Tako rzecze Zaratustra/Święto ośle

<<< Dane tekstu >>>
Autor Friedrich Nietzsche
Tytuł Święto ośle
Pochodzenie Tako rzecze Zaratustra
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze „Ignis” S. A.
Wydanie nowe
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Toruń, Warszawa, Siedlce
Tłumacz Wacław Berent
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część czwarta
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

ŚWIĘTO OŚLE

1

W tem miejscu litanji nie mógł się Zaratustra dłużej pohamować, krzyknął sam „tak!“ jeszcze głośniej, niźli osieł, i poskoczył między swych oszalałych gości. „Ludzie, cóż wy tu wyrabiacie? wołał, podnosząc klęczących z ziemi. Biada, gdyby was podpatrzył kto inny, niż Zaratustra.
Każdyby myślał, że wraz z tą nową wiarą jesteście najgorszymi bluźniercami lub najgłupszemi staruchami!
Zaś ty, stary papieżu, jakże to się godzi w tobie, to oddawanie boskiej czci osłu?“ —
„O, Zaratustro, odparł stary papież, daruj mi, lecz w tych rzeczach jestem bardziej od ciebie uświadomiony. I tak być powinno.
Lepiej tak oto do Boga się modlić, w takiej go czcić postaci, niźli w żadnej! Pomyśl nad tem wyrzeczeniem, czcigodny mój przyjacielu, a odgadniesz rychło, że tkwi w niem mądrość.
Ten, co rzekł: „Bóg jest duchem“ — uczynił dotychczas na ziemi największy skok ku niewierze: słowo takie niełatwo da się znów naprawić na ziemi!
Stare me serce skacze i pląsa z radości, że na ziemi jest jeszcze coś, ku czemu modlić się można. Daruj to, Zaratustro, staremu pobożnemu sercu papieskiemu! — “
— „A ty, zwrócił się Zaratustra do pielgrzyma i cienia, mianujesz się wszak i mniemasz duchem wolnym? A wyprawiasz tu oto takie bałwochwalstwa i kapłańskie służby?
Gorzej, zaprawdę, sprawujesz się tutaj, niźli nawet pośród swych zgubnych brunatnych dziewcząt, ty nowy lichy wyznawco!“
„Cóż czynić, — odparł pielgrzym i cień, masz słuszność: lecz cóżem ja temu winien! Stary Bóg ożył, o Zaratustro. Mów co chcesz, o Zaratustro, stary Bóg ożył.
Najszpetniejszy człowiek winien jest wszystkiemu: on go wskrzesił. A jeśli utrzymuje, że go niegdyś zabił: śmierć bogów jest tylko przesądem“.
— A ty, rzekł Zaratustra, ty stary wiło, cóż ty czynisz! Któż w tych czasach wolnomyślnych w ciebie będzie wierzył, skoro ty sam wierzysz w takie ośle bałwochwalstwa?
Głupstwo to było, coś popełnił; jakeś mógł, ty rozważny, takie głupstwo uczynić!“
„O Zaratustro, odparł mądry wiła, masz słuszność, głupstwo to było, — to też ciężkie wyrzuty czynię sobie za nie“.
— „Wreszcie i ty, rzekł Zaratustra do sumiennego z ducha, rozważ to z palcem na nosie! Czy nie sprzeciwia się tu coś twemu sumieniu? Czy twój duch nie jest za schludny na takie modły i otumanienia tego bractwa?“
„Jest w tem coś, odparł sumienny z ducha, kładąc palec na nosie, jest w tem widowisku coś, co sumieniu memu rozkosz nawet sprawia.
Być może, iż nie wolno mi wierzyć w Boga: pewne jest to, że Bóg w tej oto postaci wydaje mi się najwiarygodniejszy.
Bóg ma być wiecznym według świadectwa najhojniejszych: kto ma tyle czasu, ten się nie śpieszy. Najpowolniej i najgłupiej, jak tylko można: tą drogą może taki daleko nawet zajść.
Zaś kto ducha ma za wiele, mógłby się łacno do głupstwa i szaleństwa sam zadurzyć. Myśl o sobie, o Zaratustro!
Ty sam — zaprawdę! i tybyś mógł ze zbytku mądrości osłem się stać.
Czyż najdoskonalszy mędrzec nie chadza chętnie po manowcach? Oczywistość uczy tego, o Zaratustro, — twego istnienia oczywistość!“
— „Zwracam się wreszcie i do ciebie, rzekł Zaratustra do najszpetniejszego człowieka, który wciąż jeszcze na ziemi leżał i wyciągał ramię do osła (poił go winem w ten sposób). Mów, ty niewysłowiony, cóż ty czynisz!
Zdasz mi się przeistoczony, oko twe płonie, płaszcz wzniosłości spoczywa na tobie: cóżeś ty czynił?
Zali prawdą jest, o czem oni mówią, żeś ty go do życia powołał? I po co? Czyż nie był on już całkowicie dobity i pokonany?
Sam wydajesz mi się wskrzeszony. Cóżeś ty czynił? Pocóżeś nawrócił? Pocóżeś siebie nawrócił? Mów­‑że, ty niewysłowiony!“
„O Zaratustro, odparł najszpetniejszy człowiek, jesteś nicponiem!
Czy ten żyje, czy odżył, czy też umarł całkowicie, — któż z nas dwu, pytam się ciebie, lepiej wie o tem?
To tylko wiem, — a od ciebie, o Zaratustro nauczyłem się tego: kto najpewniej zabić chce, ten się śmieje.
„Nie gniewem, lecz śmiechem się zabija“, — tak rzekłeś ongi. O Zaratustro, ty skryty, ty burzycielu bez gniewu, niebezpieczny tyś święty! jesteś nicponiem!“

2

Wówczas Zaratustra, zdziwiony nawałem tych złośliwych odpowiedzi, cofnął się żywo ku wrotom swej jaskini i, zwróciwszy się do gości, krzyknął mocnym głosem:
„O, wy sowizdrzały i figlarze! Czemuż to udajecie przede mną i ukrywacie się tak!
Jak to każdemu z was serce teraz dygocze z rozkoszy i złośliwości, że staliście się znowuż jak dzieci, to jest pobożni, —
— żeście robili znów to, co dziatwa czyni, żeście się modlili, ręce składali i „Panie Boże!“ powtarzali!
Lecz opuśćcie wreszcie tę bawialnię, jaskinię mą własną, w której rozgościły się dziś wszelkie psoty dziecięce. Ochłódźcie oto tu na dworze swoją swawolę dziecięcą i rozgardjasz serc swoich!
Oczywiście: skoro nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do tego królestwa niebieskiego. (I Zaratustra wskazał rękoma ku górze.).
Lecz my nie pragniemy bynajmniej dostać się do królestwa niebieskiego: mężami staliśmy się, — przeto chcemy królestwa ziemskiego“.

3

I raz jeszcze jął przemawiać Zaratustra. „O przyjaciele moi, rzekł, dziwni wy ludzie wyżsi, jakże podobacie mi się teraz, —
— odkąd staliście się znowuż radośni! Zaprawdę, rozkwitliście mi wszyscy: zda mi się, że takim kwiatom, jak wy, nowych uroczystości potrzeba,
— małej krzepkiej niedorzeczności, jakiejś służby bożej i święta oślego, potrzeba wam starego radosnego szaleńca, Zaratustry, wichury wam potrzeba, co dusze wam rozchmurzy.
Nie zapominajcież tej nocy i tego święta oślego, o ludzie wyżsi! Wynaleźliście to sobie u mnie, uważam to jako dobrą wróżbę, — takie rzeczy wynajdują tylko ozdrowieńcy!
A jeśli raz jeszcze to ośle święto obchodzić będziecie, czyniąc to dla swojej uciechy, czyńcież to i mnie ku woli! A zarazem i na moją pamiątkę!“

Tako rzecze Zaratustra.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Fryderyk Nietzsche i tłumacza: Wacław Berent.