Taczka literacka
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Taczka literacka |
Pochodzenie | Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891) |
Wydawca | G. Gebethner i Spółka, Br. Rymowicz |
Data wyd. | 1893 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Kraków – Petersburg |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część II Cały zbiór |
Indeks stron |
My, publicyści, odczuwamy każde tętno życia społecznego, ubolewamy nad chorobliwemi jego objawami, gardłujemy za ośmiogodzinnym dniem roboczym, chwytamy w lot wszystkie projekty, mogące być w przyszłości przyczynkiem do ulżenia niedoli ludzkiej, oświetlamy je i rozwijamy, piętnujemy wszystko, co nosi na sobie dewizę: homo homini lupus est. Słowem jesteśmy rzecznikami niedoli i potrzeb wszech ludzkich. Tylko apatyczni jesteśmy dla siebie. Praca nasza w rozmiarach uciążliwości w niczem nie ustępuje pracy robotników w kopalniach węgla, fabrykach żelaza, zapałek, przędzalniach, tkalniach i t. d. Pracujemy po 12, 14 a nawet 18 godzin dziennie t. j. tyle, co najbardziej ograniczony w owych prawach robotnik prosty pracować może; zachodzi tylko ta różnica, że mięśniowa praca nie tak prędko wyczerpuje siły żywotne, jak umysłowa, pomimo, że organizm tej ostatniej kategorji ludzi lepiej jest odżywiany, niż pierwszej. Społeczeństwo nasze, jako zbyt mało rozwinięte intelektualnie i w ciężkich warunkach będące, nie może odczuwać potrzeb umysłowych w takim stosunku, jak społeczeństwa zachodnie.
Dlatego tam literaci opływają w dostatki i są nawet rentierami; my zaś nawet ich pachołkom pod tym względem dorównać nie możemy. Nie marzę, abyśmy byli rentierami, gdyż to się nie zgadza z mojem pojęciem o urządzeniach społecznych; pragnę tylko zabezpieczenia bytu tych pracowników na równi z polepszeniem warunków istnienia innych, żebyśmy się mogli tym sposobem ustrzedz wyrobnictwa, haniebnie zalewającego całą prasę i zniżającego jej poziom; żeby powieściopisarz nie był referentem działu politycznego lub sprawozdawcą z posiedzeń Towarzystwa popierania przemysłu i handlu, historyk recenzentem teatralnym, estetyk kronikarzem; żeby pisarzowi poważnemu robota mechaniczna, jak wyciągi i przeróbki z pism obcych, nie pochłaniała wszystkiego czasu; żeby głębokie studja społeczne, filozoficzne, ekonomiczne, historyczne lub z dziedziny nauk ścisłych, na które się składają długie szeregi dni i nocy bezsennych oraz kosztowne środki pomocnicze, były opłacane przynajmniej tak samo, jak wiadomości reporterskie (mamy szczodrą Kasę Mianowskiego, ta jednak daje tylko pożyczki lub niewielkie zapomogi na samo wydawnictwo dzieł naukowych, ale nie może wnikać w to, czy autor przez czas swoich studjów będzie miał co jeść). Mamy wprawdzie jeszcze kasę literacką, dającą pożyczki na dogodnych warunkach, ale nie mamy ani emerytury, ani tem samem kasy emerytalnej. Z chwilą choroby pracownika jego dochody ustają; literat płatny od wiersza w gorszem jest położeniu, niż ślusarz płatny od sztuki; bo ten ma kasę, z której dostanie zapomogę na doktora, lekarstwa i czas kuracji, a literat, przy dobrych stosunkach z pracodawcą, zaliczkę, której amortyzacja srodze się odbija na budżecie w przyszłości; dodajmy jeszcze „niezależne okoliczności“, które urywają często pracownikowi pióra 20–30 rs. miesięcznie i oto obraz niepewnego bytu. Stanowimy dziś poważną już liczbę, zajmujemy wybitne miejsce w społeczeństwie, a nie możemy swemi wpływami i zabiegami stworzyć instytucji finansowej, któraby podniosła wartość naszej pracy, ochroniła nas od wyrobnictwa i przyszłość nam zabezpieczyła. Ofiary systematyczne z naszej strony i udział pracodawców byłyby potężnym kamieniem węgielnym takiej instytucji.