Teodor Herzl/Żywot Herzla

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ozjasz Thon
Tytuł Teodor Herzl
Wydawca Wydawnictwo Akademickiej Młodzieży Sjonistycznej
Data wyd. 1917
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło skan na Commons
Indeks stron
I.

Żywot Herzla.


Rozdział ten może być bardzo krótki. Droga jego życia była przecież tak krótka. Teodor Herzl żył zaledwie 44 lata i znaczna część tego, co on przeżył w tym niewielkim okresie czasu, należy do świata, do narodu żydowskiego. Wiele, i to chyba najciekawszych szczegółów z ostatnich lat jego życia, uchyla się od wiadomości publicznej. Szczegóły te są jeszcze zapieczętowane w jego spuściźnie piśmiennej, w korespondencji i dziennikach, konceptach i szkicach, a zdaniem zarządzających tą spuścizną nie nadszedł jeszcze czas publikacji wszystkiego.
Nieliczne szczegóły, jakie z piśmiennych i różnych ustnych źródeł prywatnych posiadam, chcę na tem miejscu opowiedzieć.
Teodor Herzl urodził się w Budapeszcie, w roku 1860.
Ojciec jego, Jakób, był skromnym kupcem. Ci, co go bliżej znali, uważali go za człowieka inteligentnego, mądrego, o prawym charakterze. Dla syna swego był on nietylko kochającym ojcem, lecz i wiernym przyjacielem i doradcą. Herzl był doń przywiązany bezgranicznie i otaczał go czcią i miłością. Nigdy nic nie przedsięwziął bez naradzenia się z ojcem. Jest to nadzwyczajnie wzruszające, że po śmierci jego, przed każdą wielką i ważną decyzją, udawał się na jego grób, jak gdyby pragnął w cichej ze zmarłym rozmowie zasięgnąć rady i zaczerpnąć odwagi do czynu.
Serdeczniejszy jeszcze, o ile to możliwe, i zażylszy był stosunek Herzla do matki, Żanety, z domu Diamant. Była to też niezwykła kobieta, ta matka Herzla. Piękna i mądra, dobra i wierna, jak — jak jej syn. Była ona zgoła sercem całego domu. A było to domostwo szczęśliwe; panowały w niem miłość i zgoda między rodzicami i dziećmi.
W tej atmosferze wyrósł Teodor Herzl.
Nędzy tego padołu, biedy i nieszczęścia nie zaznał, nie zoczył. Otulały go światło, ciepło i dostatek.
Niezwykłemi obdarzony zdolnościami, o błyskawicznej pojętności i przenikliwym rozumie, przyswoił on sobie już w wieku chłopięcym rozległe wiadomości. Uczył się prawie wszystkich języków kulturalnych, a niektóremi władał w zupełności. Przytem kazał go ojciec uczyć i hebrajskiego, oczywiście według metody praktykowanej wówczas w zamożnych domach żydowskich, — w szczupłym zakresie nieco biblji, i nic poza tem.
Początkowo uczęszczał Herzl do szkoły realnej; lecz gdy w szkole tej została dotknięta jego godność żydowska, — jeden z nauczycieli zaliczył do pogan! także i żydów — porzucił ją i wstąpił do gimnazjum. Opowiadał potem, że jako młody realista marzył już o tem, by w przyszłości przekopać kanał panamski... Duch jego zawsze ku wyżynom ulatał.
Będąc jeszcze w gimnazjum, zaczął pisać i poumieszczał, oczywiście pod pseudonimem, różne prace literackie w budapeszteńskich gazetach i czasopismach. I w tej dziedzinie talent jego ujawnił się bardzo wcześnie.
Gdy Teodor doszedł lat 18, spotkało go i rodziców jego pierwsze wielkie nieszczęście — odumarła go starsza o rok siostra — Paulina. Ciosu tego nie przebolał do końca swego życia; wogóle wszelkie smutne i radosne przeżycia niezmiernie głęboko wrywały mu się w duszę. Odtąd Teodor — Dori zwano go w rodzinie — był dla rodziców swych nietylko jedynym synem, lecz i jedynem dzieckiem. Całą swą miłość i oddanie, całą nadzieję i dumę przenieśli oni teraz na niego, jedyną odtąd treść ich życia.
Gdy rodzice potem przenieśli się do Wiednia, Teodor zaczął uczęszczać na wydział prawny uniwersytetu wiedeńskiego.
Było to w roku 1878. W owym czasie liberalizm — „żydowskim“ nazwano go wkrótce — cieszył się w Wiedniu powszechnem uznaniem. Herzl był również takim liberałem żydowskim. Wstąpił do korporacji studenckiej, z której jednak wystąpił, gdy jego kochani koledzy aryjscy postanowili więcej Żydów do swego grona nie przyjmować, pozwalając przecież wspaniałomyślnie pozostać tym, którzy już do niego należeli.
Duma żydowska Herzla powtórnie została zraniona.
Wówczas błysnęła w jego głowie myśl, że byłoby dobrze, gdyby żydostwo, uświadamiając sobie swoją własną narodowość powróciło do niej i wspomnienie o Palestynie, starożytnym kraju żydowskim, wskrzesiło. Przy sposobności mówił nawet o tem. A gdy pewnego razu starszy przyjaciel wręcz go zapytał, któż to mógłby być owym mężem, któryby zdołał tak potężnie wstrząsnąć narodem żydowskim, ażeby stał się dosyć silnym i zdolnym do takiego dzieła, — odpowiedział z właściwą sobie świadomością niezachwianą: „Oto — ja!“ Była to jednak tylko błyskawica, która prędko zgasła. A może było to już niby twórcze drganie duszy, rodzące nową formację, która następnie miała się dopiero w niebotyczną przekształcić górę? Możliwe. Kto o tem stanowczo twierdzić potrafi?
Tymczasem pozostawał Herzl przy swych studjach, uczył się, pracował, czytał i pisał wiele, bardzo wiele. Przeważnie pisywał sztuki teatralne, wesołe i lekkie rzeczy, które wielokrotnie ukazywały się na scenie i znacznem cieszyły powodzeniem.
W roku 1884 ukończył uniwersytet z tytułem doktora praw. Zamierzał poświęcić się sądownictwu i rozpoczął w Zalcburgu karjerę sądową. Jako Żyd nie mógł jednak otrzymać nominacji na sędziego, i tak oto, na swoje i nasze szczęście, wyparty został na arenę szerokiego, wolnego życia, swego żywiołu przyrodzonego. Poświęca się tedy zupełnie literaturze, podróżuje, widzi „licznych ludzi miasta“ i „zamysły ich poznaje“, poznaje rzeczywiście. Bystrym i jasnym wzrokiem przypatruje się on wszędzie krajom i ludziom, a spostrzeżenia swe umieszcza w opisach, po większej części zachwycająco pięknych.
W roku 1889 żeni się Herzl z Julją Naschauer, dziewczęciem nader powabnem i wykwintnie wychowanem w bogatym i dostojnym domu.
Objąwszy w roku 1891 stanowisko przedstawiciela wiedeńskiej „Neue Freie Presse“ w Paryżu, Herzl zostaje odrazu wciągnięty w wir wielkiej polityki, którą też dopiero z blizka dokładnie poznaje.
Tutaj żyje on w wielkim świecie, w bardzo wielkim i błyszczącym. Był czarująco piękny, dowcipny, ujmująco dostojny i wytworny, o zniewalających formach obejścia, — nic dziwnego, że wszystkie drzwi roztwierały się przed nim, że składano mu hołdy, niby królewiczowi. Wszystko co pisał budziło zachwyt; każde jego słowo podobało się ogólnie, każdy czyn był dobry, lub przynajmniej piękny. Tak tedy był on lubiany i uwielbiany w wyższem towarzystwie, gdzie panują blask i bogactwo, ale też wykształcenie i kultura.
Czy też Herzl w owym czasie, żyjąc tak bez troski i święcąc tryumfy, ba! powiedziałbym nawet: żyjąc niemal hulaszczo, uświadamiał sobie w zupełności swoje żydostwo? Któż to wiedzieć może?
Że zaś i w tem „wolnem od Żydów“ lub odżydzonem środowisku raziła go niewymownie zwykła małpująca asymilacja wielkiej finansjery żydowskiej i jej adeptów, — o tem przekonywa mnie gryząca ironja, z jaką mówi o Józefie Reinach’u w jednym z pięknych swych obrazów z „Palais Bourbon“: „Józef Reinach trjumfujący był zjawiskiem nieznośnem; złamany — budzi strach i współczucie. Nie rozumiem, jak można go jeszcze dobijać; być może, wrogowie jego nie zauważyli, że już przestał oddychać...
Jak wspaniale zapowiadało się życie dla tego bogatego ambitnego, poważnego i wykształconego człowieka. Jak wcześnie zaczął on przygotowywać się do przyszłej swej wielkiej karjery politycznej. Rodzina jego, jak i nazwisko, z Niemiec pochodzi; i oto w chłopięcym już wieku był on, który w domu rodzicielskim słyszał mowę niemiecką, na tyle roztropny, że dbał o to, by otrzymać stopień niedostateczny z języka niemieckiego. Ze wszystkich innych przedmiotów zdał egzamin dojrzałości celująco“. Reinach wyrzekł pewnego razu z trybuny parlamentu trzy słowa niemieckie, które naturalnie przekręcił niemiłosiernie, akcentując je na sposób francuski. Herzl wtedy powiada: Poznać było wyraźnie, z jakim trudem język tego galijczyka wymawia dźwięki germańskie“. („Palais Bourbon“, str. 231).
Zdanie to ze swym palącym sarkazmem jest zarówno piękne, jak i charakterystyczne dla Herzla, który już w swym okresie przedsjonistycznym, gdy mógł się jeszcze uważać za zupełnie zasymilowanego, jawną niechęć okazywał dla przesadnego z wyrachowania patrjotyzmu żydów zasymilowanych. Francuz-galijczyk może sobie też pozwolić na znajomość języka niemieckiego i prawidłowe jego wymawianie; Francuz-semita zaś, rodem z Niemiec, nie ma do tego prawa: musi on język kaleczyć, gdyż żyje w ustawicznym strachu, że nie uwierzą w szczerość jego patrjotyzmu. Już wtedy pogardzał i wyszydzał Herzl ten bezmyślny, wstrętny i sztuczny szowinizm — jedno z najszpetniejszych zjawisk asymilacji. Być może dlatego, iż sam nie był zasymilowany do głębi swej duszy; ale być może li dlatego, iż jego pełna dumy godność ludzka kazała brzydzić się wszystkiem, co nieszczere i nieczciwe.
Niedługo trwało i ta pełna dumy godność ludzka przeistoczyła się w świadomą pełną dumy godność żydowską; dumne, mocne i odtąd już niezniszczalne żydowskie poczucie narodowe zbudziło się nareszcie w duszy Herzla. Sprawa Dreyfusa tak potężnie wstrząsnęła jego duszą, że nie mogła ona już powrócić do poprzedniego wygodnego lub conajmniej bezbolesnego stanu spoczynku. Po wielu latach jeszcze opowiadał Herzl o tem światu całemu: „Sjonistą uczynił mnie proces Dreyfusa“. (North American Review, 1899. „Sjonizm“).
Herzl był obowiązany dostarczać pismu swemu sprawozdania z procesa Dreyfusa, musiał przeto być obecny przy tem, jak nad niewinnym kapitanem żydowskim wykonywano egzekucję degradacji ze zrywaniem szlif, łamaniem szabli i setką innych wielkich i drobnych okrucieństw. I wtedy o uszy jego obiło się, jak rozhukane fale morskie, wycie bezmyślnego, rozbestwionego motłochu: „Precz z Żydami!“ „Śmierć Żydom!“.
Żydom? Dlaczego? A jeśli Dreyfus nawet zdradził swą ojczyznę, co Żydzi w tem zawinili? Dlaczegóż śmierć wszystkim Żydom? A więc odżydzony ten, bardzo bogaty Dreyfus, który obrał sobie karjerę oficerską, by możliwie najwięcej oddalić się od judaizmu i swego otoczenia żydowskiego, ciągle jeszcze zaliczany jest do społeczności żydowskiej. Jakiegoż to rodzaju spólnota? Wówczas gwałtowne uczucia wzbierały i zderzały się chyba w jego duszy wstrząśniętej, a otóż — znagła oślepiająco jasna błyskawica wszystko mu wyświetliła: Tak, „Jesteśmy narodem — jednym narodem!“ Jeżeli zaś jesteśmy narodem, to tembardziej powinniśmy się nim — stać. W późniejszem już stadjum tego wstrząsającego duszą przesilenia odmalował nam Herzl w przedziwnych słowach ówczesne swe usposobienie: „Przechodziłem w owym czasie nader poważne przesilenie; jak gdyby zanurzano rozpalone do czerwoności ciało w zimną wodę. Bezwątpienia, gdy ciało to jest przypadkowo żelazem, zamienia się ono — w stal“. Herzl nie wahał się też i przemienił się — w stal.
Oto zaczęła się walka w jego duszy: wrzało w niej i kipiało, i powstało — „Państwo żydowskie“.
W ciągu dwuch miesięcy śmiały jego plan został naszkicowany, przemyślany i napisany. Było to w początku 1895 roku.
Wtedy przystąpił Herzl do swego wielkiego werbunku wśród najbogatszych. Zwrócił się do barona Hirscha z prośbą o rozmowę. Baron Hirsch był w podróży i listownie prosił Herzla o podanie na piśmie tematu rozmowy. Herzl odpowiedział: „Życzyłbym sobie jeno całkowitej uwagi Pańskiej choć zapewne jestem Panu zupełnie nieznany. W osobistej rozmowie zdobyłbym ją sobie prawdopodobnie, w liście trudno mi to wymódz“. Konferencja jednakowoż odbyła się 2-go czerwca 1895 roku.
Raz tylko jeden spotkali się i rozmawiali ze sobą ci dwaj mężowie, którzy, jakkolwiek nawskroś różni wykształceniem, nastrojem duszy i charakterem, jednakże coś wspólnego posiadali: potęgę i wielkość woli. Herzl przybył na konferencję z pliką notatek. Nie mógł ich jednak wyczerpać. Baron Hirsch uśmiechał się doń nawpół drwiąco, nawpół z uprzejmą łaskawością; Herzl wstał i wyszedł. Nazajatrz pisał do niego: „Grzecznem swem szyderstwem zamknąłeś mi Pan usta. Jeszcze można mnie zbić z tropu w rozmowie. Nie posiadam jeszcze pewności siebie, która wszakże wzmagać się będzie, gdyż konieczna jest, jeżeli się pragnie łamać przeszkody, wzruszać obojętnych, pocieszać cierpiących i obcować z możnymi tego świata“.
Teraz wiemy: „pewność ta“ wzmogła się, tak prędko i tak potężnie, że przez lat 8 świat cały nie mógł wyjść ze zdumienia. Z innymi zupełnie „możnymi tego świata“ rozmawiał potem Herzl — a ci się nie uśmiechali. Pertraktowali z nim. A jednak baron Hirsch rzeczywiście nie mógł uczynić nic innego, jak uśmiechać się na widok dziwnego marzyciela, który chciał podnosić ogólny poziom umysłowy, kulturalny i etyczny Żydów coraz wyżej i wyżej, podczas gdy on, baron Hirsch, pragnął obniżyć go do stopnia zdrowych zjadaczy chleba i analfabetów o spracowanych dłoniach. Dla Herzla sympatycznymi byli szczególnie ludzie wykształceni, intellektualiści, „podobni do mnie — jednem słowem!“ — a baron Hirsch tę właśnie kategorję ludzi lubił najmniej ze wszystkich. Baron Hirsch był okrążony całym sztabem projektowiczów, którzy się tak głęboko przed nim schylali, że z łatwością mogli zbierać z ziemi rozrzucone przezeń miljony, — myślę, iż baron Hirsch pogardzał złotem i dlatego z takim wstrętem rzucał je precz od siebie! — Herzl zaś stał samotny ze swą ideą, której jego najbliżsi i najukochańsi nie chcieli na serjo traktować. Nie, ci dwaj ludzie jeszcze nie mogli zejść się ze sobą. Po latach znaleźliby się pewnie wzajemnie, lecz wtedy baron Hirsch już nie żył.
A tymczasem Herzl pozostawał sam ze swoją książką. Z nią też wstąpił na swoją drogę trudną i daleką. Krocząc wzwyż, coraz wyżej i wyżej, tak wysoko, iż wspinając się szybko i bezustannie w górę strawił swe serce.
Teraz „Państwo żydowskie“ zostało opublikowane. „Państwo żydowskie“ — książka nadzwyczajna.
Jednakże, zanim mówić będę o niej i o sjoniźmie Herzl’owskim wogóle, chcę jeszcze kilka słów powiedzieć o Herzlu-pisarzu. Byłoby przecież rzeczywiście rzeczą nienaturalną, gdybyśmy nie mogli odkryć w życiu i działalności Herzla przed rokiem 1895 istotnych pierwiastków, zapowiadających i zwiastujących jego przyszłą niezwykłą wielkość.




PD-old
Tekst lub tłumaczenie polskie tego autora (tłumacza) jest własnością publiczną (public domain),
ponieważ prawa autorskie do tekstów wygasły (expired copyright).