Władczyni lodu (Andersen, przekł. Mirandola)/Nowiny kota pokojowego
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Władczyni lodu |
Pochodzenie | Baśnie |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie R. Wegner |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Concordia |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Tytuł orygin. | Iisjomfruen |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Cała baśń Cały zbiór |
Indeks stron |
— Proszę, oto jest rzecz, której pan chciał! — rzekł Rudi, stawiając w pokoju młynarza wielki kosz. Gdy go odkrył, wyjrzała głowa ptaka o żółtych, czarno obramionych oczach, które połyskiwały dziko, a dziób rozwierał się do kąsania. Szyja młodego orła była czerwona i pokrywał ją brunatny, rzadki puch.
— Złapałeś go? — krzyknął młynarz.
Babeta wydała również okrzyk i cofnęła się, niezdolna odwrócić oczu od orlęcia i śmiałka, który go przyniósł.
— Dokazałeś swego! — rzekł młynarz po chwili.
— A pan dotrzymasz, jak zawsze, słowa! — odparł Rudi.
— Czemuż u licha nie skręciłeś karku?
— Bo trzymałem się mocno! Czynię to dalej i nie puszczam Babety.
— Nie masz jej jeszcze! — powiedział młynarz i roześmiał się, co było, jak wiadomo, dobrym znakiem.
— Wyjmijmy naprzód orlę z koszyka. Wytrzeszcza na nas oczy, aż ciarki przechodzą. Gdzież złapałeś tego potwora?
Rudi opowiedział wszystko, a oczy słuchającego młynarza stawały się coraz to większe.
— Będąc tak odważnym, możesz przy swojem szczęściu wyżywić trzy żony! — powiedział w końcu.
— Dziękuję serdecznie! — zawołał młodzieniec.
— Ale Babeta jeszcze nie twoja! — oświadczył młynarz, klepiąc poufale po ramieniu młodego myśliwca.
— Czy znasz ostatnią nowinę? — spytał kot pokojowy, towarzysza kuchennego. Oto Rudi przyniósł nam młodego orła i chciał go wymienić na Babetę. Potem pocałował ją przy ojcu, co się równa oficjalnym zaręczynom. Stary nie fikał wcale, schował pazury, odprawił popołudniową drzemkę, oni zaś siedzą sobie na kanapie i gadają. Myślę, że nie skończą do samych świąt Bożego Narodzenia.
I rzeczywiście nie mogli się dość nagadać. Nastała jesień, potem zima, śnieg spiętrzył się w górach, mróz powiększył znacznie wspaniały pałac Władczyni Lodu, strojąc go w girlandy i filary, drzewa przybrały białą szatę, ona sama jeździła po śnieżnych rozłogach, a Rudi siedział ciągle w młynie i rozmawiał z Babetą. W lecie miało się odbyć wesele, a wszyscy tyle o niem mówili, że huczało w uszach. Babeta promieniała, piękna i świeża jak wiosna, której z dnia na dzień wyglądali wszyscy.
— Pojąć nie sposób, — rzekł kot pokojowy — jak mogą tak ciągle siedzieć pochyleni nad sobą. Jednostajne ich miauczenie drażni mnie niewymowmie!