Uwodziciel w pułapce/6
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Uwodziciel w pułapce |
Wydawca | Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o. |
Data wyd. | 9.12.1937 |
Druk | drukarnia własna, Łódź |
Miejsce wyd. | Łódź |
Tłumacz | Anonimowy |
Tytuł orygin. | Tytuł cyklu: Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
— Tu przynajmniej bezpieczny jestem przed niespodziankami poprzedniej niedzieli! — pomyślał lord Rochester, gdy otworzyła mu drzwi fertyczna pokojówka miss Arabelli Norfolk.
Na twarzy młodej dziewczyny malowało się zakłopotanie.
— Cóż, moja ślicznotko? — rzekł szczypiąc różowy policzek dziewczyny. Zrobiłem wam niespodziankę: ostatnim razem mówiłem, że ruszam w podróż w tym tygodniu. Otóż zmieniłem plan... Jak się ma miss Norfolk?
— Bardzo dobrze, milordzie... Miss Norfolk jest w teatrze.
Lord spojrzał na nią ze zdziwieniem:
— Cóż mi tu opowiadasz? Tylko bez kłamstw, moja mała. Widziałem z dołu oświetlone okna. A to co takiego?
Wzrok jego padł na futro męskie i cylinder.
Pod jego badawczym wzrokiem zmieszanie pokojówki, wydawało się wzrastać —
Nie zdążyła jednak odpowiedzieć, gdy otwarto nagle drzwi.
— Cóż się stało, Lizetto? Czy to z cukierni przyniesiono tort? Dlaczego człowiek ten nie wszedł kuchennym wejściem? Ach...
Młoda, wysoka blondynka o olśniewającej cerze, wydała nagle okrzyk przerażenia. Ujrzała lorda. Przez uchylone drzwi widać było z korytarza stół nakryty na dwoje i młodego elegancko ubranego człowieka, siedzącego przy stole.
Trwało to zaledwie kilka sekund, gdyż w tej samej chwili miss Arabella zamknęła za sobą gwałtownie drzwi.
— Tylko bez scen — rzekła półgłosem — Nie wiedziałam, że dzisiaj wrócisz. Nie jestem twą żoną i nie obiecywałam ci wierności. Odejdź stąd spokojnie i nie narażaj się na śmieszność. Porucznik Oliver jest pierwszorzędnym bokserem.
Nie zwracając nań dłużej uwagi powróciła do salonu.
Lord Rochester wyszedł jak automat. Zauważył jedynie, że śliczna pokojówka z ironicznym uśmiechem życzyła mu dobrej nocy.
— Kanalie! — mruknął wściekły, — gdy znów znalazł się na ulicy. Pokażę wam za to!
Szedł prosto przed siebie. Uspokoiwszy się nieco, postanowił zajrzeć do klubu. W klubie wypił kilka kieliszków wina, przegrał w karty niewielką kwotę i pogawędził ze znajomymi. Około pierwszej po północy zdecydował się wrócić do domu. Był już zupełnie spokojny. Zbliżając się do domu odczuł nagle coś w rodzaju wyrzutu sumienia.
— Jest w tem trochę mojej winy. Jakże mogłem przywiązać się do takiej kobiety? — szepnął. Kiedy ma się szczęście posiadać uczciwą małżonkę, powinno się pozostać przy niej. Lea jest zbyt dumną, aby spojrzeć na obcego mężczyznę. Ponadto chroni ją jej pobożność.
Pełen jaknajlepszych intencji zbliżył się do drzwi. Miał właśnie zamiar udać się do swego pokoju, gdy ujrzał w sypialni żony światło. Zdziwił się. Czyżby żona jego jeszcze nie spała? A może usnęła z książką, zostawiwszy palące się światło? Zbliżył się do drzwi i począł nasłuchiwać. Zapukał najpierw cicho, potem głośniej. Nikt nie odpowiadał. Nacisnął na klamkę. Dziwne! pokój był zupełnie pusty. Gdzież się podziała Lea? W tej chwili zimny pot wystąpił na jego czoło. Spostrzegł wybitą szybę od balkonowych drzwi, czarne palto przerzucone przez poręcz krzesła, miękki filcowy kapelusz i ślepą latarkę. Na Boga! Czyżby popełniono tu morderstwo i wyniesiono trupa? Zamierzał właśnie wszcząć alarm, gdy w otwartych drzwiach stanęła jego żona w towarzystwie wysokiego, eleganckiego mężczyzny. Ku swemu największemu zdziwieniu lord Rochester poznał w młodzieńcu lorda Percy Menevala. Początkowo nie mógł znaleźć rozwiązania tej zagadki. Nagle przykra myśl przemknęła mu przez głowę: Dzisiejsza przygoda z Arabellą powtórzyła się w jego własnym domu!
Jednym ruchem lady Rochester stanęła przy mężu.
— Dzięki Bogu, że cię nareszcie widzę! Obroń mnie Edwardzie przed tym nędznikiem Rafflesem!
Z otwartymi ustami lord Rochester spoglądał w osłupieniu na młodzieńca.
— Ra... Raffles?
Raffles ukłonił się spokojnie.
— Do usług, milordzie... Znamy się zresztą jeszcze z czasów gdy występowałem pod nazwiskiem Mary Green. Żałuję bardzo, że pan powrócił zbyt wcześnie. Nie oczekiwaliśmy pana o tej godzinie.
Nazwisko Mary Green przypomniało lordowi przykrą przygodę. Bladł i czerwienił się naprzemian.
— Jestem w rozpaczy milordzie, że musiałem sprawić panu trochę kłopotu. Ponieważ jednak drzwi wejściowe były zamknięte, obrałem drogę dość niewygodną — rzekł wskazując na stłuczoną szybę. — Chciałem omówić pewną sprawę z pańską małżonką.
— Okradł mnie, Edwardzie! — wykrzyknęła. — Zabrał mi 10.000 funtów, schowanych w sekretnej skrytce.
Cyfra ta zrobiła na lordzie olbrzymie wrażenie. Oczy jego rozszerzyły się, z chciwości.
— To niesłychane! — zawołał. — I pan to nazywa załatwieniem sprawy? Czy zwykle posługuje się pan tego rodzaju metodami? — rzekł wskazując na lufę rewolweru.
Raffles zaśmiał się.
— Nie milordzie. Nigdy wobec kobiet. Niech się pan nie obawia, rewolwer jest nienabity.
Była to nieostrożność, w tej samej chwili w ręce lorda ukazał się rewolwer. Jedynie obawa przed tym, aby Raffles go nie uprzedził i nie strzelił pierwszy powstrzymywała dotąd lorda od wyciągnięcia broni. Natychmiast jednak broń wypadła mu z jego ręki i z ust wydarł się okrzyk bólu, Raffles bowiem uderzył go tak silnie w ramię, że rewolwer znalazł się w drugim końcu pokoju.
— Bezpieczniej będzie, jeśli zabiorę tę zabawkę, — rzekł Raffles — Moglibyście popełnić jakieś głupstwo.
Dał się słyszeć przeciągły dźwięk alarmowego dzwonka.
Mimo szybkości z jaką Raffles schylił się po broń — lord zdążył w tym czasie chwycić rączkę od dzwonka.
— Milordzie — rzekł Raffles nie tracąc spokoju. — Był to najgłupszy czyn, jaki pan mógł popełnić. Nie wszystko jednak stracone. Proszę mnie przepuścić.
— Nie — zawołał lord zagradzając mu drogę na balkon. — Proszę mi zwrócić najpierw skradzione pieniądze.
— Jeszcze raz powtarzam: Przepuśćcie mnie!
Lady Rochester krzyknęła ze strachu. Lord natomiast wydawał się wahać. W tej samej chwili dał się słyszeć odgłos kroków, przybywającej z pomocą służby. Dodało to odwagi lordowi.
— Strzelaj — rzekł. — Pamiętaj jednak, że wówczas nie ujdziesz szubienicy.
Raffles rzucił się na fotel i zaśmiał się serdecznie.
— Racja, lordzie Rochesterze — rzekł ironicznie. W pańskim wyłącznie interesie żałowałem popełnionego przez pana kroku. Teraz bowiem będzie pan sobie napróżno łamał głowę, aby mnie stąd wypuścić, wzbudzając jaknajmniej podejrzeń.
Zapalił papierosa. Drzwi się otwarły i stanęła w nich grupka wystraszonej służby. Na twarzach ich odmalował się wyraz zdumienia na widok lorda oraz obcego mężczyzny w sypialni ich pani.
Lord przyjął pozę bohatera.
— Całe szczęście — rzekł — że dzisiaj wróciłem wcześniej niż to pierwotnie zamierzałem. Przybyłem w porę, aby nie dopuścić do popełnienia strasznej zbrodni! Macie teraz okazję uzyskania znacznej nagrody. Człowiek który stoi przed wami, to Raffles!
Słowom tym towarzyszyło ogólne przerażenie. Każdy zdawał się szukać sposobu odwrotu.
— A więc na cóż jeszcze czekacie? — rzekł lord niecierpliwie.
Kamienny spokój człowieka, który palił jaknajspokojniej papierosa, podziałał na służbę. Przyszli do wniosku, że rozsądniej zachować przyzwoity dystans.
Wszyscy słyszeli historię o nieprawdopodobnej jego zręczności.
— Milordzie — odezwał się lękliwy głos — sądzimy, że zatrzymanie Rafflesa to sprawa policji.
— Do licha! — zgrzytnął zębami lord — Zawiadomcie więc policję.
— Nie zapominajcie przy tym, pokłonić się serdecznie odemnie Baxterowi! — rzekł Raffles, nie ruszając się z fotela.
Lord Rochester tymczasem komenderował przerażoną służbą. Bob przyniósł rewolwer, poczem służący opuścili pokój dla wykonania rozkazów swego szefa. Trzy osoby naszego dramatu pozostały znów same w pokoju.
— Pięknie — rzekł Raffles — możemy teraz porozmawiać poważnie... Czy wie pan, milordzie, że to co pan teraz robi jest zwykłym towarzyskim samobójstwem?
— Co pan ma na myśli? Czy samobójstwem będzie zdemaskowanie niebezpiecznego złoczyńcy i oddanie go w ręce władz?
— Oczywista... Nie zastanowił się pan nad tym, że nie obejdzie się tu bez publicznego procesu... Czy sądzi pan jednak, że zawaham się przed zdemaskowaniem przed całym światem zadziwiających praktyk lorda i lady Rochester?
Ukradkiem rzucił spojrzenie w kierunku lady Rochester, która zbladła jak ściana.
— Sąd potrafi ocenić należycie wagę na niczym nie opartych oświadczeń znanego opryszka — odparł lord Rochester.
— Mógłbym oświadczyć na przykład — ciągnął dalej Raffles, że 10 tysięcy funtów zostało skradzione przez wytworną lady Rochester biednym sierotom... Że znalazłem się w pokoju sypialnym pańskiej małżonki to jest bezsporne... Mógłbym bardzo łatwo wytłumaczyć swoją tam obecność.
Lord pozieleniał ze złości.
— Nikt nie uwierzy w potwarcze oskarżenia notorycznego złodzieja — zawołał.
— Czemu więc należy przypisać, że temu złodziejowi wyznaczyła uczciwa kobieta i małżonka lorda spotkanie? Czy żąda pan ode mnie dowodów wiarogodnego dowodu wiarołomstwa swej żony? Dostarczę panu z ochotą.
— Oskarżenia ludzi takich jak pan nie są zdolne nas dosięgnąć — rzekła lady Rochester, która dotąd nie mieszała się do rozmowy. — Mimo to, byłoby poniżej naszej godności dopuścić do roztrząsania publicznie tych spraw... Ludzie są podli i chętnie dają posłuch oszczerczym plotkom! Z tego względu radzę ci, drogi Edwardzie abyśmy puścili swobodnie tego zbira. Niech gdzieindziej dosięgnie go ręka sprawiedliwości.
— A dziesięć tysięcy funtów? — odezwał się lord Rochester.
— A jeśli bandyta jest w stanie udowodnić swe twierdzenia? — zaśmiał się lord Lister. — Powinien pan iść za przykładem żony, lordzie. Lady Rochester uczyniła mi formalną ofertę miłosną... Dziś coprawda przedostałem się do jej sypialni trochę niezwykłą drogą, lecz jutro miałem tam być przyjęty w całkiem inny sposób... Mnie pan ma do zawdzięczenia, że żona pańska nie zdołała pana zdradzić.
— Leo, czy to prawda? — zapytał, jąkając się ze wściekłości.
Lady Rochester, kryjąc twarz w dłoniach, osunęła się na fotel. Odpowiedź była zbyteczna. Lord rzucił się na nią. Zagrodził mu drogę Raffles.
— Nic pan nie zrobi złego tej kobiecie — rzekł — Nie leży w moich intencjach rozrywanie małżeństw... Jesteście nawzajem siebie warci... Proszę nie zapominać, lordzie, że wraca pan z mieszkania pięknej Arabelli Norfolk, że mieszkanie to nawet zapisane jest na pańskie nazwisko...
Słysząc te słowa, lady Rochester wyprostowała się...
— Co za podłość! — syknęła.
Byłoby doszło do ostrej sceny między małżonkami, gdyby nie interwencja Rafflesa.
— Proszę zaczekać z tym przynajmniej do jutra — rzekł spokojnie. — Tymczasem zechce pan odwołać swych ludzi z posterunków, jakie im pan wyznaczył...
— A list mej żony? — jęknął lord.
— List ten będzie mi jeszcze potrzebny na wypadek, gdyby lady Rochester nie chciała dobrowolnie zrezygnować z piastowanych przez nią stanowisk w towarzystwach dobroczynnych. I jeszcze jedna sprawa: nie mam chwilowo zamiaru opuszczać Londynu... Pozostanę w dalszym ciągu dla wszystkich lordem Percym Meneval... Jeślibyście robili mi jakiekolwiek trudności, działać będziecie na własną szkodę... Odwrotnie, dopóty pozostawicie mnie w spokoju — z mojej strony nic wam grozić nie będzie... A teraz proszę, ułatwijcie mi zniknięcie w sposób możliwie najdyskretniejszy.
Lord tłumiąc wściekłość udał się do służby, aby pod jakimś pozorem odwołać wydane rozkazy. Pokój sypialny wychodził na park. Nagle dał się słyszeć zgrzyt zatrzymującego się przed domem auta.
— Inspektor Baxter — zaanonsował służący...
Istotnie inspektor Baxter przybył na miejsce wraz z oddziałem policji. W ciągu kilku chwil, cały dom został otoczony.
Ruchem pełnym rozpaczy, lord wyciągnął ręce w stronę Rafflesa.
— Widzi pan do czego doprowadza głupi upór — rzekł Raffles obojętnie, jakby cała ta sprawa nie jego tyczyła. — Zasługuje pan na to, żebym pozwolił się zaaresztować... Zrobiłbym to niewątpliwie, gdyby nie litość, jaką dla was żywię... Powiedz pan służbie, że przychodzi pan natychmiast.
Mówiąc te słowa sięgnął do kieszeni swego żakietu, skąd wyjął perukę siwawą i brodę sztuczną. Włożył je zręcznym ruchem i podszedł do toalety. Dzięki szminkom, których było tam poddostatkiem — twarz jego pokryły liczne zmarszczki. Oczy przygasły i spoglądały smutnie z podkrążonych sino oczodołów. Z łatwością mógł teraz lord rozpoznać owego starca, który przeszkodził mu w spotkaniu z młodą dziewczyną. To przeobrażenie nie trwało dłużej, niż dwie minuty.
— Pozwól mi mówić i odpowiadaj tylko twierdząco na wszystkie moje pytania — szepnął do ucha, — kierując się w stronę drzwi.
W przedpokoju czekał na nich Baxter otoczony policją. Miał minę psa gończego, który wie, że tym razem zwierzyna mu nie ujdzie. Zdziwił się z początku na widok towarzyszącego lordowi staruszka... Raffles skurczony i drżący, z opadającą dolną wargą świetnie grał rolą starca przynajmniej siedemdziesięcioletniego...
— Nie mamy szczęścia — zaczął starzec ochrypłym i drżącym głosem. — Przybył pan o pięć minut za późno... Do tej chwili udało nam się wspólnymi siłami utrzymać złoczyńcę. Jak pan widzi, jeszcze dotąd trudno mu złapać oddech... Nagle jednak, wyrwał się nam i wyskoczył oknem... Chętnie przyszedłbym z pomocą memu przyjacielowi, lecz cóż znaczą siły starca wobec młodości? O gdybym przynajmniej miał o dwadzieścia lat mniej...
Rozczarowanie odbiło się na twarzy Baxtera.
— Jakże mógł uciec przez park, kiedy stali tam dwaj służący, którzy nie spostrzegli nikogo?...
— Sam nie wiem... przypuszczam jednak, że schronił się na dachu...
Nowa nadzieja wstąpiła w serce inspektora:
— W takim razie mamy go w ręku... Willa jest kompletnie izolowana od wszelkich domostw... Musi chyba tam jeszcze być. Dom jest otoczony moimi ludźmi, schwytanie go będzie dziełem najbliższych minut.
Skinąwszy na detektywów wydał im odpowiednie rozkazy. Skoro się rozeszli, inspektor zbliżył się do starca:
— Czy zechciałby pan, milordzie udzielić mi bliższych wyjaśnień w sprawie? — Zapytał. Wolno mi zapytać, z kim mam honor rozmawiać?
— Jestem lord Beresford... Siedzieliśmy właśnie z mym przyjacielem w salonie, grając w karty...
Inspektor Baxter, który słyszał nazwisko Beresford po raz pierwszy w życiu zdziwił się:
— Jakto? Służący powiedział mi, że lord wrócił niespodzianie do domu i że dzięki tej właśnie okoliczności...
— Ten służący to skończony osioł — odparł lord Rochester, po raz pierwszy przerwawszy milczenie. Zmyślił sobie najwidoczniej jakąś historię... Cała służba spała już od dawna...
— A co potem? — zapytał.
— Graliśmy więc w karty... Nagle usłyszeliśmy krzyk, dochodzący z sypialni pani domu. Nadbiegliśmy z pomocą. Oczom naszym ukazał się złoczyńca, który wtargnął do pokoju przez oszklone drzwi balkonowe... Uderzeniem mej laski zdołałem wytrącić mu broń z ręki... Podniósł ją mój przyjaciel i dzięki temu udało nam się utrzymać przez czas pewien zbrodniarza w szachu... Wówczas właśnie nastąpił tragiczny moment. Lady Rochester zemdlała. Gdy staraliśmy się ją przywrócić do przytomności — zbrodniarz wykorzystał moment i zbiegł. Dalszy ciąg pan zna, inspektorze...
— Chciałbym rzucić okiem na sypialnię lady Rochester — rzekł inspektor.
— Przedtem jednak poproszę o zwolnienie mnie. Jestem stary i emocje dzisiejszej nocy odbiły się fatalnie na mym zdrowiu. Zresztą nie przypuszczam, abym mógł się przydać w pogoni za złoczyńcą.
Inspektor zgodził się bez zastrzeżeń.
— Bardzo panu dziękuję — odparł starzec z uśmiechem. — Ale... Z natury jestem trochę lękliwy. Cóż będzie, jeśli ów osobnik zaczaił się gdzieś w głębi domu i zechce na mnie napaść po drodze? On ma rewolwer. — Ja zaś jestem bezbronny.
Mimo powagi sytuacji Baxter nie mógł się wstrzymać od śmiechu.
— Jeden z mych agentów odprowadzi pana do najbliższej taksówki. Pseudo — lord Beresford, podziękował serdecznie.
— Jest pan niezwykle uprzejmy, inspektorze.
Baxter skinął na jednego z policjantów. Starszy pan opuścił pokój odprowadzony pełnym nienawiści spojrzeniem lorda Rochestera. Odchodził bowiem na zawsze, a z nim razem znikało 10.000 funtów sterlingów.
— Proszę poczekać jeszcze minutę — rzekł stary lord Beresford do policjanta — chciałbym napisać słów parę inspektorowi Baxterowi.
Na kartce, wyrwanej z notesu, skreślił kilka linii i wręczył je policjantowi.
— A teraz pełnym gazem — rzekł do szofera.
∗
∗ ∗ |
Pot perlił się na czole inspektora Baxtera. — Właśnie wydawał swym ludziom rozkaz zbadania wnętrza komina, przypuszczając, że może tam ukrył się nieuchwytny złoczyńca, gdy do pokoju wszedł policjant, który towarzyszył staremu lordowi. Nerwowym ruchem Baxter rozwinął podany mu bilecik. Czyżby stary przypomniał sobie o jakiejś ważnej okoliczności? W miarę jednak czytania, twarz jego zmieniła się niedopoznania i głuchy okrzyk wydarł się z jego ust. Bilecik zawierał treść następującą:
Drżąc na całym ciele inspektor podał bilecik lordowi. Lord zbladł i zachwiał się na nogach. Opanował się jednak szybko.
— Nowy kawał lorda Beresforda — rzekł. — Ten stary kpiarz często urządza sobie podobne żarty.
— Rozumiem milordzie! ale o jakich 10.000 jest tu mowa? Czy nic panu nie zginęło?
— Ani penny — odparł lord zduszonym głosem. — W mojej kasie nie miałem nawet funta!
Inspektor jednak był innego zdania. Uderzyło go bowiem dziwne zachowanie się lorda i jego żony. Nie chciał wyświetlić tajemnicy, jaka tu się kryła. Lord Rochester uważany był za jednego z najbardziej wpływowych obywateli w mieście. Jedynie dla formy prowadził w dalszym ciągu swe poszukiwania. Podejrzenia jego zmieniły się w pewność następnego dnia, gdy stwierdził, że w Londynie nikt nie znał lorda Beresforda. — W dwa dni później dzienniki wieczorne przyniosły wiadomości, że lady Rochester z powodu słabego zdrowia zmuszona jest porzucić wszystkie piastowane przez siebie godności w stowarzyszeniach dobroczynnych. Po wzmiance tej następowała długa lista ofiar, jakie lady Rochester z tego powodu przeznaczyła na rozmaite dobroczynne cele. Suma tych ofiar sięgała 9.000 funtów.
Czytając tę wzmiankę lord i lady Rochester o mało nie rozchorowali się z wściekłości. Gdzież jednak podział się pozostały tysiąc?
Tymczasem Nelly Somerset, dawna pokojówka lady Rochester otrzymała niespodzianie pewnego ranka list pieniężny. Prócz pieniędzy w liście znajdowało się parę słów od jej byłej pani.
Dziewczyna z radością przyjęła tysiąc funtów. Zdziwiła się jednak, że pismo nie było pismem jej pani. Mała Nelly niezwłocznie odpowiedziała długim listem, dziękując lady Rochester za wspaniały dar. Czytając te słowa biedna lady o mało nie zemdlała ze złości.