Talizman (Celja, 1893)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Talizman |
Pochodzenie | Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891) |
Wydawca | G. Gebethner i Spółka, Br. Rymowicz |
Data wyd. | 1893 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Kraków – Petersburg |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część II Cały zbiór |
Indeks stron |
— Jak ci na imię? — pytała dumna z siebie próżność szarej postaci, co w znoju walczyła o chleb czarny.
— Na imię mi praca — odrzekła.
Próżność wzrokiem szyderskim obrzuciła bladą, ale szlachetną postać i zaśmiała się złośliwie.
— A to pięknie wygląda wasza osławiona praca, skoro na ramiona zamiast szaty złocistej, kładzie brudny łachman nędzy.
— Mylisz się pani! — z godnością odpowiedziała Praca. — Suknia moja, chociaż nie przetykana złotem, jest mi droższą od świecących i łatwo zdobytych djamentów, sprawiona za grosz ciężko uzbierany, przystaje do mnie jak własność, której mi nikt nie odbierze, z której przed nikim rachunku zdawać nie będę.
Próżność spojrzała dumnie, ale o krok zbliżyła się do szarej postaci.
— Zaciekawiasz mnie, a ciekawość moja, to litość nad tobą. Jesteś młodą i piękną. Z takim talizmanem świat stoi otworem, kwiaty ścielą się do stóp. Zamiast chodzić piechotą w mróz i słotę za codziennym zarobkiem, mogłabyś, jak czarodziejska królewna, mieszkać w konsze perłowej, pić z kryształowej czary, w zimie otulać się edredonem, lato piekące spędzać w komnacie, gdzie marmur i szemrząca fontanna kroplami wonnego deszczu orzeźwia lice.
Szara postać podniosła zadziwione oczy i z uśmiechem pogodnym patrzyła na mówiącą. Spokój przebijał w jej wzroku, pokusa nie mąciła jej duszy.
— Jest mi dobrze — odrzekła, świat, w którym żyję, wedle mnie piękniejszy od twego, myśl moja, rozbudzona pracą, wybiega ku niej, daje zadowolenie i wdzięczność dla tych, którzy na jej polu świecą przykładem. Z dala od zgiełku życia uwielbiam piękne dzieła mistrzów, w arcydziełach ich, w księgach, w tchnieniu każdej szlachetnej myśli, krzepię siły własne; duch ich wstępuje we mnie, uszlachetnia i rozświeca drogi ciemne.
— Ha! ha! ha! — zaśmiała się prężność — Mówisz jak mądrość okryta dziurawą togą, przez którą świeci golizna, a której uczeni słowa nawet okrycia sprawić nie mogą. Patrz na mnie i porównaj nas obie — czem ty, a czem ja jestem.
— Jesteś piękną, widzę to, odrzekła szara postać. Blask twój działa na mój wzrok, patrząc na ciebie, muszę zakrywać oczy, bo mnie razi gorzej od palących promieni słońca; — lecz blask ten nie pochodzi ze źródła wielkości twojej, on jest sztuczny, migotliwy, ale, niestety, krótkotrwały. Gdy zniknie, pozostaniesz cieniem okryta, którego już nikt z ciebie nie zdejmie; wieczna noc owinie cię zwojami swojemi, wśród których największy nawet mistrz rysów twych nie rozpozna.
Próżność z obrazą spojrzała w jasne źrenice szarej postaci.
— Mówisz jak Sybilla, która przepowiada zagładę, ale dla równowagi może zechcesz wyśpiewać własne, oczekujące cię, losy, a może chcesz, żebym ci wdzięczną wróżką została?
— Nie żądam tego, nie ze strachu, ale z tej przyczyny, że losy moje znane mi są.
— Idę przez życie nieraz z cierni i głogów usłane, gdy mogę, omijam je, bo nikt dobrowolnie stóp swych nie rani; ale, dążąc do zamierzonego celu, nawet rada jestem, że często napotykam przeszkody, które, choć bolą, pomnażają siłę i moc. Ta siła i moc to wielkość obowiązku, a spełnienie go, to rezultat, to liczba zamykająca rachunki ze społeczeństwem, co podpis swój kładzie na wielkiej księdze, która się życiem nazywa.
— Co cię mogą obchodzić podpisy, albo wyroki, których już czytać nie zdążysz, ten istny stół anatomiczny, na którym krają nic już nie czującego trupa?
— Żle sądzisz! sofizmat twój nie przeżyje dnia dzisiejszego, nie wsiąknie w umysł myślący. Moraliści, którymi świat zasiany jest, staną, jak anioł boży, na straży dusz i pokuszeń ludzkich, oni, namaszczeni wolą wyższą na apostołów prawdy, będą prowadzili ludzkość po szerokich szlakach pracy, która wtedy nawet świecić będzie przykładem, kiedy z naszej kruchej formy cielesnej i śladu nie będzie.
— A zatem praca jest hasłem twojem, jest tarczą, którą zakrywasz się przed goniącym złym duchem, boisz się go, nie masz więc dość siły w sobie samej, potrzebujesz talizmanu?
— Tak zgadłaś! — praca jest hasłem, talizmanem przeszłych i przyzłych pokoleń, praca i jej pragnienie dane nam są jako szczęście najwyższe.
— Nauka, wiedza, talent nawet, to spuścizna pracy, którą wedle sił służy się społeczeństwu, wnikając w jego potrzeby, dotykając lekką ręką ran bolących.
Taki talizman, to jedyne lekarstwo na wypędzenie szatana występku, to zasługa tych, którzy ćwierć wieko wem usiłowaniem nie jedną niedolę osłodzili, nie jedną myśl żywotną podnieśli, a w niejedno serce wieli ukochanie obowiązku.