Co najdroższego miał śpiewak ubogi,
Wszystko wam oddał, bierze tursuk[1] próżny,
Nowych doń pieśni, uzbierać śród drogi;
Tylko, gdzież ślepy znajdzie ich podróżny?...
Oczy mu zaszły czarną wieczną nocą:
Nie widzę wschodu, ni zachodu słońca,
Ani gwiazd, które tak cudnie migocą,
Ni stepów, tego kobierca bez końca,
Który wam wiosna, tysiącem farb kwieci;
Nie widzę ciągu kaczek, ni żurawi,
Ni jeźdźca — kiedy jak wiatr przez step leci,
Ni orła — kiedy pod niebem się pławi.
Wzrok mój — jak popiół wytlały ogniska,
Żadną już iskrą w piękny świat nie pryska,
I odblask żaden od cudnej przyrody,
W nim się nie przejrzy, jak w czystem szkle wody;
To chyba cieszy, że nie widzę rzeczy,
Na które wzrok się zasmuca człowieczy.
II.
Nieraz — gdy noc mnie śród stepów zastanie,
I na grobowym przylegnę kurhanie,
Sen nie przybywa — myśl pomimo chęci,
W ubiegłych czasów błąka się pamięci,
Posłuszna ręka, zaraz w akord trąca,
Jakby w nim była siła czarująca.
Duchy praojców, po gwiazdy promieniu,
Schodzą, by śpiewu posłuchać w milczeniu.
Widzę ich wtenczas — niecielesnem okiem,
Jak w zadumaniu, poważnem, głębokiem,
Stają nademną, chwytają słów dźwięki,
Czy w nich ślad znanej, pozostał piosenki?
Oni — od stepu, od synów chcą wieści,
Owianych wonią rodzinnego kraju;
Cóż im zaśpiewam?... jęk chyba boleści
Z piersi wyrwanej!... odniosę do krajuraju. —
III.
Miałżem ich smucić — najsmutniejszem pieniem? —
Że karawana dręczona pragnieniem,
Nie znajdzie źródeł, gdzie płynęły wprzódy?
Schną serca ludzi — i w stepach schną wody.
Pustynia serca, sroższe ma postępy,
Niż wichrem piasku, rozrzucone kępy.
Miałżem ich smucić?... że ciągle pomory
Niszczą nam stada, zmniejszają obory,
A nad pomory — zawiść wściekła plemion,
Co tylko żywe, przykuwa do strzemion.
Wieczne najazdy... baranty[2] krwią zlane,
Stepy w płomieniach, a szlaki zasłane
Trupy końskiemi; — ćma czarnego ptastwa,
O łup ten walczy, z tysiącem żebractwa.[3]
I miałżem kończąc, smutne me wyznania,
Rzec, duchom ojców: O! dnia zmartwychwstania
Nie oczekujcie!... spiesznie zbierzcie koście,
W głąb’ niedostępnych pustyń je unoście,
Bo złe — jak pożar stepu się rozszerza;
Wszak, brat już brata, poluje jak zwierza,
Matka, za strawę sprzedaje swe dzieci,
I mąż się podli, dla fraszki co świeci. —
A wróg w krąg czyha — jak żelazem ściska,
Wydziera bujne stad naszych pastwiska;
Wkrótce się każe zaprzeć — i nazwiska.
IV.
O! — chciałem z żalu gęśl mą skruszyć w ręku,
By z niéj takiego nie dobywać jęku,
Albo ją w łono zagrzebać kurhanu,
Niechby się z kośćmi praojców złożyła,
W proch z ziemi ztlała, i tam im nuciła,
Surę[4] rozkoszy z księgi Alkoranu. —
Ale gdym w waszą zabłądził gościnę,
I pierś spaloną na stepowem wietrze,
Gór tych wolniejsze owiało powietrze;
Kiedym was zastał, jak wielką rodzinę,
Żyjącą w zgodzie, miłości, pokoju,
Liczną a sforną, i wrzącą do boju, —
O! rzekłem sobie: — Tu ojców duch stary
Nie zgasł, tu drzewo z silnemi konary,
Na ich grobowym wyrosło kurhanie. —
Dzięki wam!... Cześć ci Kodarze sułtanie!...
Gdzie mąż tak prawy, lud tak dzielnej ręki,
Tam jeszcze śpiewak, nie traci nadziei,
Że może kiedyś, w dalszych lat kolei,
Piękniejsze z gęśli wysnuje piosenki.
↑Tursuk, worek skórzanny, w który Kirgizy, puszczając się w drogę, biorą dla siebie żywność potrzebną.
↑Baranta, właściwie mówiąc, jest nie co innego, tylko nocna kradzież koni, nie pojedynczych, ale odrazu całej stadniny. Baranta u Kirgizów nie jest połączona ze wzgardą, którą narody cywilizowane piętnują ludzi oddających się podobnemu rzemiosłu; przeciwnie, u nich jest to pewien rodzaj odznaczenia, z którego się chlubią.
↑Obraz klęsk, jakie pociągnęły za sobą baranty, mianowicie w początku XIX-go wieku pomiędzy plemionami kirgizkiemi, wzięty jest z rzeczywistości; tysiące rodzin przywiedzionych zostało do żebractwa, tak dalece, że wiele matek dla braku środków wyżywienia, zmuszonych było sprzedać swe dzieci, sąsiadującym narodom.
↑Alkoran dzieli się na sury, których jest przeszło sto, Sura znaczy toż samo, co rozdział lub księga.