Tragedje Paryża/Tom VI/XIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tragedje Paryża |
Podtytuł | Romans w siedmiu tomach |
Wydawca | J. Czaiński |
Data wyd. | 1903 |
Miejsce wyd. | Gródek |
Tytuł orygin. | Tragédies de Paris |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nowa ta sztuka nosiła tytuł: „Górale z Wogezów“.
Był to dramat nawpół historyczny z militarnemi z epizodami, bitwą, armatniemi strzałami, i tym podobnie.
Autorowie osnuli treść na wspomnieniu bohaterskiej obrony Wogezów przez wieśniaków i górali podczas pierwszego najazdu.
Krystynę, bohaterkę dramatu, młode szesnastoletnie dziewczę, przedstawiała Dinah Bluet.
Nie mamy zamiaru opowiadać szczegółów tej sztuki. Wystarczy naw powiadomić czytelników, że Krystyna, jedyne dziecię starego alzackiego kapitana, poległego w bitwie pod lipskiem, żyjąc w ubogiej chacie wśród gór wraz ze ślepa, swa matką, dopomagała dzielnie wieśniakom w obronie rodzinnego kraju.
W ubiorze wieśniaczki przechodziła forpoczty nieprzyjacielskie, nosząc depesze do dowódzcy strzelców Wogezkich.
Podczas podobnej wędrówki wpadła pomiędzy czaty, rozstawione na drodze, a nieumiejąc odpowiedzieć na wygłoszone w nieznanym solne języku zapytanie „Kto idzie?“ została uwięzioną, i pod eskortą czterech prusaków zaprowadzoną przed starego Blumentala, najsurowszego z dowódców, który rozpoczął z niej badanie.
Niezadowolony z udzielanych sobie przez młodą wieśniaczkę odpowiedzi, kazał ją zamknąć w opustoszałej wieżycy zamkowej, zajmującej trzecią część sceny.
Żołnierz z bagnetem na ramieniu, pełnił straż u stóp tej wieży.
Wszystko to odbywało się w owym półmroku, naśladującym noc na scenie.
Krystyna, przywiązawszy linę do balkonu, spuszcza się na, niej, wyszedłszy przez okno wobec publiczności.
Żołnierz strzela podczas gdy dziewczę jest zawieszone pomiędzy niebem a ziemią, chybia i wydaje okrzyk alarmu.
Krystyna zeskoczywszy, wyrywa mu broń, przybija go do muru bagnetem, i znika.
Nastąpiło pierwsze przedstawienie z „Góraliz Wogezów“.
Nadzieje ziściły się w zupełności. Powodzenie dramatu zapewnionem zostało, a tryumf młodej aktorki wzrósł do niebywałych rozmiarów.
Powtórne nazajutrz przedstawienie odbyło się bez przeszkody.
Tak było i przez dwa dni następujące.
Czwartego dnia wieczorem, maszyniści przybyli o zwykłej godzinie.
Sariol, uprzedziwszy wszystkich, przechadzał się w głębi po za zapuszczoną kurtyną.
— Ha!.. ha!.. pierwszy na stanowisku! zawołał ojciec Eustachy podając mu rękę. Dobry dajesz przykład, zaprawdę. Widać, że szczerze upodobałeś to dawne swoje rzemiosło.
— Otóż się mylisz, mój ojcze, rzekł Sariol ze smutkiem pozornym. Praca ta dość mi się podoba, ale znużenie przy niej mnie zabija. Czuje, jak gdyby kurcz w rękach.
— Bo brak ci wprawy.
— Być może. Wszak gdy się próżnowało jak ja przez lat kilkanaście, wszelka praca następnie ciężka, się staje. Przyszedłem dziś po raz ostatni, aby ci nie sprawić kłopotu zawodem, ale uprzedzam nie rachuj, ojcze, na mnie więcej.
— Jak ci się podoba, Ludwiku, nie zmuszamy nikogo. Odbierzesz zapłatę za te dni cztery po ukończonem widowisku.
— Nie ma nie pilnego.
— No... no.. każdy z nas radby pieniądz odebrac co prędzej, odrzekł stary. Widziałem małego Augusta. Już podobno wyzdrowiał, ma jutro przyjść do roboty.
Zaczęto grać uwerturę.
Na sali było spokojnie. Oktawiusz siedział w swej loży.
Dwa pierwsze akta minęły bez żadnego wypadku.
Pierwszy obraz w trzecim akcie zatytułowano na afiszu: „Zasadzka“.
Dekoracja przedstawiała przesmyk wązki i ciemny w Wogezach, zapełniony wysokiemi szaremi skałami, z rosnącemi na wierzchu jodłami, pokrytemi śniegiem, przez które wązkie to przejście przy blasku księżyca, przesuwali się w wojennym pochodzie górale.
Krzaki i granitowe odłamy, zasłaniały ich przed wzrokiem niemieckich żołnierzy. Olbrzymia jodła wywrócona, jakoby uderzeniem piorunu, tworzyła po nad przepaścią most naturalny.
Dinah, a raczej Krystyna, ukazała się nad brzegiem tego wywróconego drzewa, przebywając ostrożnie bez hałasu niebezpieczne to przejście.
Zaledwie przebyła trzecią część odległości, zabrzmiało hasło: „Kto idzie?“ I jednocześnie po nad każdym odłamem skały, z po za każdego krzaka ukazały się brodate twarze wrogów i lśniące lufy ich karabinów.
Dziewczę chciało uciekać, lecz nieprzyjaciele zastąpił jej drogę.
Natenczas, ścieżką stromą, urwistą, biegnącą w górę pionowo, wdrapywać się poczęła jak koza na spiczastą skalę, gdzie żołnierze dosięgnąć jej nie mogli, usiadła tam na pniu wywróconej sosny.
Gdy umieściła się tam na widoku pod rzutem światła elektrycznego, naśladującego promień księżyca, dwaj żołdacy, wycelowawszy w nią dali ognia.
W owej to chwili, dnia tego, zaszedł nieprzewidziany wypadek, który tem żywiej wstrząsnął widzami, iż całkiem był nieoczekiwanym.
Dinah miała na głowie alzacką czapeczkę z czarnej jedwabnej materji, haftowaną w różnokolorowe motyle, związaną u wierzchu na wielką kokardę, podobną do wielkiego żałobnego motyla.
Jednocześnie z hukiem wystrzału, czarna kokarda oderwana od czapeczki zniknęła, a dziewczę zachwiało się i zbladło.
Można było sądzić iż kula przeszła przez wstążkę kokardy. Nigdy złudzenie sceniczne bardziej prawdziwem być nie mogło. Przestrach artystki był tak naturalnym, iż zapał ogarnął spektatorów, i sala zadrżała pod gradem oklasków.
Sama tylko Dinah nie pojmowała co się stało.
Dosłyszała przelatującą kulę ze świstem nad sobą. Uczuła wrażenie lekkiego uderzenia w wierzchołek głowy.
Co to wszystko znaczyło?
Zaledwie miała czas postawić sobie to zapylanie, gdy iść zaczęła, ażeby jak wypadało z roli, wpaść w ręce niemców, przyczajonych po drugiej stronie stały.
Dekoracja szybko się zmieniła. Przedstawiała ona teraz dziedziniec w zamku Blumenthala, gdzie po prawej stronie znajdowała się owa wieżyca.
Krystyna stojąc na widoku nie opuszczała sceny, jak tylko, ażeby na nią wejść natychmiast. Żadne tu wyjaśnienie nie było potrzebnem.
Czytelnicy znają z poprzedniego opowiadania sytuację.
Niezwłocznie, po badaniu, o jakiem mówiliśmy powyżej, uwięziona została zamkniętą we wspomnionej wieży.
Recytowała monolog, jak przystało na bohaterkę teatralną, podczas gdy warta na zewnątrz straż odbywała, poczem przywiązawszy linę do balkonu, Dinah przeszła wierzchem otaczającą okno balustradę i zaczęła po tejże linie spuszczać się zwolna.
Szczegóły odbywały się jak zwykle i tego wieczora.
Warta, spostrzegłszy uciekającą, dała ognia.
Dziewczę wydało jęk, jaki nie był w jej roli, a opuściwszy jedną z rąk, którą się za linę przytrzymywała, zawisła na drugiej całym ciężarem, chwytając się sznura.
Oktawiusz zbladł.
Upłynęła chwilka, po której okrzyk przerażenia i zgrozy rozległ się na sali.
Lina zerwała się, i dziewczę spadło z wysokości piętnastu stóp na podłogę sceny, bez życia, prawie umarła.