Tajemnica grobowca (de Montépin, 1931)/Tom I/IX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tajemnica grobowca |
Podtytuł | Powieść z życia francuskiego |
Wydawca | Redakcja Kuriera Śląskiego |
Data wyd. | 1931 |
Druk | Drukarnia Kuriera Śląskiego |
Miejsce wyd. | Katowice |
Tytuł orygin. | Simone et Marie |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Cadet wysłuchawszy protokół, który mu przeczytano, podpisał, a potem spytał sędziego śledczego:
— Czy pan naprawdę pozwoli mi teraz odejść?
— Zaraz — odpowiedział Gibray — będziecie wolni w tej chwili, ale musicie najprzód zobaczyć trupa....
— Trupa? — zawołał Cadet, drgnąwszy — alboż on tutaj?
— Czyście nie zrozumieli, żeście przywieźli go w swej karetce — rzekł sędzia śledczy.
— Chodźcie za mną...
Członkowie sądu, agenci; świadkowie udali się na dziedziniec gdzie leżał na słomie zamordowany człowiek.
— Zdejmcie dywaniki — rozkazał sierżantowi miejskiemu naczelnik policji śledczej.
Ten czemprędzej spełnił rozkaz i odsłonił trupa. Cadet spojrzał z przerażeniem.
— Poznajecie tego człowieka?
— Poznaję biały szal, proszę panów, ale człowieka nie mogę rozpoznać, i nawet wątpię, czy to ten sam...
— Dlaczego wątpicie?
— Tamten miał rękę na temblaku.
— Jodelet — odezwał się naczelnik policji śledczej — zobacz, czy nie ma rany na lewej ręce.
Agent wypełnił rozkaz.
— Nie widzę nic, zgoła nic — rzekł — a temblaku niema.
Jeszcze jeden punkt ciemny na dobitkę, a trzeba go wyjaśnić. Kiedy doktor obejrzy ranę, może nam wyświetli zagadkę. Bandaż mógł zabójca zabrać z sobą, więc brak jego nie dowodzi jeszcze niczego, trzeba trupa odwieźć do Morgi.
— Służę panu sędziemu karetą — rzekł gospodarz.
— Przyjmuję propozycję pańską. Brygadier z dwoma sierżantami odwiezie ciało, a wy Cadet — tu sędzia śledczy zwrócił się do woźnicy — będziecie w sądzie, w mej kancelarji. Powiecie woźnemu że przyszliście w sprawie z ulicy Ernestyny. On was natychmiast przyprowadzi do mnie.
— Nie spóźnię się, panie sędzio.
W bramie dało się słyszeć gwałtowne dzwonienie.
— Idź otworzyć — odezwał się gospodarz do stajennego — dowiedz się, o co chodzi.
Franciszek pobiegł do bramy i otworzył furtkę.
Ukazał się brygadier sierżantów miejskich. W ręce trzymał list. Był to brygadier Lannois, którego poznaliśmy na cmentarzu Pere Lachaise.
— Pan naczelnik policji śledczej jest tutaj? — zapytał.
— Jest oto tam przy tej szopie — — odpowiedział Franek.
Brygadier prędko przeszedł przez dziedziniec, zatrzymał się przy gromadce stojących ludzi i rzekł:
— Panie naczelniku, przybywam z prefektury, gdzie dowiedziałem się, że pana tu znajdę.
— Co za interes?
— Przyniosłem list do pana naczelnika.
— Od kogo?
— Od pana Bethier, komisarza policyjnego z dzielnicy Pere Lachaise.
I podał jednocześnie kopertę naczelnikowi policji śledczej, który ją wziął, rozpieczętował i wyjął list. Skoro tylko przeczytał kilka pierwszych wierszy, brwi mu się zmarszczyły, a twarz spochmurniała.
— Co się stało? — spytał podprokurator.
Mamy doprawdy dzień ciągłych zagadek krwawych! Wzywają członków sądu i mnie na cmentarz Pere Lachaise, gdzie znaleziono zrana w grobowcu zamordowaną kobietę.
Dreszcz przebiegł po ciele słuchaczy na tak osobliwszą wiadomość.
— W grobowcu! — powtórzył sędzia śledczy.
— Zdaje się, że komisarz policyjny musiał złamać zamek, ażeby dostać się do trupa.
— Ma pan słuszność, dzisiaj dzień krwawych niezrozumiałych zagadek. Zrobiliśmy tu już, co się należało, a teraz spieszmy na cmentarz. A pamiętaj Cadet, że w sądzie punkt o pierwszej.
— Jedźmy panowie!
Członkowie sądu wsiedli do powozów, któremi przyjechali.
— Mam swoją dorożkę, panowie — rzekł brygadier Lannois do Jodelet i Marteleta — siadajcie panowie ze mną.
— I owszem.
Komisarz cyrkułowy otrzymał ostatnie zlecenie od naczelnika policji śledczej, potem bramę otwarto i powozy wyjechały z dziedzińca. Zbity tłum wciąż jeszcze stał na ulicy, ale już nie hałasowano. Wiedziano, że na dziedzińcu za parkanem był trup skrwawiony — więc obecność trupa działała bądź powściągliwie.
Jednakowoż kiedy Cadet wyszedł z bramy wraz ze swym panem, gorącą mu zrobiono owację. Wszyscy starali się mu rękę uścisnąć, otaczali go, wypytywali o tajemniczy dramat, który musiał znać najlepiej, bo przecie grał w nim rolę ważną. Jednocześnie brygadier Fontaigne odwoził do Morgi trupa, znalezionego w karetce nr, 5583.
Przyłączmy się do sędziego śledczego i naczelnika policji w tej chwili, gdy wchodzą do kancelarii dozorcy cmentarza. Z niecierpliwością czekał on wraz z komisarzem policyjnym na powrót brygadjera Lannois. Komisarz zaczął sporządzać swój protokół; zobaczywszy powozy, krzyknął z zadowoleniem:
— Nareszcie!
— Nareszcie panowie przyjechali, — powtórzył członkom sądu — tem goręcej pragnąłem panów, że sprawa, w której panów wezwałem, bardzo się ciemno przedstawia.
W kilku słowach opowiedział przybyłym, co się z rana wydarzyło.
— Dziwi się pan zapewne, żeśmy się tak opóźnili — odezwał się sędzia śledczy — ale nie będzie się pan dziwił, gdy się dowie, że posłaniec pański musiał jechać po nas do La Chapelle, gdzieśmy prowadzili śledztwo z powodu zbrodni, nie mniej tajemniczej, nie mniej niepojętej, niż ta, jaka nas tutaj sprowadza... Rozpoczął pan protokół?
— Już.
— Proszę....
— Oto jest...
Gibray przeczytał.
— Dziwna rzecz — wyszeptał — chodźmy na miejsce zbrodni.
— Czy mam zaraz przywołać robotników, którzy znaleźli trupa? — zapytał dozorca.
— Koniecznie.
Posłał stróża po robotników, który też znalazł ich w szynku przy ulicy Renaud, gdzie czekali cierpliwie na przybycie członków sądu.
Czem prędzej zapłacili należność w bufecie i pospieszyli do grobowca, gdzie już stali sędziowie.
Ciekawi chcieli także przystąpić do grobu — ale nie dopuścili ich agenci, przestrzegając otrzymanego rozkazu.
Komisarz policyjny wskazał na plamę czerwoną, która widniejąc na śniegu, doprowadziła przedewszystkiem na domysł zbrodni.
Opowiedział sam wszystko to, co zapisane już było do protokółu. Drzwi grobowca, których już zamek nie trzymał, otwarte zostały natychmiast.
Opis wnętrza grobowca staje się koniecznym dla objaśnienia dalszych szczegółów i dlatego dopełnimy go pokrótce.
Grobowiec zbudowany z szarego granitu bez żadnych ozdób kamieniarskich z zewnątrz, prócz herbu z koroną hrabiowską obejmował — jak już rzekliśmy powyżej — przestrzeń wielkości od dwudziestu ośmiu do trzydziestu łokci kwadratowych. Na froncie w stylu gotyckim nie było żadnego napisu. Na ścianach bocznych wybite otwory w kształcie trójliści, oświetlały wnętrze.
W głębi przy ścianie, naprzeciw drzwi, wznosił się niewielki ołtarz marmurowy. Na ołtarzu tym stał krzyż posrebrzany, cztery lichtarze z świecami woskowemi, z których jedne były jeszcze całe, drugie wypalone do połowy.
— Sześć krzeseł było po obu stronach przy ołtarzu z drzewa czarnego, wysokiemi oparciami i z bardzo niskkem siedzeniem, obitem starą, jaskrawą materją. Trzy krzesła leżały na podłodze przewrócone, inne stały, ale w nieładzie. Wyblakły dywan okrywał w części marmurowe płyty, naprzemian czarne i białe, niby kwadraciki na szachownicy. Dwa obrazy szkoły włoskiej wisiały na ścianach. Jeden z nich przedstawiał „Zdjęcie z Krzyża“, drugi „Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa“. Wilgoć tu panująca osiadła i na obrazach, tak, iż twarze na nich były już niewidoczne.