!”...
Do studentów nieraz w zmierzch, wśród zimy,
Po spadzistych stróż się schodach wdzierał:
„A! pan kapral! Prosimy! prosimy!
Jak to Niemców bijał Bem jenerał?”...
[107]V.
Cna fortuna, kapryśna niewiasta,
Gnała Wiechcia w różne świata strony,
Zewsząd tęsknił do Starego Miasta,
Bo je kocha tak, jak syn rodzony.
Każdy dom mu, każdy zakąt znany,
Cicha Wisła, zgiełkliwe ulice,
W Starem Mieście miał swój sen różany,
W Starem Mieście zamknąć chce źrenice.
Widział kapral, jak żołnierz umierał,
Godnie pójdzie w niebios jasność złotą,
Tam na niego czeka Bem jenerał,
Bem jenerał z węgierską piechotą!
Lecą z Fary, w rzewną zdobne wiarę,
Prośby z serca Marcina wytrysłe:
„Boże! W niebie daj mi Miasto Stare!
Boże! W niebie daj mi srebrną Wisłę!”
VI.
Przedwieczorna chwila złoto-blada
Pierś błogością napawa, jak rosą,
Kapral Wiecheć na zydelku siada
Z małą wnuczką, Baśką złotowłosą.
Skrawe słońce stacza się z wysoka,
Dachy płoną purpurą i złotem;
Mała Baśka coś paple, jak sroka,
I dziecięcym wybucha chichotem.
[108]
Stare Miasto w sen rzewny kołysze
Melancholja, w powietrzu rozlana,
Srebrne dźwięki zamąciły ciszę:
Dzwon się ozwał u świętego Jana.
Złotowłosa głowina... ot, tyla,
Do dziadkowej przytula się szyi,
Stary kapral łeb siwy pochyla:
„Anioł Pański zwiastował Maryji!”...