Władczyni lodu (Andersen, przekł. Mirandola)/Władczyni lodu
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Władczyni lodu |
Pochodzenie | Baśnie |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie R. Wegner |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Concordia |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Tytuł orygin. | Iisjomfruen |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Cała baśń Cały zbiór |
Indeks stron |
Czasu wiosny, kiedy wszystko rośnie, zieleni się i kwitnie, legiwała Władczyni Lodu wysoko na skraju ogromnego pola śniegowego. Spadały stąd kaskady w dół, ona zaś posyłała tam spojrzenia, przyglądając się mrówczej pracy ludzi.
— To są siły ducha! — mówiła do siebie. — Te robaczki pysznią się siłami ducha! A jednak starczy rzucić mi stąd garść śniegu, by unicestwić całe ich dzieło. Patrzyła złowrogo w dolinę, skąd dolatał łoskot, grzmot wybuchów towarzyszących wysadzaniu skał dla budowy tunelów i zakładania nowych dróg.
— To są krety! — powtarzała Władczyni Lodu. — Jakże nikłe ich hałasy! Czemże są wobec huku lawin moich, gdy przebudowuję, lub powiększam moje pałace?
Ujrzała nad lokomotywą pióropusz dymu pociągu i wąż wagonów sunący po szynach.
— Zabawiają się we władców świata! — rzekła do siebie. — Ufają siłom ducha, a przecież istnieją wyłącznie tylko siły natury potężnej.
Zaśmiała się, aż echa poszły wokoło.
— Spada lawina! — powiadali sobie ludzie w dolinach. Ale śmieli się wesoło, ufni, iż opanować mogą morze, góry i cały świat, iż zawładną kiedyś w pełni siłami przyrody.
W tej chwili ukazało się towarzystwo wędrowców na lodowcu, gdzie leżała Władczyni. Związani byli razem linami, chcąc tworzyć niejako jedno, wielkie ciało na ogromnej płaszczyźnie, pokrytej rozpadlinami i szczelinami.
— Robactwo! — mruknęła i odwróciła się od nich.
Doliną sunął pociąg. Władczyni Lodu dostrzegła każdego z podróżnych, jedni siedzieli sami, jak królowie, inni tłoczyli się w ciasnych wozach, spali, a gdy smok parowy stawał, wychodzili i szli swoją drogą.
— To myśli ludzkie wędrują po świecie! — zaśmiała się Władczyni Lodu.
— Znowu lawina! — powiedzieli sobie ludzie.
— Na nas nie spadnie! — zawołało dwoje młodych, para zakochanych, którzy jechali właśnie.
Był to Rudi i Babeta, a towarzyszył im młynarz.
— Jadę jako pakunek! — żartował. — Jako zło konieczne!
— Siedzą sobie spokojnie! — rzekła Władczyni Lodu. — Zabiłam mnóstwo gemz, miljony alpejskich róż wyrwałam z korzeniami! Tępię wszystko, myśli i siły ducha! Nie ujdzie mi nikt!
Zaśmiała się.
— Znowu spadła lawina! — powiedzieli sobie ludzie.