Tomasz Sitok/X
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tomasz Sitok |
Pochodzenie | Liote (nowele) |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1905 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Całe opowiadanie Cały zbiór |
Indeks stron |
Jednego razu nie pokazał się w domu przez cały dzień, a późnym wieczorem ktoś wepchnął go do izby pijanego. Przewrócił się zaraz za progiem i tak na podłodze pozostał do rana. Owego dnia Staśka, której na obiad pieniędzy nie zostawił, nic nie jadła. Takie wypadki zaczęły się powtarzać.
Nadeszła dla Sitoka pora działania.
Pękatą, wypełnioną jadłem torbę skąpy ten a teraz nagle do hojności pobudzony człowiek wyładowywał powoli w obecności dziewczyny, rozkładał wszystko na stole, oglądając — jak zwykle — każdy z osobna kawałek mięsa, każdą kość — oblizując się, mrucząc:
— Ho, ho — ten tłusty kąsek to z talerza samej jaśnie pani.
Trwało to dobre pół godziny. Zwlekał z zachęceniem Staśki do jadła, udawał, że wcale jej nie widzi, że nie dostrzega udręczeń rozbudzonego w niej apetytu. Wreszcie zwracał się do niej:
— A może byś co zjadła? Mów, nie wstydź się — tatuś nie bardzo o tobie pamięta.
Dziewczyna milczała; ani jedno słowo prośby nie przeszło nigdy przez jej usta. Siedziała na podłodze, jak zwykle, obejmując rękoma kolana i kiwając się bezmyślnie. Od czasu do czasu przełykać musiała napływającą od widoku jadła ślinę.
Sitok kładł obok niej parę kawałków mięsa.
Spróbuj.
Nie odrazu rzuciła się na nie. Przymknąwszy oczy, błyszczące jak u zgłodniałego zwierzątka, ociągała się jeszcze i wprawiała w mocniejsze kołysanie całe swe skurczone ciało, jakby dla uśpienia ssącej ją pożądliwości. Ostatecznie chwytała, co było jej dane, i nie oglądając tego zaczynała pożerać.
Zjadłszy całowała Sitoka w rękę.
Gdy jednak po pierwszej takiej uczcie chciał ją przyciągnąć do siebie i uściskać, uczuł zęby jej na swym policzku. Ugryzła go do krwi. Rana napuchła i sprawiała mu wściekły ból.
— Ach, podłe zwierzę — jęczał — za moją dobroć, za to, że ją karmię.
Ex-posłaniec wkrótce przestał się pokazywać w domu, zapodział się gdzieś. Nikt go nie poszukiwał, a w następstwie trudno było nawet rozpoznać jego zwłok, gdy je wydobyto z rzeki, objęte już gniciem.
Mieszkanie i Staśkę objął w posiadanie Sitok.
Swojej dotychczasowej przyjaciółce oświadczył pewnego dnia, że więcej się u niej nie pokaże. Wysłuchała tego w osłupieniu. Była to nieszczęśliwa istota, zepchnięta na najniższy stopień upodlenia i nędzy; żebrak stanowił jej ostatnie oparcie. Wprawdzie nie był hojny, żądał miłości za ogryzki jadła, ale bądź co bądź nie dawał jej umrzeć z głodu.
Chwyciła go za rękę; rozpacz pchała jej do ust jakieś nikczemne zaklęcia.
Sitok tymczasem przeżuwał swe myśli.
Naraz pogłaskał ją z czułością i zatrzymując kościstą rękę na jej ramieniu, rzekł:
— Nie bój się — wrócę do ciebie — prędzej czy później wrócę.
Złą myśl przeżuwa Sitok.
Oh, Staśka go ugryzła w policzek. Dobrze, bardzo dobrze. Takich rzeczy się nie zapomina.
Tak, mściwym jest Sitok. Gdy będzie miał dość tej dziewczyny — wróci tutaj, do starej swej miłości, a Staśkę wypędzi na cztery wiatry.
...Przez jakież jeszcze ręce przejdzie to biedne, kalekie dziecko, zanim splugawione i nędzne jej ciało doczeka się czystego uścisku śmierci?