<<< Dane tekstu >>>
Autor Franciszek Rawita-Gawroński
Tytuł Taras Szewczenko
i Polacy
Wydawca „Zdrój” Dwutygodnik poświęcony sztuce
i kulturze umysłowej
Data wyd. 1918
Druk Tłocznia „Pracy”
w Poznaniu
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

IV.

W Nowopetrowsku życie Szewczenka płynęło bardzo ciężko. Przedewszystkiem był pozbawiony ożywczego stosunku z zesłańcami polskimi, następnie musiał sobie tworzyć nowe warunki życia, nowych jednać przyjaciół. Zupełne osamotnienie, życie w brudnej, niechlujnej i ciężkiej „kazarmie“ z nóg go zwaliło. Z niedostatku i nieczystości dostał strasznej choroby „cyngi“[1], która go zeszpeciła na całe życie. Lekarze znają tę nieprzyjaciółkę nędzy i niewoli. Pozbawia ona człowieka włosów, zębów, ciało wygryza. Przebył ją pomyślnie. Fort miał przed sobą tylko step piaszczysty, pusty, bezdrzewny, szarozłocisty, bezbrzeżnie smutny. Zieliński, towarzysz wygnania Szewczenki, osnuł na tym temacie piękny poemat Kirgiz. Szewczenkę ten widok karmił smutkiem beznadziejnym. Wpatrzony duchem w Ukrainę, w tem bezludziu widział tylko „woronu na chresti“.
Siedmioletni prawie pobyt poety w Nowopetrowsku był niemal bezpłodnym pod względem twórczym. Oddalony od Polaków, z którymi się zbliżył, korespondował tylko z nimi aż do chwili opuszczenia swego przymusowego miejsca pobytu. Niestety, doszły do nas bądź ułamki tylko tej korespondencji, bądź w przekładach rosyjskich. Są one nietylko żywem świadectwem stanu duszy poety w czasie pobytu w Nowopetrowsku, ale też dowodem żywej sympatji, a nawet przyjaźni obustronnej. Jakkolwiek tylko obszerniejsza korespondencja z Bron. Zaleskim doszła do nas z tego czasu, maluje ona jaskrawo życie poety, jego usposobienie, jego tęsknoty i marzenia, a równocześnie tą głęboką przyjaźń, jaką Polacy i Szewczenko wzajemnie dla siebie mieli. Zanim rozejrzymy się w szczegółach tej korespondencji, nie od rzeczy będzie powiedzieć, że nie znajdujemy w niej zarówno śladu wszelkich żalów i pretensji jak i najmniejszej wzmianki o losie i przyszłości Rusi, a o współczesnej literaturze ruskiej, gdy coś dochodziło do niego, odzywał się z przekąsem.
Jakkolwiek wiemy, że korespondował z Sierakowskim, Zaleskim — i zapewne nie z nimi tylko — listy Szewczenki do nas w komplecie nie doszły. Czy przez ostrożność, czy przez przypadek, czy może nawet rozmyślnie ukryte zostały? — Nie chcemy odgadywać. Może chciano zatrzeć ślad tej przyjaźni poety z Polakami? Wszystko możliwe. Tylko listy Szewczenki do Zaleskiego ocalały — ale i te tak są oględne, że nie użyję innego wyrazu, traktowane i użytkowane skąpo przez ruskich biografów, że można śmiało powiedzieć, przez prasę i literatów ruskich wyzyskane nie zostały. Czasem odezwał się ogólnikowy głos obrony Szewczenka od równie ogólnikowych zarzutów rozmaitych „zemlaków“, Rosjan „małoruskiego pochodzenia“ — jak chętnie tytułowali się.
Listy Szewczenki do Zaleskiego odkrywają przed nami cały świat życia wygnańców z ich tęsknotą, smutkiem, nieraz rozpaczą, a rzadko nadzieją. W listach poety wylewa się cała dusza człowieka dobrego, życzliwego za miłość, jaką go Polacy otaczali, wdzięcznego za nią i odpłacającą się wzajemnie szczerą przyjaźnią. W listach jego znajdujemy mnóstwo imion tylko tych wygnańców-Polaków, którzy dzielili z nim ciężką dolę, wspominanych z największą życzliwością. Domyśleć się nawet nie możemy kto to są owi Michał, Foma, Eustachy, tak samo jak nie posiadamy żadnych szczegółów, dotyczących nazwisk Czyżika, Stankiewicza, Serednickiego i in. Jeśli kiedy znane nam będą akta męczeństwa narodu polskiego, chowane dotychczas po różnych kancelarjach „III oddziału“ lub innych, wtenczas dopiero wyciągnięte będą na jaw te, zapomniane dzisiaj, a godne pamięci imiona bojowników za ideę wolności, którzy głowy swoje złożyli w stepach Kirgizkich, nad Aralskiem morzem, na Mangaszłyku, w Orsku i Orenburgu. Może kiedy wolna Ojczyzna wystawi wspólny pomnik tym wszystkim, którzy za jej wolność walczyli i polegli — nieuczczeni i zapomniani. Szewczenko w każdym liście niemal pisze: „pocałuj odemnie rękę ojca prefekta“, „pocałuj miłego mego i dobrego Cejzika“,[2] „kłaniaj się Serednickiemu“,[3] „kłaniaj się Stankiewiczowi“,[4] „ucałuj Zygmunta“ (Sierakowskiego) i „życzę mu najświetniejszego powodzenia na wybranej drodze“.[5] Powtarza się to nie raz jeden, ale w ciągu korespondencji od r. 1850 do końca prawie życia poety. — Tak głęboka i szczera była przyjaźń wzajemna.
Z chwilą gdy położenie Zaleskiego stało się łatwiejszem, gdy otrzymał stopień oficerski i wysłany został do Bohosłowska, a wkrótce wrócił do Orenburga i objął tam urząd bibljotekarza, stosunki jego rozszerzyły się. Gdzie mógł tylko i jak mógł używał ich na korzyść, bodaj materjalną, dla towarzysza niedoli i włóczęgi nad morzem Aralskiem. Szewczenko posyłał szkice swoje, rysunki, w ogóle co miał i mógł spieniężyć, do Orenburga a Zaleski chętnie w sprzedaży pośredniczył. W listach nazywał je Szewczenko „materje wełniane“ i zawiadamiał ile „kawałków“ posłał.[6] Powtarzało się to kilkakrotnie, a w maju (1857) „wysłał 17 sztuk“. Wybierz z nich, co najlepsze — pisał — według twego zdania, i sam cenę oznacz. W obec zbliżającej się podróży jestem podobny teraz do tureckiego świętego. Gdyby zapłacono po 15 rs. byłbym więcej niż zadowolony“.[7]
Trawiony gorączką tworzenia, oddając się tylko ukradkiem malowaniu i pisaniu, Szewczenko znalazł glinę, zdatną do lepienia i z zapałem oddał się skulpturze. W wyroku sądowym, który go nad brzegi Kaspijskie zagnał, nic o tem nie powiedziano; zabrał się przeto do lepienia. I tu pośrednictwo Zaleskiego okazało się potrzebnem. Posłał mu tedy najpierw Byka z Kirgizem.[8] Innym razem z Zielińskim, autorem Kirgiza, posyła grupę Trio, a z Friedmanem figurę Zbawiciela.[9] Wszystko to łatwiej było spieniężyć za bezcen bodaj w Orenburgu niż w Nowopetrowsku.
Korzystając z uczynności Zaleskiego, wdzięczność swoją wyraża w każdym liście. Nosiła też ona wszelkie cechy gorącej i szczerej przyjaźni, która nie ma tajemnic przed sobą.
Polacy nie tylko szanowali jego uczucia narodowe, ale starali się je podtrzymywać i ożywiać, zasilając go książkami, które mu mogły przyjemność zrobić. Posyłano mu więc Martwe dusze Gogola, Bohdana Zaleskiego Poezje,[10] a nawet jakąś książeczkę, która ukazała się w Kijowie „po małorusku“ p. t. Kijewskije łandyszi (Kijowskie konwalje). O Bohdanie Zaleskim pisze: „miłego mi Bohdana otrzymałem; serdecznie ci dziękuję. Nie rozstaję się z nim teraz; niektóre utwory umiem już na pamięć. Jedno tylko przykro: nie ma się z kim dzielić tą rozkoszą, jaką daje poezja“. O utworach swoich rodaków mniej przychylnie się wyraził. „Powiedz mi — pisze — na miłość Boga, skąd ty dostałeś tych zwiędłych, bez wszelkiego zapachu Kijowskich konwalij? Biednym moim krajanom zdaje się, że tem pięknem narzeczem[11] nie tylko można wszelkie bajdy wypisywać, ale i drukować. Biedaki! — Nic więcej powiedzieć o nich nie można“.[12]
Im więcej mijało lat wygnania, tem większy smutek i rzewność ogarniały duszę poety. Nadzieje walczyły w nim z beznadziejnością. Jeden car umarł, tron objął drugi — spodziewał się przeto ułaskawienia. Manifest wstąpienia na tron Aleksandra II., pominął Szewczenkę; czekał na manifest koronacyjny. Była to walka oczekiwania z rozpaczą zapomnienia. Wkrótce mieli być ułaskawieni Sierakowski i Zaleski, a on męczył się jeszcze śród bezleśnego i blademi trawami okrytego stepu — już sam prawie. Dawni towarzysze niedoli jedni po drugich opuszczali go. W samotności duchowej, nie mając z kim dzielić ani trosk swoich i smutków, ani nadziei, uciekał w niedaleką przeszłość, spędzoną razem z nimi, a śród otoczenia rozpaczliwej jednostajności, ta przeszłość wydawała mu się piękniejszą zdaleka i powleczoną poezją smutku. „Wczoraj — pisze — byłem na Chanta Babie,[13] obszedłem wszystkie parowy, pokłoniłem się jak starym przyjaciołom drzewom, któreśmy rysowali, a w najdalszym parowie — pamiętasz — gdzie przy samej studni sterczą obnażone korzenie wielkiego drzewa, — usiadłem pod tem drzewem i długo siedziałem. Padał drobny deszczyk, potem przestał, potem znowu padał, a ja nie ruszałem się z miejsca; tak mi było przyjemnie pod gałęziami tego starego olbrzyma, że siedziałbym do późnej nocy, gdyby nie myśliwi, którzy mnie spędzili — oby za to ani jednego wróbla nie zastrzelili! Jakieś jasne, pełne rozkoszy wspomnienia ogarniały mię wtedy. Przypomniałem sobie całą naszą wyprawę Karatowską ze wszystkimi szczegółami — i ciebie i Turno… Ta wyprawa na długo pozostanie mi w pamięci.“
Po przybyciu Szewczenka do Nowopetrowska, komendantem tego stepowego fortu był kapitan Majewski, zdaje się, także jeden z rozbitków, którego los w stepy Kirgizkie zapędził.
Człowiek samotny, bez rodziny. Był przychylny dla Polaków i dla Szewczenka. Może wspomniał na starość strony ojczyste, rodzinę, zatęsknił do muzyki ojczystego słowa, dość, że zmiękł. Przez palce patrzył na wygnańców i tułaczy. Miał litość może nad własną ojczyzną. Szewczence pozwolił nawet mieszkać u siebie. Nie długo to trwało. Umarł. Może i jego zabiły tęsknota i osamotnienie — ta gorączka żrąca powolnie ale beznadziejnie serce człowieka. Miejsce Majewskiego zajął Herakljusz Uskow. Ciężki z początku, lecz z czasem stawał się coraz łagodniejszym. Serca ludzkiego żaden urząd nie może przerobić na kamień. Jaśniejszy promień i w jego życiu się znalazł. Miał żonę, Agatę, Polkę niewątpliwie — jedną z tych zapewne, które, związane dobrowolnym łańcuchem, za sałdacką szynelą wędrują po całej Rosji, a samotne i nieznane życie kończą na emeryturze mężów, — szczęśliwe, jeśli potrafią stworzyć własną rodzinę. Wynarodowiają się one mimowoli i toną bezpowrotnie w obcem i dalekiem morzu.
Osamotnione, a spragnione miłowania kogoś, serce poety uderzyło mocniej na widok kobiety, odbijającej się rażąco na tle dzikiego stepowego otoczenia, a o ile z portretu w wieku dojrzałym widać, piękna kobieta już samym widokiem swoim sprawiała mu przyjemność estetyczną; codzienne zetknięcie się z nią przerobiło uczucie estetyczne na miłość — miłość, powiedziałbym, idealną ale bynajmniej nie ślepą, jak obaczymy, do tego stopnia, aby zakryła przed nim wady moralne. „Ta najlepsza kobieta — pisał — jest dla mnie prawdziwą łaską Bożą. Jest ona jedyną istotą tutaj, którą zachwycam się — do poetycznego uniesienia. A zatem — jestem mniej lub więcej szczęśliwy; mogę nawet powiedzieć — zupełnie szczęśliwy. Czyż może być zresztą inaczej w obecności kobiety wysoce moralnej i fizycznie pięknej?“ „Ona pamięta ciebie i wspomina życzliwie.“[14] Tak pisał w Październiku 1854. Przez trzy miesiące jeszcze był w zachwyceniu. „Co za cudowne, podziwu godne stworzenie, czysta duchowo kobieta! Jest to najpiękniejsza perła w koronie stworzeń. Gdyby nie ta, jedyna pokrewna sercu memu istota, nie wiedziałbym co ze sobą robić. Pokochałem ją górną, czystą miłością, całem sercem i całą szlachetnością mojej duszy. Nie przypuszczaj, mój przyjacielu, nawet cienia czegoś złego w mojej czystej miłości“.[15]

Drzeworyt oryg. — Jerzy Hulewicz.

Takie były pierwsze wrażenia, pierwsze miesiące stosunku towarzyskiego z Agatą. Ale bliższe zapoznawanie się rozwiewało powoli czar uniesienia się i poezji. Po ściągnięciu zasłony z bóstwa — okazała się twarz pospolitej kobiety. W rok niespełna po pierwszych zachwytach nastąpiło otrzeźwienie. Dwa nieszczęścia, dwa ciosy uderzyły równocześnie prawie w serce poety: ominięcie go w manifeście ułaskawienia i rozczarowanie co do Agaty. „Rozpacz — z powodu braku łaski carskiej — tak mną wstrząsnęła — pisze do Zaleskiego — że ledwie zapanowałem nad sobą. Dotychczas jeszcze nie mogę się zrównoważyć, nie mogę przyjść do siebie. W takich wypadkach człowiek musi mieć szczerego, bezinteresownego przyjaciela“. Dalej nieco dodaje: „Moje jedyne dotychczas moralne oparcie — i to się zachwiało, stając się brzemieniem pustem i bez życia; ona (Agata) karciarka najzwyklejsza, nic więcej. Czy to tak w samej rzeczy, czy tylko mi się zdaje? Tak jestem oszołomiony, że nie umiem rozpoznać co czarne, a co białe“.[16]
Nie mamy najmniejszego pojęcia o tem, sądząc ze wspomnień o Szewczence Agaty Uskowej, ażeby ta miłość, acz nie wyznana, znalazła w sercu jej jakie echo, dość, że z serca poety znikła. Przypuszczenia jego, co do nałogu karciarstwa, są bardzo prawdopodobne: karty i wódka wypełniały długie chwile bezczynności umysłowej, zarówno żołnierzom jak i oficerom — przedewszystkiem oficerom załogi. Trzeba było wielkiej siły ducha, aby powszechnie panującemu prądowi oprzeć się. Czy zdołała oprzeć się Agata, kobieta prawie samotna, w obcem otoczeniu? Rzecz bardzo wątpliwa.
Z Zygmuntem Sierakowskim, który w roku 1863 powieszony został z rozkazu Murawjowa, Szewczenko utrzymywał najserdeczniejsze stosunki, i jak wiemy, korespondował z nim. Czy się odnajdzie w całości ta korespondencja? Serdeczny stosunek trwał między nimi przez cały czas wygnania. „List natchnionego Zygmunta — pisze — z najżywszą rozkoszą przeczytałem. Poeta prawdziwy! Nie odpisuję mu teraz, bo mam nadzieję widzieć się z nim wkrótce w Ak-Meczeti“.[17] Przy każdej sposobności niezapomina przesyłać mu najserdeczniejszych pozdrowień i uścisków,[18] a gdy przez czas dłuższy wiadomości od niego nie ma, troszczy się i pyta: „dla czego Zygmunt nie pisze do mnie? Co się z nim dzieje? Gdzie on? Zawiadomij choć kilku słowami“.[19]
Szewczenko osobliwą sympatją otaczał Sowę (Żeligowskiego), autora głośnego już wówczas poematu p. t. Jordan.[20]Cenzura rosyjska nie doszukała się w poemacie aluzji do rzeczywistości i puściła go, chociaż społeczeństwo polskie i ludzie innego ducha domyślali się co znaczy i do kogo się odnosi zarzut „piastowania jedynie urzędów i służenia rzeczypospolitej rzymskiej“ i kim są przedstawiciele „samowiedztwa siły materjalnej“.[21] Sowa należał do tej kategorji marzycieli, „których myśli, jak dymy, wiecznie nad dach ulatują“, o których Schiller powiedział:

Nichts war so hoch und nichts so ferne,
Wohin ihr Flügel ihn nicht trug.


Nic dziwnego że młodym, którym „nowego życia nadzieja rozdyma pierś człowieczeństwa“, którzy odczuwają „uroczyste drżenie, witające pod wszystkiemi względy nową epokę życia“, podobał się Jordan. Tą syntezą poetycką chwili dziejowej ożywione było społeczeństwo polskie, a duch Szewczenki, rwący się ku wolności, lecz spętany niewolą, nie był obcym tym wzlotom polskiego poety. Stąd też płynęły jego sympatje do Sowy. „Pragnąłbym — pisze do Zaleskiego — korespondować ze Sową, ale niewiem jak zacząć. Po polsku pisać nie umiem, a po rosyjsku nie wypada. W razie możliwości udziel mnie jego adresu, a gdy będziesz do niego pisać, kłaniaj się i ucałuj odemnie“.[22] Czas nawiązywał serdeczniejsze węzły między poetą polskim a ruskim. Prawdopodobnie istniała pisemna między nimi wymiana myśli, ale może ją Szewczenko z zbytnej ostrożności zniszczył, albo może „zemlakom“ nie podobała się. W ogóle stosunek Szewczenki z Polakami przez biografów poety ruskiego nie był ani widziany, ani traktowany życzliwie i wyczerpująco.
W maju 1853 roku, Szewczenko, posyłając Zaleskiemu dwa swoje poematy Warnaka i Kniahinię, Warnaka ofiaruje Żeligowskiemu. „Kłaniaj się Sowie — powiada — a na Warnaku napisz (dedykację) Żeligowskiemu, albo tak zostaw. Jak będziesz uważał, że lepiej tak i zrób“.[23] Zapytany zapewne czy zna Jordana, odpowiedział: „Jordana i Sowę znam jak twoje serce, i dzięki trzem ludziom, teraz już nie w Pietrozawodzku, którzy znali mnie osobiście i niezapomnieli o mnie, a dla tego żem został jeden tylko z tej trójki, posyłam serdeczny uścisk, a tym, którzy nie osobiście mnie znają i o mnie wspominają, zasyłam tysiąc z krwi serdecznej pocałunków i miłość braterską“.[24]
W liście do Zaleskiego, który, jak się zdaje nie doszedł, prosił o przesłanie poezji Żeligowskiego, a gdy je otrzymał, pisał: „dziękuję ci za piękne pieśni Sowy; najbardziej podobały mi się Dwa słowa i Expromt; jeżeli z nim korespondujesz, to w każdym liście całuj odemnie z pełni mego serca“.[25]
Sowa zapoznał się także z poezjami Szewczenki i miał zamiar przełożyć na język polski jego Katerynę.[26] Z tego powodu Szewczenko pisał: „przekłady Sowy są również piękne jak i jego oryginalne poezje. Mówię o tem, powodowany nie skromnością autorską, lecz tak jak odczuwam, Katarzyna moja nie jest tak piękną, a co ważniejsza jednolitą, ażeby ją warto było na język polski przekładać, a tembardziej Sowie. A zresztą niech on decyduje sam“.[27]
Serdeczny stosunek obu poetów trwał nieprzerwanie i niezmącenie. W każdym liście swoim Szewczenko dopytuje się o swego kolegę po piórze, interesuje się nim i posyła serdeczne ukłony i ucałowania.[28] We wrześniu 1855 roku Zaleski przesłał mu portret Sowy. Z tego powodu Szewczenko pisze: „niewiem jak ci dziękować, mój przyjacielu, za ten podarunek. Coś bliskiego, rodzimego widzę w jego dobrej, zamyślonej twarzy. Tak mi miło, tak rozkosznie patrzeć w twarz jego z tą myślą, że widzę w nim szczerego, serdecznego współtowarzysza. Z jaką rozkoszą przeczytałbym teraz jego Jordana. Ale jest to marzenie nie ziszczalne. Dzięki ci, stokrotne dzięki za ten serdeczny podarunek. Piszesz, że chciałbyś nas zbliżyć. Daj Boże ażeby wszyscy ludzie byli tak mu blizcy jak ja i ty, — wówczas dopiero zapanowałoby szczęście na ziemi. Pisz do niego i ucałuj odemnie jak brata“.[29]
Wkrótce potem korespondencja istotnie zawiązała się między nimi. W kwietniu (1856), kiedy już się co do Szewczenka rozwiały nadzieje amnestyjne rozpacz ogarnęła serce poety. Widział jak trudno jemu wyrwać się „z tego przeklętego gniazda“ — i to wywołało straszną depresję. Takim nastrojem tchnie cały list kwietniowy do Zaleskiego, w którym między innemi powiada: „następną pocztą, jeżeli sił mi starczy, napiszę do Sowy; w obecnej chwili tak jestem wzburzony, tak przygnębiony moralnie, że wprost nie mogę w mojej głowie myśli powiązać, tembardziej napisać coś do rzeczy. Pisz do niego, ucałuj odemnie i życz, jak ja życzę, powrotu do zdrowia i szczęścia“.[30]
Na tych serdecznych akordach nie zakończył się przyjazny stosunek obu poetów, nawiązany nad Uralem. Zaleski, Żeligowski, Turno i zapewne wiele innych ułaskawieni zostali i na razie, jakkolwiek nie wrócili do kraju, jednak przez Petersburg zbliżyli do niego i do rodziny. W r. 1857 przyszło wreszcie ułaskawienie i dla Szewczenki, ale znanym i stosowanym zwyczajem nieludzkim Moskwy, pozwolono mu zamieszkać zdala od Ukrainy — w Petersburgu. Na tem pustkowiu, gdzie Piotr I. przerębywał okno dla nowej polityki — mieszania się w sprawy państw zachodnich, w r. 1858 spotkali się znowu obaj poeci. Nie znamy szczegółów tego spotkania się — szkoda. Szczerość obu poetów, którzy byli sercem własnego narodu i jego echem, byłaby nam odkryła może to co było w nim i jak biło serce narodu. Spotkanie to musiało być bardzo serdeczne, bo Szewczenko pod dniem 13 maja (s. s.) roku 1858, w petersburskim swoim dzienniku powiada że Sowa wpisał mu następujący wiersz. Przytaczamy go w całości nie bez powodu.

Do brata Tarasa Szewczenki.[31]

Wieszczu ludu, ludu synu,
Tyś tem dumny, boś szlachetny,
Bo u skroń twych liść wawrzynu
Jak ton pień twych smutny, świetny.

Dwa masz wieńce, męczenniku!
Oba piękne, chociaż krwawe,
Boś pracował nie na sławę,
Lecz serc braci słuchał krzyku.

Im zamknięto w ustach jęki —
Ach! i jęk im liczon grzechem!
Tyś powtórzył głośnem echem
Zabronionych jęków dźwięki.

I nad każdym tyś przebolał
I przepłakał nim urodził,
Lecz duch z wyżyn cię okolał,
I duch pierś twą oswobodził.

Smutny wieszczu! patrz cud słowa!
Jako słońca nikt nie schowa,
Gdy dzień wzejdzie — tak nie może
Schować słowa nikt z tyranów,
Bo i słowo jest też Boże
I ma wieszczów za kapłanów.

Jak przed grotem słońca pryska
Ciemnej nocy mrok i chłód,
Tak zbawienia chwila bliska,
Kiedy wieszczów rodzi lud.


Ant. Sowa.

Z powodu tego wiersza zadzierzysty literat ruski mnorum gentium, Wasyl Szczurat pragnąc uchodzić w oczach swoich czytelników za głębokiego krytyka, napisał rozprawę p. t. Szewczenko-Żeligowski-Czeczot.[32] Powoławszy się na dziennik Szewczenka Szczurat powiada: „Wynikałoby z tego, że polski poeta z Litwy — krytyk daje do poznania, że jest w tym talencie coś nie polskiego, — Edward Żeligowski, znany pod pseudonimem Antoniego Sowy, zaznawszy tej samej doli co i Szewczenko, a zatem poznawszy go lepiej niż kto inny, przy spotkaniu się z nim na wolności w Petersburgu poświęcił mu i napisał wyłącznie dla niego powyższy wiersz.[33] Tak wszyscy dotychczas myśleli. A tymczasem maleńkie rozczarowanie — dodaje dostojny krytyk i podkreśla słusznie. Zdaje mu się, że odkrył Amerykę i cieszy się że chwała spadnie na literaturę galicyjsko-ukraińską. Cóż to za powód tej radości? Wielki — Szczurat odkrył, że Sowa w fałszerstwo literackie się bawił i podwakroć oszukał swoich czytelników, ale Szczurata oszukać nie tak łatwo. Cóż się stało? Otóż dostojny krytyk odkrył, że Sowa ten sam wiersz o pół roku wcześniej wydrukował pod tytułem Do poety ludu w zbiorku swoich poezji, które wyszły w r. 1857 w Petersburgu, a do tytuliku dodał: z bułgarskiego. Nie dość tej zbrodni, bo dzięki znanej chytrości lackiej w wydaniu poezji swoich pominął nazwisko Szewczenka i zmienił rymy: zamiast męczenniku — wydrukował mój lirniku, a zamiast tyranów — napisał sułtanów.
Dla tak bystrego krytyka jak Szczurat sprawa jasna: „Żeligowski — powiada on swoim czytelnikom — sfabrykował dedykację Szewczence i do gotowego już przekładu z bułgarskiego, zmienił tytuł i dodał jedną strofę.“ „Ten fakt — powiada dalej — budzi pewne refleksje co do wartości dedykacji“, ale jako człowiek kochający wolność przedewszystkiem, „pozostawia czytelnikowi prawo rozważyć tę sprawę po swojemu.“
Po tem wszystkiem, cośmy o wzajemnym stosunku obu poetów pisali, tem brzydszą wydaje się niewdzięczność i nieszczerość Sowy. Oczywiście, ma tu miejsce słynna „polska intryga“.
Korzystając z wolności, łaskawie udzielonej czytelnikom przez Szczurata, musimy zapytać: cóż to za mistyfikacja? Poco i naco Sowa i Szewczenko okłamywali się wzajemnie, jak nowożytni przyjaciele?
Wszystko, co można było wyczytać „z drukowanego“, wyczytał IMć pan Szczurat, a czego nie wyczytał — nie domyślał się. A cała sprawa przedstawia się bardzo prosto i jasno. Wiemy, że z Nowopetrowska Szewczenko posyłał Zaleskiemu „materje wełniane“, a kiedy wysyłał próby swojej skulptury pisał: „Byk z Kirgizem“, „Trio“ i t. p. Szczurat, jakkolwiek posiada bujną fantazję, ani rusz domyślić się nie może dla czego to wszystko!
Przejdźmy teraz do wiersza inkryminowanego. Sowa napisał go na wygnaniu, pod wpływem korespondencji z Szewczenką — i nie posłał — zawahał się. On już wyjeżdżał, już opuszczał wygnanie, a Szewczenko zostawał jeszcze. Czyż taki wiersz nie byłby obu zatrzymał w niewoli? Jak pan myśli, panie krytyku? A co do przekładu „z bułgarskiego“ i dodatków — niech się pan uspokoi. Tak się zawsze robiło — dla cenzury. Dla uspokojenia pańskiego sumienia powiem, że cenzor rosyjski, znalazłszy raz w artykule politycznym przy rzeczowniku „krowa“ przymiotnik „rosyjska“, zamienił ten przymiotnik bardziej dźwięcznym — „hiszpańska“. Dla czego? zapytuje autor. Ja wiem dla czego — odpowiada cenzor — pan piszesz „krowa rosyjska“, a myślisz o Katarzynie II! Jakie są na to argumenty.
Sądzę, że po tych kilku słowach p. Szczurat zrozumie dla czego Sowa zmienił „męczenniku“ na „mój lirniku“ i dla czego w dzienniku Szewczenki zapisał wiersz bez skróceń. Czyż nie prościej i uczciwiej byłoby przypuścić, że Sowa sam przyniósł swoje Poezje Szewczence, wytłumaczył inkryminowane ustępy, a ów wierszyk, przeznaczony dla poety, własnoręcznie mu na pamiątkę wpisał?
I tak całą tę zagadkę, której przy wielkiej bystrości krytycznej i złośliwości, nie mógł zrozumieć Szczurat, rozwiązuje — „krowa hiszpańska“.
Z takiem przekręcaniem faktów, mających szlachetne znaczenie, wypadnie jeszcze raz spotkać się nam na drodze stosunków Polaków z Szewczenkiem.
Już z tych kilku słów, któreśmy powiedzieli, wyraźnie zarysował się stosunek wzajemnej życzliwości. Wątpić należy czyby on przeszedł z granic przyjaźni do czynu. Polacy byli niepoprawni: nie mogli nie myśleć o ojczyźnie i pracować dla jej podźwignięcia. Czy Szewczenko miał jakie zamiary i plany? Trudno odgadywać — nigdzie się one nie ujawniły. Siedział tymczasem w Nowopetrowsku, snuł marzenia artystyczne i dzielił się pomysłami z Zaleskim. „Niedawno przyszła mi myśl — pisze — uscenizować przypowieść ewangeliczną O Synu marnotrawnym, współczesnego rosyjskiego społeczeństwa. Idea sama przez się głęboko pouczająca, ale ten temat czysto moralny wywołał w mojej wyobraźni wstrząsające obrazy. Są one już w najdrobniejszych szczegółach wykończone — w mojej wyobraźni, i gdybym tylko miał najlichsze środki, zginął bym zapracowawszy się. Tak więc, jestem do pewnego stopnia zadowolony, że mi brak środków do pracy. Pomysł jeszcze nie dojrzał; popełniłbym nie jeden błąd. Będę więc nosił w sobie jak matka dziecko ten pomysł z jego nieskończenie różnorodną ilością tematów szczegółowych, a na wiosnę, pomodliwszy się Bogu, przystąpię do pracy. Jeśli Pan Bóg pomoże mi wykonać ten pomysł, to się zrobi dużej objętości album, a gdyby mi udało się wydać go kiedykolwiek, to byłby to szczyt mego szczęścia i pragnień. Jeśli zaś, Boże uchowaj, nie uda się — umrę; idea sama zbyt silnie zrosła się z moją duszą“.[34]
Prawdopodobnie Szewczenko nie rozpoczynał nawet tej pracy, gdyż wiosna przyniosła mu wolność, która całą kolonję polską niesłychanie ucieszyła. I Szewczenko odżył. Jeszcze nie było absolutnej pewności urzędowej, ale prywatnie już było wiadomo, że chwila wolności niedaleka. Wiadomość o tem z dwóch stron nadeszła: od żony hr. Tołstoja, vice prezydenta Akademji sztuk pięknych w Petersburgu i od Bronisława Zaleskiego. Z tego powodu napisał do niego Szewczenko entuzjastyczny list. Uważając uwolnienie swoje za rzecz prawie pewną, zaczął „budować na tym pięknym fundamencie“, a z zamiarów swoich zwierza się przyjacielowi. „Pierwszy poemat — introdukcja: pożegnanie stepu, gdziem tyle lat cierpiał, pożegnanie innych, których kochałem, potem Moskwa i — pauza.“ Zamiast jechać petersburgską żelazną koleją — pisze dalej — pojadę zwykłą pocztową drogą Smoleńską albo Wileńską i przyjeżdżam wprost do Raczkiewicz.[35] Tu rozpoczyna się druga część poematu: widzę się z tobą, płaczę, uradowany całuję ręce twojej szczęśliwej matki, całuję twoje uszczęśliwione siostry, czarnookich i jasnookich siostrzeńców i w objęciach zupełnego szczęścia odpoczywam, powtarzając wiersz wielkiego poety:

Całe powietrze w Arabistanie
Ledwie mi na oddech stanie![36]


Zamiast Arabji, będę mówić o Litwie. Wypocząwszy po tej wielkiej radości, silą prawie wyrywam ciebie z objęć matki i pewnego pięknego poranku modlimy się razem przed obrazem Matki Boskiej Ostrobramskiej. Wilno i memu sercu drogie wspomnienia. Ze stolicy Litwy warszawską szosą pędzimy wprost do Akademji Sztuk pięknych, a nasze zupełne szczęście uzupełnimy dwoma latami studjów, zamknąwszy się w pracy jak w celi klasztornej“.

„Drugi zamek na lodzie, jest to poemat o tym samym temacie: wstęp, Moskwa — jak wyżej, ale zamiast pocztowej drogi Smoleńskiej, kolej do Petersburga i ja — tam. Mieszkanie malutkie o dwóch pokojach, siedzę tam, studjuję aqua tinta i czekam ciebie, mego najserdeczniejszego przyjaciela, Ty przyjeżdżasz, mieszkamy razem bardzo skromnie, ubogo prawie, a w malutkich pokoikach pracujemy bezustanku, uczymy się i rozkoszujemy się naszą nauką. Dwa lata niepostrzeżenie przelecą nad nami i my oto, już jako skończeni artyści znowu oglądamy Raczkiewicze, całujemy twego ojca, matkę, śród czarnookich i jasnookich twoich siostrzeńców“.[37] W końcu tego listu dodaje: „ach, jakbym pragnął porozmawiać z tobą o Kosmosze i słuchać, jak ty czytasz Pieśń Wajdeloty“.
Los psotnik pokrzyżował te plany. Szewczenko miał marszrutę wyznaczoną przez władze: musiał jechać wprost do Petersburga i nie rychło mógł stamtąd wyrwać się, aby kraj rodzinny oglądać ostatni raz — przed śmiercią.
Serdeczne i życzliwe stosunki Szewczenka z Polakami bynajmniej nie wyczerpują się naszym szkicem. Z braku materjału, zdołaliśmy objąć kilka zaledwie nazwisk. Wiemy tylko, że Zieliński i Turno wrócili do kraju, a Turno mieszkał nawet i życie zakończył w Warszawie. Za pośrednictwem Niemirycza, sekretarza dawnego Przeglądu tygodniowego, który był spokrewniony z Turno, zdołałem wydobyć od staruszka kilka szczegółów wspólnego z poetą ruskim pobytu za Uralem, ale notatki te, z powodu licznych wojennych peregrynacji zatraciły się i odszukać się nie dały.
Po powrocie z wygnania i po zrzuceniu z siebie szyneli żołdackich, zarówno Sierakowski jak i Zaleski, gorliwie wyzyskiwali stosunki swoje towarzyskie, aby zjednać sympatje dla Szewczenki i przyspieszyć jego uwolnienie. Jakkolwiek przyspieszenie nie zależało od nich, przyczynili się jednak nie mało do posunięcia tej sprawy naprzód. Oczywiście, szlachetnie myślący Rosjanie, a szczególnie hr. Aleksy Tołstoj i jego rodzina, gorliwie zajmowali się sprawą wyzwolenia Szewczenka. Nie było to rzeczą łatwą. Chodziło tu bynajmniej nie o ukraiński patrjotyzm poety, ale o obrazę osobistą rodziny carskiej, jakiej dopuścił się Szewczenko, przedstawiając ją karykaturalnie. Car nie mógł tego przebaczyć i z listy zbrodniarzy politycznych, przedstawionej mu do ułaskawienia, własnoręcznie wymazał Szewczenka. Dopiero przy drugim manifeście zdołano złagodzić zakrwawione żalem, serce carskie.
Niewątpliwie, Polacy zakrzątali się koło tego bardzo gorąco — i nic dziwnego: była to istotna chęć niesienia pomocy męczennikowi i wyzwolenia z niewoli pięknej duszy poety, miotającej się tam w smutku, żalu i rozpaczy. W jednym z listów do Szewczenki, Zaleski tak pisze: co ci mam mówić? Oto od sześciu tygodni jestem między swoimi, oddycham powietrzem rodzinnem, patrzę na łąki i gaje, na wszystko co drogie sercu memu, na twarze przyjaciół i krewnych. Szczęśliwy jestem jak nigdy w życiu nie byłem. Ale czyż mnie wypada mówić o szczęściu tobie, biednemu męczennikowi. Byłoby to wszystko jedno jak gdybym zdaleka pokazywał chleb głodnemu. O, mój przyjacielu! Jakbym ja pragnął podać ci kęs tego chleba, oglądać ciebie na łonie rodziny, śród swoich, których tak szczerze kochasz. Wyobraź sobie, gdym wrócił, powitały mnie cztery pokolenia. Jakie piękne typy dziecięce dla artysty. Dzieci jednej siostry — wszystkie czarnookie, drugiej — z błękitnemi, jak niebo, oczętami. Ty kochasz dzieci. Mówiłem im nieraz, że mam starego przyjaciela, podobnego do św. Piotra, a oni pytają: kiedyż twój przyjaciel przyjedzie? Oczekują ciebie, mój przyjacielu i modlą się o twój powrót, jak się o mój modlili. „Warnak“, przygotowany do druku, znajduje się u Sowy. (Wrzesień 1856).[38] W innym liście pisze: „Zygmunt (Sierakowski) zawiadamia mnie, że widział podanie o uwolnienie ciebie.“[39]
Sierakowski, opuszczając Orenburg w jesieni 1855 pisał do Szewczenka: „Bat’ku! Jest to rok radości i szczęścia; dzisiaj słońce nasze podniosło się na niebie do zenitu i nas też ogarnęło szczęście, najwyższe, możliwe w Orenburgu. Bronisław (Zaleski) zupełnie uwolniony i przed pierwszym czerwca wraca do naszej ojczyzny kochanej. Czekam na niego. Pojedziemy albo razem, albo ja go wyprzedzę. Serce, rozum, Bronisław, którego słowo dla mnie święte, wszystko mówi: pierwsza sprawa, bat’ku, twoja![40]) Pan Bóg pobłogosławi moje zamiary i wzmocni je. Żyliśmy ze sobą na Wschodzie i zrozumieliśmy głębokie znaczenie słów: Ałła Ekber — Bóg wielki. W imię Boże jadę do Petersburga i nad brzegi Dniepru. Nie obawiaj się — niezapomnę: Dniepr przypomni mnie o tobie, bat’ku! Pułk, do którego jestem przeznaczony konsystuje koło Ekaterynosławia, nad brzegami Dniepru, na miejscu dawnej Siczy. Przy pierwszej wiadomości o tem napisałem „posłanie“ — otrzymasz je w tym roku. Myśl nie moja, uczucia — moje. Jest to myśl „o złączeniu się współplemiennych braci, mieszkających na obu brzegach Dniepru. Bywaj zdrów“.
PS. Jadę z pełną nadzieją, że los twój polepszy się. Bóg wielki a Car miłościwy. Bat’ku! Wielkim ludziom — wielkie cierpienia. Jednem z największych — to step bezdrożny, pustynia wielka. W pustyni mieszkał śpiewak Apokalipsy, w pustyni i ty teraz mieszkasz, nasz łabędziu!“[41]
Jakkolwiek niewiele powiedzieliśmy o stosunkach Szewczenki z Polakami, a właściwie, z braku materjału nie wyczerpaliśmy tematu, i z tego jednak cośmy przytoczyli łatwo uczciwy czytelnik domyśli się tylko przyjaźni, tylko życzliwości, tylko czci dla jego nieszczęść i wielkiego talentu. Ale inaczej patrzyli na ten stosunek „zemlaki“ z punktu widzenia, że tak powiem, urzędowego, „żandarmskiego“. Pierwszy biograf T. Szewczenki Michał Czałyj staje na stanowisku nie krytyka i psychologa, ale agenta tajnej policji rosyjskiej. Powiada on, że Polacy „zbałamucili“ (oboszli) Szewczenka i okpili.[42] „Posługując regułą jezuicką — pisze ten pedagog polskiej młodzieży, — polegającą na tem, ażeby nie gardzić żadnemi środkami, prowadzącemi do celu i korzysta z łatwowierności i dobroduszności poety, Sierakowski i Padlewski (co tu robił Padlewski? — Niewiadomo), — powzięli zamiar użyć małoruskiego poetę jako sztandaru ukraińskiego i opanować ten sztandar. Usiłowali oni z tego zawziętego wroga narodowości polskiej uczynić powolne narzędzie i mało brakło, a byłby się on stał sztandarem polskiej sprawy. Do takiego mianowicie celu było skierowane przez Sierakowskiego posłanie do Kobzarza „O zlaniu się współplemiennych braci“.[43] Nie znamy oryginału listu Sierakowskiego, a mamy mocne podejrzenie, że zamiast o „zlaniu się“ była w niem mowa o „połączeniu się“ obu narodów do wspólnej walki z Moskwą. Jest to tembardziej prawdopodobne, że organizatorowie powstania w r. 1863 na Rusi istotnie łudzili się możliwością wywołania wspólnej akcji, która się krwawo zakończyła dla marzycieli politycznych.
Jakże sam Szewczenko zapatrywał się na to „podejście“ jego przez Polaków? Jak w jego duszy odbijała się ta „intryga polska“? Jak się wyrażała w jego ideach i obrazach poetyckich?
Nie mamy żadnych śladów ażeby między Szewczenką a Polakami istniały jakieś układy lub plany polityczne. Może tylko w prywatnej rozmowie dotykano tego przedmiotu — i to, może? Czas rozpoczęcia akcji był jeszcze daleki i Szewczenko nie dożył tej chwili. Tam wszakże, gdzie wypowiadała się dusza poety, myśli jego i uczucia daleko odbiegały od pojęć większości „zemlaków“. Dopiero w bliższem zetknięciu się z Polakami Szewczenko zrozumiał, że Car moskiewski, to nie osoba, to — system, wykształcony wiekami długiej niewoli, który powstał na gwałcie i gwałtem tylko da się zwalić. Że nieraz o tem była mowa dowodzi chyba wierszyk, napisany w Orenburgu, którego treść może tylko zrozumieć dusza wychowana w niewoli.

Zaśpiewaliśmy i rezeszliśmy się
Bez łez i bez rozmowy.
Czy zejdziemy się znowu
I czy zaśpiewamy kiedyś?

A może... Gdzież tam! Jakimi?
I zaśpiewamy — jaką?
Nie tutaj, nie takimi
I pewnie nie taką...


Dalsza treść, ostrożna, o życiu w Orenburgu i o nadziejach, dowodzi że wierszyk ten był reminiscencją rozmów z Polakami. Z Moskalami, choćby nawet i życzliwymi, nie rozmawiałby ani półsłowami, ani o przyszłości.
Swoją przeszłość kozacką wspominał często, ale coraz rzadziej obwiniał o nią Lachów, a do swoich zwracał się otwarcie:

Nedoumy
zanapastyły Bożij raj!


W otoczeniu Polaków poglądy jego na przeszłość wyjaśniały się i utrwalały. Jeśli winą Polaków było, że rozhukanej Kozaczyzny nie umieli ani powstrzymać, ani jej siłom nadać właściwego kierunku, że pozwolili rozrosnąć się pierwiastkowi anarchii w duszach kozackich aż do przybrania dzisiejszych potwornych kształtów, to Szewczenko równie dobrze zdawał sobie sprawę z tego, kto był winowajcą największym, kto zdeprawował politykę kozacką i serce narodu ruskiego. Dla charakteru tego wiersza, napisanego na rok prawie przed śmiercią, podajemy go w oryginale.

Jak-by to ty, Bohdanę pjanyj
Teper na Perejasław hlanuw,
Ta na zamczyszcze podywywś,
Upywsia-b, zdorowo upywś!
Ty preprosławlennyj kozaczij
Rozumnij bat’ku! I w smerdiaczij
Żidiwskij chati pochmeływś,
Abo-b w kalużi utopywś,
W bahni swyniaczym...

Amiń tobi, wełykij muże,
Wełykij, sławnyj — ta neduże!
Jak-by ty na swit ne rodywś,
Abo w kołyści szcze upywś
To ne kupaw-by ja w kalużi
Tebe presławnoho. Amiń.

Perejasław 18. 8. 1859.

Myśl wyrażona tutaj różni się mocno od tej apoteozy jaką Chmielnickiego otaczają Moskale i od tej fałszywej czci, bardziej zawistej niż politycznej, jaką otaczają imię jego dzisiejsi borytele ukrainizmu galicyjskiego. Szewczenko napisał wprawdzie Hajdamaków, oparty o wspomnienia dziejowe, ale w przyszłość patrzył dalej: wiedział że droga, wskazana do Moskwy, ma tylko dwa wyjścia: do niewolniczego posłuchu albo wybujałej anarchii. Dopiero przez te dwa etapy wyrównać się może ku wolności.
Szewczenko widział lepszą przyszłość Rusi z Polakami. Idei tej poświęcił wiersz do Polaków, przesłany Bron. Zaleskiemu.
Dajmy go także w całości w nieznanym polskim przekładzie.

Gdyśmy byli kozakami,
Unii nie było
Z wolnymi braćmi Polakami
Wolno się nam żyło.

Kwitnęły stepy nam wesoło,
Kwitły sady nasze,
Niby lilie w około,
Tak to, bracie Lasze.

Dumne były matki nasze,
Bo wolnych rodziły.
Tak, mieliśmy, bracie Lasze
I wolność i siły.

Ale oto w imię Boga
Przyszli Jezuici,
Zapalona chata droga,
A my krwią obmyci!

O, tak bracie! W imię Boże
Raj nasz zamącili,
I rozlało się krwi morze,
A chatę — spalili...

Schyliły się łby kozacze
Jak zdeptane trawy,
Ukraina płacze, płacze
Zmarnowanej sławy.

Pomarniało głów bez liku
A ksiądz wyśpiewuje
Głośno w obcym nam języku
Swoje Alleluje!

Tak to, tak to bracie Lasze,
Księża i panowie
Rozsiekali drużbę naszą
Mieczem po połowie.

Podaj-że rękę kozakowi
I szczere serce jemu daj,
Dopomóż, bracie, wygnańcowi
Odtworzyć dawny, cichy raj!



Jeżeli zważymy, że wiersz ten napisany został w r. 1857, a zatem przy pierwszem zetknięciu się z Polakami, to mimowoli nasuwa się uwaga, że jest on następstwem długich poprzednich rozmów i dyskusji, które pozwoliły poecie spojrzeć na swoją przeszłość okiem nieuprzedzonem, umysłem nie sprzedajnym i sercem głęboko odczuwającem niedolę własnego kraju.
Te uczucia, a nie wzajemna obłuda zbliżyły poetę ruskiego do Polaków.

D. 22 grudnia 1917.
Wisła, Śląsk Cieszyński.




  1. Przypis własny Wikiźródeł Cynga — szkorbut.
  2. Pisma T. Szewczenka str. 16.
  3. ibid. str. 22.
  4. ibid. str. 26.
  5. ibid. str. 35.
  6. Pisma Szewczenka str. 7.
  7. ibid. 38.
  8. ibid. 9.
  9. ibid. 20.
  10. ibid. 14.
  11. W liście „narieczije.“
  12. Pisma Szewczenka str. 25.
  13. Jakieś uroczysko w pobliżu półwyspu Mangyszlaku.
  14. Pisma Szewczenka str. 15.
  15. ibid. 17.
  16. ibid. 26.
  17. Pisma Szewczenka str. 20.
  18. ibid. 20.
  19. ibid. 18.
  20. Antoni Sowa: Fantazja dramatyczna przez * * * Wilno 1846.
  21. ibid. Czytaj przedmowę.
  22. Piśma str. 6.
  23. Piśma str. 8.
  24. Piśma str. 9. Treść nie jest wystylizowana dość jasno.
  25. ibid. str. 11.
  26. Zdaje mi się że nie była przełożoną. Powszechnie znany jest przekład Leonarda Sowińskiego Hajdamaków (Taras Szewczenko, studyum przez * * * z dołączeniem przekładu Hajdamaków. Wilno 1861.
  27. Piśma str. 14.
  28. ibid. str. 16. 19. 21.
  29. ibid. str. 21.
  30. Piśma str. 23.
  31. Przypis własny Wikiźródeł Wiersz znany także pod tytułem Do poety ludu.
  32. Diło, dziennik polityczny lwowski z r. 1910, Nr. 118. Feljeton.
  33. Wyrazy rozstawione są u Szczura ta tłustym drukiem złożone.
  34. Piśma str. 28.
  35. Majętność rodziców Bron. Zaleskiego.
  36. W oryginalnym liście, wiersz ten napisany po rosyjsku.
  37. Piśma str. 33. 34.
  38. Pisma M.Czałyj: Żiźń i proizwiedienija Tarasa Szewczenka. Kijew 1882 str. 83.
  39. Pisma M.Czałyj: Żiźń i proizw. str. 84.
  40. Wyrazy podkreślone w liście.
  41. M. Czałyj: Żiźń i proizw. str. 82.
  42. M. Czałyj był synem drobnego mieszczanina w Nowogródku Siewierskim. Po ukończeniu uniwersytetu zastał nauczycielem w Niemirowie podol., a potem w Kijowie. Wychowany w biedzie i nędzy, cenił wysoko ten mierny dobrobyt materjalny, jaki zdobył. Z tego też powodu był wiernem narzędziem w ręku rządu, któremu wysługiwał się, demoralizując swoimi wykładami dzieci polskie; ośmieszał ich w oczach naród polski, a w szkole Rosjanom dla rozbudzenia nienawiści, a Polakom dla upokorzenia, czytywał głośno na lekcji literatury rosyjskiej Tarasa Bulbę, słaby utwór Gogola, pisany żółcią i wyśmiewający Polaków. Czałyj z nizkiego poziomu umysłowego swojej sfery nie wyniósł uczucia patryotyzmu: u Polaków dostrzegał tylko marzenie i śmieszność, u Małorusów uważał za głupstwo. Najbardziej jego duchowi podobały się polityka i patryotyzm rosyjski: trzymać wszystko i wszystkich w jednej garści i pod jednym knutem.
  43. M. Czałyj: Żiźń i proizw. str. 82.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Franciszek Rawita-Gawroński.