<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Lemański
Tytuł Trójrytm
Pochodzenie Chimera
Redaktor Zenon Przesmycki
Wydawca Zenon Przesmycki
Data wyd. 1907
Druk Tow. Akc. S. Orgelbranda i Synów
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator Ogata Korin
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zeszyt 28-29-30
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


TRÓJRYTM

I.

Oceaniczna fala raz wraz uderza w ląd.
Raz wraz impet wyzwala szumny, nim pomknie wstecz.

Ciążeniem nieruchomy, ląd, niby cielsko, legł.
Kruszy go na atomy głębia i wchłania w nurt.

Odpływa i przypływa oceaniczny bóg:
W lokach pian biała grzywa, rozpuszczona na wiatr.

Biegun z otchłannej dali zatupotał o brzeg.
Żeby go ujarzmiali, wyzywa, chlustem drwiąc.

Oto dźwigają groble: granity, gnejsy, cios,
Żelazne sztaby, skoble, głazy strażniczych baszt;

Tamy — wód uździenice, łańcuchy, kłęby pet,
Ankary i kotwice, zwoje kabli i lin;

Smół gąszcze, mazie smarów dźwigają, zmazać chcą
Morskiej wolności narów i spoprężyć jej grzbiet.


Już rumak ujarzmiony. Bodzie go statków kil,
W bokach ma kotwic szpony, już ciągnie ludzki pług,

Do okrętowych pudeł wprzęgnięty... Raptem gniew
Stroszy mu wichry kudeł, bieli posoką pian...

Z granitowej hołobli wyrwał grzywiasty kark,
Zatupotał po grobli i umknął w wodny step...

Toń głąb’ ma niezmierzoną: długi je czeka spad.
Zanim do dna dotoną, topielec fregat, szkun...

Tam to ziemskie wspomnienia: poddańczych piętno hańb
Z swej pamięci wyplenia ocean — głębin pan.



II.

Ale zapomnieć ląd, zapomnieć, jak się gwarzy
W miałkiej, słonecznej plaży, zapomnieć — próżny trud!

Pamięta, w skwary, toń te cuda nagiej bieli
Lądowych cór w kąpieli — te cuda lic i łon!

Ramion tych białych żal, które, poobnażane,
Śćmiewały bielą piane, burzącą się, jak dąs!

Żal szafirowych ócz, których słodkie owale
Wstydziły barwą falc: taki w nich szafir grał!

I kiedy, ciałem wzdłuż kładąc się, powierzały
Morzu swój ukształt biały... Jak zapomnieć ten cud?


On, cud, leży bez trwóg, a ono, żywa fala
Z nim swój żywioł zespala, żeni z lazurem biel!

O jakże słodki brzeg! Jaka rozkosz wielmożna!
Zapomnieć jej czyż można? ach szczęsny, kto ją znał!

Jako symfonii rytm, zawsze będzie w nim żyła,
Kogo falą spowiła ugrzaną latem raz.

Przynęci go jej zew aromatów powiewem,
Miłosnych canzon śpiewem: na ląd! na ląd!

Venus rzeźbionej tors, cyprysów z bluszczem sploty.
I mimoz okwiat złoty, i agaw woń i róż...

O lądzie plaż i ciał! O rozkoszy wielmożna!
Zapomnieć cię czyż można, skoroś poznana już?

Wonią nardów i ambr przepojone wspomnienie
Już zawsze, nieskończenie szarpać będzie, jak szpon!..



III.

Raz ku głębinom, w dale odpływa morska ciecz,
To znów do lądu, wstecz, powraca, w tęsknot szale.

W zatoki wbiegła kąt, wciska się w ląd i wtula,
I ziemskość ją zamula, jak trąd! jak trąd!

Płynę, płynę powrotnie, od brzeżnych łach i raf.
Głębio, od wspomnień zbaw! Płynę w twoją samotnię.


O niech mi twoja głąb’ zmyje wodą odmętną
Przyziemnych zbrukań piętno! Odmęcie, kąp mię, kąp!

Otom już wykąpana, fala-m najczystsza z fal,
I już mi... lądu żal i białych ciał, jak piana.

Ach, tam mi płynąć ztąd! Tam mi błoga spokojność.
Krzepka dżynem upojność! Hejże, na ląd, na ląd!

Otom na lądzie znów. grzechoce żwirem plaża,
Jak grzech, słodko pogwarza melodya ludzkich słów.

Jakże cudni ci ludzie, nadzy, splątani w kłąb’!
Morska mi nic da głąb’ pojęcia o tym cudzie.

W szynkach żeglarski gmin, prześmiardły kabli smarem.
Miłość odymia warem — miłość, jak dżyn, jak dżyn!

Kłębią się i z nóg walą, w dymach, w odorze kuf...
Płyń w czyste głębie znów, powracaj, błędna falo!

Spiętrzona w piany słup, grzesznej, jak dżynu wonie.
Płyń w otchłaniowe tonie, ciche jak grób, jak grób.

Tak się ocean kłębi. Rwą go tęsknoty dwie:
Jedna do lądu zwie, a druga zwie — do głębi.



IV.

Syt gwaru, syty cisz, odmęt wybucha wwyż,
Do Seleny, księżyca: to trzecia wód tęsknica.


Od księżycowych lśnień świetlaniej mu, niż w dzień.
Wszystkich tęsknot swych bólem umiłował tę kulę.

Nad morzem lśni jej sierp, jak z nieba nakaz: — Cierp!
Faluj i tęsknij, wodo! — szepcze poświatą młodą.

Ocean rzuca ląd, zbiera tęsknicy wrząt
I rozpienioną rosą wybucha ku niebiosom.

Otom z otchłani wskrzesł! Otom jest bezmiar łez!
Płaczę bólów Gehenną, o Seleno, Seleno!

Od głębinowych den, po wierzch mię wzięłaś w len
Świetlanością promienną, o Seleno, Seleno!

Jak zaświatowa baśń, twoja srebrzysta jaśń
Umiłowania łuną świeci mi, Luno, Luno!..

Tak los ciążeniem sprzągł odmęt i Luny krąg.
Nakazał tryskać falom wwyż ku nadziemskim dalom.

Wyżyna, głąb’ i ląd: trójfalowania prąd,
Jakoby trójrytmiczny oddech oceaniczny.

Raz fala mknie na brzeg, drugi jej — w otchłań bieg,
A trzecia wód tęsknica — do Seleny, księżyca.

Od lądu — w przestwór gna, do własnej głębi dna,
I od głębi, od wnętrza — do Seleny toń spiętrza.

Ze wszystkich świata stron ocean rzekom schron.
Sam, tułaczo, w dnie, noce, kłębi się i szamoce.

Jan Lemański.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Lemański.