[101]TERCYNY.
I.
Kiedyż życia girlandy spleciemy we wieńce
i w jeden łańcuch luźne skujemy ogniwa;
kiedyż poznamy wreszcie, że siewce i żeńce
są jedni i że jeden siewu czas i żniwa;
że we wiecznem istnienia morzu nasze życie
jako fala urasta i znowu odpływa,
za nic sobie skon mając i za nic powicie?
Kiedyż nam wszystkie w jedną złączą się godziny,
byśmy z wszechświatów tętnem zlali serca bicie?
Kiedyż poczniemy wątpić w śmierć i w narodziny?
II.
Szczęśliwy naród nie zna, co pisane dzieje,
a lutnia ma, choć rada życia rozkosz sławi,
umilkłaby, w zbyt szczęsne zaklęta koleje.
Spójrzcie, czy serce moje tak jak wasze krwawi,
słyszcie, zalim rozterką równą jest targany,
bo tylko takiej pieśni jestescie ciekawi!
Przyłożcie ręce wasze; bo i ja mam rany, —
ręce jakoby ślepców, w ciemni, szukające,
bowiem dziwnie nas nęcą boleści przemiany,
radość ma jedną postać, a żałość — tysiące.
[102]III.
Obacz tę chwilę, którą dopiero przebyłeś!
Nie byłaż ona może tą chwilą jedyną,
o której ongiś, chłopcem będąc, już marzyłeś?
Zaliż nie będziesz kiedyś, gdy już lata miną,
smutne życia godziny pokrzepiał jej snami
i żeś jej nie zatrzymał, sam się korzył winą?
Ona ci tak w pamięci zapłonie ogniami,
jak to gwiaździste niebo nad morzem bez krańca...
a wszak ci wysunęła się między palcami,
Jakbyś bezmyślnie suwał paciorki różańca.
IV.
Nie będzie moim celem, com wymyślił wczora,
com jutro mocen zmienić; w samem życiu zasię
mieści się dla mych kroków rozmach i zapora.
Ono mną pokieruje wszędy, w każdym czasie
i niecelującemu rękę poprowadzi
i nie da mi poprzestać na ziemskim popasie.
Ono nieświadomemu z zaświatów zgromadzi,
co ojce dokonali, sam zdziałam i syny;
a że z pod nóg mi pryśnie świat, niech mi nie wadzi, —
bo z ducha rzeźbić będę, gdy nie stanie gliny!
[103]V.
Trzeba wyprężyć żagle do biegu chutliwe,
mięśnie skurczyć, nim ramię mieczem zada cięcie,
aby strzałę wypuśić trza napiąć cięciwę!
Niechaj ta pieśniom moim służy za zaklęcie!
Niechaj wezbraną siłą przepełnię mą duszę,
by w każdym rytmie święte zadrgało napięcie!
Bo tak ku innym światom me pieśni poruszę,
jak lejcem, co ściągnięty, przecie pędza konie
i tak też struny lutni mej naprężyć muszę,
by na nie Bóg w harmonji swojej złożył dłonie.
VI.
Wzgardzę obroną pancerza i miecza,
hełm zrzucę, z ręki upuszczę pawężę,
bo w mojej walce tak mnie ubezpiecza
moc ducha, iż mnie żaden grot nie sięże,
zaś wróg mój, który mi szykował plagi,
a serce zimną stalą krył, polęże.
Bo w życie idę, kędym przybył nagi
i skąd odejdę, jakom był zrodzony,
i nie mam innej, niż serce, przewagi,
ani silniejszej, niźli pieśń, obrony.
[104]VII.
Dla piersi mych — zaświatów zbyt rzadkie powietrze,
nie dla wędrowca z dolin zimne, górskie szczyty,
a dłoń ma szuka ciągle w próżni, z czem się zetrze,
a stopa wokół bada, gdzie gościniec bity.
Bom jest z Twojej pańszczyzny, Twej zapisan glebie,
i, żeś mię takim stworzył, spełniam los najmity.
Lecz nie usłużę Tobie tak w każdej potrzebie,
— boś przecie sam swój wszechświat przeciął przez połowę,
i każda z tęsknot moich, którą tu pogrzebię,
tam w górze przed Twym tronem butnie wzniesie głowę!
VIII.
Wiem Panie, że niepróżno w Twej chorągwi służę,
że niedarmo me piersi pancerz Twój oblekły!
Za Ciebie znów się skryję, jak w grodzkie zamurze,
gdym bywał przeciw wrogom za szańce wyciekły,
gdym krokiem i orężem obce mierzył strony.
O Panie! Me tęsknoty przeciw mnie się zrzekły,
i muszę je utwierdzić poza zamku brony,
by nie pierzchnęły w dale, jak stada sokole;
bom jest przez wrogów w grodzie Twoim oblężony.
i tylko w cieniu szańców Twoich walczyć zdolę.
[105]IX.
Tyś rozbrat między sobą uczynił a nami
i oto przeciw Tobie budujemy szańce
i w walce z Tobą trwając — gonimy cię snami.
Tyś nam śmiercią na poły przeciął światów krańce,
przedzielił, jak świątynię, ciężkiemi zasłony,
aby swym cieniem ćmiły wieczności kagańce.
Tyś poza ból tęsknoty skrył nam ląd wyśniony,
bo jesteś któryś ptakom nakazał odloty:
jako nam rozdzieliłeś ich ojczyste strony,
i rozłożyłeś morza między ich tęsknoty.
WŁADYSŁAW KOŚCIELSKI.
|