Upiór opery/IX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Upiór opery |
Wydawca | E. Wende i S-ka |
Data wyd. | 1926 |
Druk | Drukarnia Leona Nowaka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le fantôme de l'Opéra |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Tragiczny ten wieczór miał złe następstwa dla wszystkich. Carlotta rozchorowała się ciężko. Krystyna Daaé zaś zniknęła zaraz po przestawieniu. Przez piętnaście dni nie pokazywała się w teatrze, a poza teatrem nie spotykano jej również.
Nie należy jednak zniknięcia tego utożsamiać z porwaniem, które nastąpiło w jakiś czas później, w okolicznościach naprawdę wyjątkowych i niewytłumaczonych.
Zniknięcie Krystyny zaniepokoiło silnie Raula.
Wysłał do niej list pod adresem pani Valerius, lecz nie otrzymał żadnej odpowiedzi.
Następne przestawienie „Fausta” odbyło się bez współudziału młodej śpiewaczki.
Pewnego dnia Raul, wyczerpany i smutny, udał się do gmachu Opery, chcąc zobaczyć się z dyrektorami. Sądził, że oni musieli otrzymać jakieś wiadomości o zaginionej. Lecz zastał ich, również jak on, zaniepokojonych i podrażnionych. Zmiana zaszła w ich usposobieniu uderzyła Raula — i nie — tylko jego! — Wszyscy znajomi pp. Richard i Moncharmin zauważyli tę zmiana, która nastąpiła w nich od czasu fatalnego wypadku ze świecznikiem.
Na zapytanie Raula o Krystynę Daaé, odpowiedzieli zimno i krótko, że jest na urlopie, który został jej udzielony na skutek choroby.
„Więc jest chora? Co jej jest takiego?“ — zawołał Raul.
„Nie wiemy“.
„A więc panowie nie posłaliście jej teatralnego lekarza?“
„Nie żądała go. Uwierzyliśmy w jej chorobę, bo Krystyna posiada całe nasze zaufanie.
Cała ta sprawa wydała się Raulowi nienaturalną.
Opuścił Operę w jak najgorszym nastroju, postanawiając, bez względu na wszystko, zasięgnąć wiadomości u pani Valerius. Przypomniał sobie wprawdzie zawarte w ostatnim liście Krystyny życzenie, aby nie próbował jej szukać i nie starał się z nią zobaczyć. Lecz to, co widział w Perros, co usłyszał pod drzwiami garderoby, wreszcie rozmowa z Krystyną na wybrzeżu — wszystko to zdawało się wskazywać na jakąś djabelską niemal machinację. Raul lękał się, czy Krystyna nie została wciągnięta w zasadzkę.
Naiwność młodej dziewczyny, jej wybujała wyobraźnia, rozbudzona legendami starego skrzypka, tęsknota za ojcem — wszystko to utrzymywało jej wrażliwą duszę w stanie nerwowego podniecenia, łatwego do wyzyskania dla tajemniczego zbrodniarza, czyhającego na jej zgubę. Ale kto to był? Czyją ofiarą została Krystyna Daaé? Tej zagadki Raul rozwiązać nie był w stanie.
Drżący i rozgorączkowany zadzwonił do drzwi mieszkania p. Valerius. Otworzyła mu pokojówka, której wręczył swój bilet wizytowy. W parę chwil później wchodził do przyćmionego pokoju, gdzie, ułożona wygodnie w fotelu, przyjęła go coraz bardziej zapadająca na zdrowiu staruszka.
„Ach! p. de Chagny! — zawołała, witając Raula serdecznie. — Niebo pana zsyła! Będziemy mogli pomówić o niej“.
Słowa staruszki odbiły się boleśnie w sercu Raula.
„Na miłość boską! gdzie jest Krystyna?!!“ — zawołał.
„Krystyna jest ze swoim dobrym duchem“ — odpowiedziała spokojnie p. Valerius.
„Jakim duchem? Co to znaczy?!“
„No z tym „Aniołem muzyki“.
Raul bez sił osunął się na krzesło. Nie wiedział, czy śni, czy też naprawdę widzi przed sobą tą siwowłosą staruszkę, wypowiadającą spokojnym, pogodnym głosem podobne niedorzeczności. Cały pokój zaczął z nim wirować.
„Ale nietrzeba o tem mówić nikomu,“ — przestrzegała p. Valerius, z dobrotliwym uśmiechem.
„Tak, tak,“ — mruknął oszołomiony Raul. — Może pani liczyć na mnie“
„O wiem, wiem, — rzekła staruszka. — Ale przybliż się pan do mnie, podaj mi ręką, tak jak dawniej, gdy byłeś dzieckiem i słuchałeś legend starego Daaé. Wszak wiesz, Raulu, że kochałam cię zawsze, jak syna. I Krystyna także kocha cię bardzo“.
„Krystyna bardzo mnie kocha — westchnął młodzieniec, którego myśl błąkała się uporczywie wokoło „Anioła muzyki“, mamy Valerius, upiora z trupią głową, ujrzanego na stopniach ołtarza kościółka w Perros i opowieści o fantastycznym „Upiorze Opery“, o którym tyle mówiono w ostatnich czasach w teatrze.
„Skąd przypuszczenie, że Krystyna kocha mnie?“ — zapytał po chwili.
„Mówiła o panu codziennie. Powiedziała mi, że się jej pan oświadczył“ — I staruszka wybuchnęła szczerym, wesołym śmiechem.
Raul, czerwony i zły, zerwał się z krzesła.
„No, cóż tam! Już pan odchodzi? Aha! gniewa cię, że się śmieję. No, rozchmurz się. Nie wiedziałeś przecież o niczem, nie wiedziałeś, że Krystyna nie jest wolną“.
„Krystyna jest więc zaręczoną?...“ — zawołał Raul.
„Ależ nie, nie! To jest niemożebne! Krystyna zaręczyć się nie może“.
„Ależ dlaczego? Nic nie rozumiem!“
„To przez tego „Anioła muzyki“, on jej tego zabrania!...“
„On jej zabrania!... Anioł muzyki jej zabrania!!“ — szeptał Raul, pochylony nad p. Valerius, z twarzą wykrzywioną i oczami błyszczącemi wściekłością. Prostota umysłu staruszki doprowadzała go do szału.
„Posłuchaj mnie pan — ciągnęła dalej, nie widząc utkwionego w nią groźnego wzroku młodego człowieka. — On jej powiedział, że gdyby zamąż wyszła, więcej go nie usłyszy... A więc rozumiesz teraz. Ona nie chce, aby ją „Anioł muzyki“ opuścił na zawsze — to przecież jest naturalne...
„Oh! tak, bardzo naturalne! — wyszeptał Raul.
„Zresztą ja sądziłam, że mówiła panu o tem w Perros, gdzie była właśnie z nim“.
„Ah! ah! A więc Krystyna była z „aniołem” w Perros?
„Tak, a właściwie naznaczyła mu spotkanie na cmentarzu w Perros, przy grobie starego Daaé. Obiecał jej tam zagrać „Zmartwychwstanie Łazarza” na skrzypcach ojca”.
„Pani, żądam, abyś mi w tej chwili powiedziała, gdzie on mieszka”.
Staruszka uniosła rękę w górę.
„W niebie”! — odpowiedziała z prostotą.
Tyle naiwności stropiło Raula. Wiedział już teraz, że obydwie — Krystyna i jej opiekunka — wierzyły gorąco w istnienie „Anioła muzyki” i zadrżał na myśl, naco narażona była młoda, niedoświadczona dziewczyna, pozostająca pod opieką „natchnionej” staruszki.
„Czy Krystyna jest jeszcze uczciwą dziewczyną?”
„Oh! przysięgam na to, na moje zbawienie, — zawołała p. Valerius oburzona zapytaniem. — I jeżeli wątpiłeś pan w to choć przez chwilę, to poco było tu przychodzić?”
„Odkąd datuje się ta znajomość?” — pytał dalej Raul, szarpiąc z wściekłością rękawiczki.
„Od trzech miesięcy, odkąd rozpoczął z nią lekcje muzyki”.
„A gdzież się odbywają te lekcje?”
„Teraz nie wiem, skoro z nim pojechała, ale przedtem schodzili się w garderobie Krystyny. Tam mieli spokój. O ósmej godzinie niema nikogo w Operze. Nikt im nie przeszkadza — rozumie pan?”
„Rozumiem... rozumiem”, — krzyknął oszalały z rozpaczy i nie żegnając się ze staruszką, wybiegł prędko z pokoju. Na ulicy skoczył do przejżdżającej dorożki i kazał się wieźć do mieszkania brata.
Znajdował się w stanie godnym politowania, teraz już wszystko było dla niego jasnem!
Jakże mógł dać się tak oszukać! Jak mógł uwierzyć kłamliwej prostocie i niewinności tej dziewczyny!... Anioł muzyki! Oh! znał go teraz, wiedział! Był to jeden z tych młodych tenorów w złotej peruce i cielistych trykotach! Raul czuł się ośmieszonym i bardzo nieszczęśliwym. Wspomnienie Krystyny budziło w jego duszy wstręt i rozpacz!
Z trudem hrabia Filip namówił brata do wyjścia i zjedzenia obiadu w restauracji. Dopomogła mu otrzymana wiadomość, którą podzielił się z Raulem, że panią jego myśli widziano w Lasku Bulońskim, w karecie, w towarzystwie mężczyzny.
Początkowo Raul wierzyć nie chciał, ale szczegóły podane były tak wiarogodne i dokładne, iż zaprzeczyć nie mógł.
Widziano Krystynę w oknie karety, którego szyba do połowy była opuszczona. Księżyc oświecał jej twarz, towarzysz jej jednak zasunięty był w głąb i owinięty ciemnym płaszczem.
Opuściwszy brata po pośpiesznem spożyciu kolacji, Raul w wynajętym powozie kazał się wieźć do lasku Bulońskiego. Polecił stangretowi ukryć się za dużym gąszczem krzewów, wysiadł i niecierpliwem spojrzeniem rozglądał się dokoła.
Nie czekał długo. Powóz jakiś nadjeżdżał od strony miasta i, skręciwszy główną aleją, wolno posuwał się ku Raulowi.
Serce młodego człowieka zabiło gwałtownie. Przeczuł, że powóz ten wiezie Krystynę.
Powóz się zbliżał... Jeżeli to jest naprawdę Krystyna, skoczy i zatrzyma konie.
Księżyc świecił jasno. Gdy powóz był zaledwie o kilka kroków, Raul ujrzał w oknie bladą twarz kobiety.
Mimowolny krzyk wydarł się z jego piersi.
„Krystyno! Krystyno!...”
Nieprzytomny, oszalały skoczył naprzód. Lecz nie zdołał go powstrzymać! Powóz w galopie oddalał się; za chwilę już tylko niewielki, ciemny punkcik widniał na drodze.
Zawołał jeszcze raz: „Krystyno!...” Lecz odpowiedziało mu tylko echo. Pełnym rozpaczy wzrokiem spojrzał ku niebu, ku gwiazdom. Pochwycił się rękami za głowę, objętą jakby szumiącym płomieniem. Kochał i nie był kochany!
Czuł, że coś w jego sercu umarło: kochał anioła, który okazał się tylko kobietą! Ona sobie z niego zrobiła igraszkę! Jakże można mieć jasne, czyste oczy dziecka, kiedy się ma duszę kurtyzany!...
...Przejechała, nie zwracając uwagi na jego wołanie... Sam nie wiedząc co czyni, błądził dłuższy czas opustoszałemi alejami, czując w głowie jakiś zamęt, z którego wyłaniała się myśl o samobójstwie. Nie wiedział, kiedy powrócił do domu.
Nazajutrz rano służący zastał go siedzącego na fotelu. Łóżko było nienaruszone, a cała postać Raula wyrażała taką boleść rozpacz, że przestraszony sługa pobiegł uprzedzić hrabiego Filipa, porzuciwszy przyniesioną pocztę poranną na stole. Nagle Raul, pogrążony w zadumie, zerwał się z okrzykiem radości. Na stole, pomiędzy listami, dojrzał kopertę, zaadresowaną pismem Krystyny.
„Mój przyjacielu — pisała — bądź pojutrze o północy na balu maskowym w Operze, w małym saloniku, obok głównego foyer, przy drzwiach, prowadzących do Rotundy. Nie mów o tem spotkaniu nikomu. Włóż białe domino i zamaskuj się. Zaklinam cię, bądź ostrożny, aby cię nie poznano.