<<< Dane tekstu >>>
Autor Franciszek Rawita-Gawroński
Tytuł Taras Szewczenko
i Polacy
Wydawca „Zdrój” Dwutygodnik poświęcony sztuce
i kulturze umysłowej
Data wyd. 1918
Druk Tłocznia „Pracy”
w Poznaniu
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
III.

Trzeci okres twórczości poetyckiej Szewczenka przypada na lata jego wygnania. Musimy jeszcze raz zaznaczyć, że nie piszemy biografji znakomitego poety ruskiego; musimy jedynie dotknąć tych linji stycznych jego życia, które mieć mogą związek z naszym tematem. Pragniemy dać czytelnikom szkic literacki, literacko-psychologiczny, poniekąd pragniemy wskazać punkty zwrotne w rozwoju talentu Szewczenki, aby wykazać, że wpływ polskiej kultury umysłowej i politycznej nie pozostał bez śladów w duszy tego poety, którego życie pełne jest tak niezwykłych przejść, że żadna wyobraźnia nie w stanie byłaby stworzyć nic podobnego. Wrodzona iskra boża genjuszu przełamała najcięższe zapory i wydobyła na wierzch wszystko co najpiękniejszego i najbrutalniejszego posiada dusza wieśniaka ruskiego. Ani biografja, ani krytyka utworów i talentu poety nie jest wcale moim zamiarem.
W czerwcu 1847 roku przez Orenburg wysłano Szewczenkę do Orska, lichego powiatowego miasteczka o dwóch do trzech tysięcy mieszkańców Tatarów, Kirgizów, Mordwy i trochę Moskali, gdzie wcielono go jako szeregowca do 5-go bataljonu 3-ej roty, linjowego Orenburskiego bataljonu. Ponieważ rząd rosyjski szykował ekspedycję nad morze Aralskie i pragnął mieć rysunki i pomiary, przeznaczył do tej ekspedycji Wernera jako inżyniera, i Szewczenkę jako rysownika. Ktoby to był ów Werner? Niewiemy. W ogóle powiedzieć należy, że pobyt Szewczenka na wygnaniu, a w szczególności o ile dotyczy to stosunku z Polakami, jest znany bardzo niedokładnie, a oceniany jeszcze gorzej. Może pamiętniki Polaków, którzy w owym czasie w bataljonach Orenburskich służyli, jeśli kiedy na jaw wyjdą, rozjaśnią i uplastycznią te chwile z życia poety.
W Orenburgu, po przybyciu Szewczenki, powitany on został nader życzliwie przez liczne grono Polaków, którzy już tam pokutowali za „marzenia“ — jak mówiono — odbudowania ojczyzny. Byli tam Bronisław Zaleski, znany z wielu prac i procesu Kraszewskiego, Zygmunt Sierakowski, Sowa-Żeligowski, Florkowski, Turno i w. in., którzy już powitali Szewczenkę, jako kolegę wspólnej niedoli, bądź po nim do Orenburga przybyli. Wyjątkowa ich inteligencja i wykształcenie, aureola męczeństwa za wolność, która zawsze dźwiękiem swoim magiczny wpływ wywiera na ludzi odczuwających niewolę, skupiły koło nich, po za plecami „naczalstwa“ gromadki życzliwie usposobione dla wygnańców. Między nimi był Karol Gern, adjutant Obruczowa, wielki przyjaciel Polaków, który tąż samą przyjaźnią otoczył i nowego przybysza.
Po ukończonej ekspedycji Aralskiej, Szewczenko wrócił do Orenburga. Znalazł się tu w gronie życzliwych i oddanych sobie Polaków, którzy go powitali jakiemś przyjęciem koleżeńskiem, o którem, niestety, nie mamy szczegółów, jak w ogóle o współżyciu poety z Polakami. Zważywszy jednak przyjacielskie stosunki ich z Gernem, u którego zamieszkał Szewczenko, należy przypuszczać, że komunikowano się ze sobą często i życzliwie. Najlepszym chyba dowodem jest ułamek korespondencji z Sierakowskim, jaki do nas doszedł, i korespondencja Szewczenka z Bron. Zaleskim z późniejszego okresu, o którym później mówić nam wypadnie. Na życzliwe wzajemne stosunki Polaków z Szewczenką nie bez wpływu była i ta okoliczność, że Butakow, pragnąc ulżyć doli Zaleskiego, który był prostym żołnierzem w 2-gim bataljonie, udał się do wyższej władzy, przedkładając, że Szewczenko sam nie podoła pracy rysunkowej i że należałoby dodać mu do pomocy Br. Zaleskiego, jako umiejącego rysować. Życzeniu temu uczyniono zadość, co oczywiście zbliżyło do Szewczenki jeszcze bardziej całe liczne grono Polaków. Szewczenko pierwszy raz w życiu zetknął się z Polakami, których mógł śmiało uważać za najlepszych przedstawicieli polskiego ówczesnego społeczeństwa, za wyrazicieli jego ideałów, pragnień, życzeń, pracy, a nawet marzeń. Pojęcia polityczne tej grupki, z któremi się zetknął i które poznał, pozwoliły mu widzieć duszę polską w zupełnie innem oświetleniu, niż to, w jakiem go rysowała bądź historja pseudo Koniskiego, bądź jego własni „zemlaki“, wychowani na poglądach tej historji i bezustannem szerzeniu pogłosek, że Polacy są nieprzyjaciołmi Rusinów. Tu, opuszczony prawie przez swoich, spotkał się z nadzwyczajną, a szczerą życzliwością Polaków. Nie było to bynajmniej współczucie tylko dla człowieka, spożywającego jak oni „gorzki chleb wygnania“, ale zetknięcie się ideowe na gruncie politycznym. Wygnanie i towarzystwo wygnańców otworzyło Szewczence oczy na to, że Ruś i Polska mają wspólnego wroga, który dybie na zniszczenie jednej i drugiej. W znanych nam, i w ogóle ruskiej literaturze materjałach, odnoszących do epoki życia skazańców w Orenburgu, nie ma szczegółów żadnych o rozmowach i dyskusjach, wzajemnych, ale z tego bynajmniej nie wynika, aby ich nie było. O czem mogli mówić ze sobą ci, którzy dźwigali jednaki ciężar niewoli, których ręka carskich satrapów jednako gnębiła bez litości, których dławił jednaki ucisk myśli i ducha? Rozmowy te znalazły odgłos przedewszystkiem w poezji Szewczenki. Okres jego pobytu na wygnaniu śmiało można nazwać trzecim okresem w rozwoju talentu i twórczości poety. Pod względem twórczym był to niewątpliwie upadek. Księżna Barbara Repnin, widząc się z Szewczenkiem w Petersburgu już po powrocie jego, słusznie się wyraziła, że duch poetycki w nim wygasł, ale wzmocniła się i uszlachetniła ideowa potęga talentu. Poznanie się i zbliżenie się z Polakami zrobiło przewrót w jego twórczości. W pierwszym okresie Szewczenko był wyłącznie artystą, w drugim parafrazował poglądy polityczne szkoły historycznej moskiewskiej, uważając Polaków za wrogów ruskiego plemienia. Niepostrzegał że Moskwa wskazując Rusi wroga w Polsce i Polakach, odwracała oczy inteligencji ruskiej od siebie i tem łatwiej moskwiciła. W obec strasznej rzeczywistości, dawne historyczne walki Rusi z Polską, nie tylko Kozaczyzna, ale nawet Hajdamaczyzna, wydawały się sporami domowemi, wybuchami instynktów społecznych i klasowych, ale bynajmniej nie niewolą ducha, najstraszniejszą ze wszystkich niewoli. Krótko mówiąc, Szewczenko, przez zetknięcie się z Polakami, poznał prawdziwych wrogów swego narodu, którzy, rozluźniając kajdany w krytycznych chwilach swego państwa, tem mocniej zacieśniają je gdy chwila ta minie. Trzeci i ostatni okres twórczości Szewczenka nie tylko zaznaczył się zbliżeniem do Polaków, ale nadał poezji jego głębszy polot ideowy, oznaczony humanizmem politycznym. Znikła z jego poezji nienawiść do Polaków, której dopatrywano się w Hajdamakach. Już nigdy nie napisał, jak w Tarasowej nocy:

Czerwonoju hadiukoju
Nese Alta wisti,
Szczob łetiły kruki s pola
Laszkiw-pankiw jisty.[1]


Przekonał się że „Laszki-panky“ nie ucisku Rusi pragną, ale wolności dla siebie i dla nich. Nie w Petersburgu u „zemlaków“, nie na Zadnieprzu w salonach Repnina lub w towarzystwie „moczymordów“ poznał ten świat wielkich idei, o zdobycie których długie wieki walczyła ludzkość. Tu może po raz pierwszy zrozumiał różnicę jaka istnieje między wolnością polityczną, a wolnością kozacką, bo prawdę powiedziawszy, nie za walkę o wolność skazany został na dźwiganie karabinu moskiewskiego Szewczenko, ale za „karykaturę“ Cara i „niewdzięczność“ dla rodziny carskiej, która przyczyniła się do wykupienia go z niewoli pańszczyźnianej. Lepiej od swego otoczenia rozumiał on pustkę życia, jaka go dławiła beznadziejnie, a jednak śród tej pustki i nicości moralnej żyć musiał. Nigdy już później nie wyrwały się z jego duszy słowa tak strasznej rozpaczy i tak potężnie wypowiedziane, jak wtedy właśnie gdy żył śród „swoich“ na Ukrainie. Charakteryzują one lepiej współczesne mu społeczeństwo ruskie niż długie opisy.

Mynajut’ dni, mynajut’ noczi,
Mynaje lito, szełestyt’
Pożowkłe łystia, hasnut’ oczi,
Zasnuły dumy, serce spyt’,
I wse zasnuło. I ne znaju
Czy ja żywu, czy dożywaju,
Czy tak po świtu wołoczuś,
Bo wże j ne płaczu j ne śmijuś…


Serce poety, zdrętwiałe w tej nicości duchowej, w jakiej żyć musiał, sam los ślepy, owe starożytne fatum wyzywało do walki.

Dołe, de ty? Dołe, de ty?
Nema nijakoi!
Koły dobroi żal, Boże,
To daj złoi, złoi![2]


Wołanie to nie przeszło bez echa. Pobyt w Orsku, Orenburgu, nad morzem aralskiem pozwolił mu odczuć w całej pełni „złą dolę“.
Zaledwie miał czas Szewczenko zżyć się z ludźmi w Orenburgu i drogą wyrozumiałości uzyskać dla siebie trochę ulgi, padł na niego nowy „donos“. Poeta był skazany na służbę w szeregach jako prosty żołnierz z dodatkiem, którego dzikość trudno zrozumieć: zabroniono mu malować i pisać. Był to wyrok jakiejś strasznej śmierci: po prostu przymusowe samobójstwo. Nic dziwnego, że Szewczenko bronił się: malował i pisał ukradkiem. Niepodobna było nie tolerować tego. Znalazł się jednak „wierny poddany“, prawdziwy „knut w ręku kata“, który doniósł władzy, że Szewczenko maluje i pisze. To wywołało zesłanie go do fortu Nowopetrowska. Zbudowano go na wschodnim wybrzeżu Kaspijskiego morza, aby powstrzymywać, jak mówiono, bunty i swawolę Kirgizów. A bunty były następstwem tego że Kirgizi, którzy w stepach mieli wolne koczowiska, nie chcieli poddać się Moskwie.



Oryg. drzeworyt — Jerzy Hulewicz.





  1. Wydanie najnowsze poezji T. Szewczenka przez Iwana Frankę, we Lwowie 1908. T. I, str. 54. Dalsze cytaty będą tylko według tego wydania. Nie robię przekładów cytat na język polski, gdyż dla polskiego czytelnika jest to zbyteczne. Różnimy się raczej sztucznie niż w rzeczywistości. Dzieli nas niekiedy tylko akcent i alfabet.
  2. Wydanie I. Franka, t. I, 375.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Franciszek Rawita-Gawroński.