Władczyni lodu (Andersen, przekł. Mirandola)/Matka chrzestna

<<< Dane tekstu >>>
Autor Hans Christian Andersen
Tytuł Władczyni lodu
Pochodzenie Baśnie
Wydawca Wydawnictwo Polskie R. Wegner
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Concordia
Miejsce wyd. Poznań
Tłumacz Franciszek Mirandola
Tytuł orygin. Iisjomfruen
Źródło skany na Commons
Inne Cała baśń
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OPOWIEŚĆ DZIESIĄTA.
MATKA CHRZESTNA.

Matka chrzestna Babety mieszkała nad Jeziorem Genewskiem. Była to dostojna Angielka, miała trzy córki i młodego kuzyna. Przybyli niedawno wszyscy pięcioro, ale młynarz odwiedził ich już, zawiadamiając o zaręczynach córki, opowiadając o Rudim i młodym orle, co się rozniosło po całej okolicy, a Anglicy zainteresowani byli młodą parą, oraz młynarzem samym. Zaprosili wszystkich troje, a ci przyjąwszy zaproszenie jechali właśnie z wizytą.
Z małego miasteczka, Villneuve na krańcu jeziora ruszyli statkiem do Vernex, tuż pod Montreux. O miejscowości tej wiedzą wszyscy, tu bowiem, pod cieniem drzew orzechowych pisał słynny poeta Byron swój poemat o nieszczęsnym więźniu, zamkniętym w zamku Chillon, zaś w pobliskiem Clarens przechadzał się pod płaczącemi wierzbami wielki myśliciel Rousseau, dumając o swej Heloizie. Płynie tu Rodan, tworząc wysepki, jednę z nich, maleńką, kazała pewna staruszka, przed stu kilkudziesięciu laty, obwałować kamieniem, użyźnić oraz obsadzić akacjami.
Było to miejsce rozkoszne i Babeta radaby była, zwiedzić je, ale statek popłynął do Varnex.
Udali się w górę, ścieżką przez winnice ocienione drzewami figowemi, wawrzynami i cyprysami. W połowie wysokości stał hotel, gdzie mieszkała matka chrzestna.
Przyjęci zostali bardzo serdecznie. Stara dama o uśmiechniętej pogodnej, okrągłej twarzy, przypominać musiała w młodości anioła, teraz miała atoli siwe włosy. Córki miały kształty smukłe i zręczne ruchy, kuzyn, biało ubrany, nosił bardzo bujne, rude bokobrody i z samego zaraz początku zaczął nadskakiwać Babecie.
Na wielkim stole leżały zdobnie oprawne książki, nuty i rysunki, a przez otwarte drzwi balkonu przepiękny słał się widok wokoło po jeziorze, odbijającem w sobie góry Sabaudji, lasy, miasteczka i wsie.
Zazwyczaj śmiały, wesoły i pewny siebie Rudi czuł się tu nieswój i chodził jak po grochu. Czas mu się dłużył wielce i był znudzony. W końcu postanowiono iść na przechadzkę, ale i teraz poruszali się wszyscy tak wolno, że musiał pilnie uważać by im dotrzymać kroku. Towarzystwo skierowało się do starego, ponurego zamku Chillonu, gdzie oglądano więzienie, łańcuchy i pal męczeński nieszczęśliwego skazańca, o którym pisał Byron. Pokazano im także drzwi w podłodze, któremi go strącono w jezioro. Rudi miał wrażenie, że sam znosi tortury i patrzył z utęsknieniem w kierunku małej wysepki akacjowej na wodzie. Natomiast Babeta była w doskonałym humorze. Opowiadała potem, że się bawiła wyśmienicie, a kuzyn przypadł jej bardzo do gustu.
— Paple jak najęty! — powiedział opryskliwie Rudi, a słowa te dotknęły Babetę niemile.
Na pamiątkę pobytu w Chillonie podarował jej Anglik książeczkę. Był to poemat Byrona „Więzień Chillonu“ w przekładzie francuskim, tak że mogła czytać.
— Wiersze są ładne! — zauważył Rudi. — Ale ten rudy młokos o wylizanych jakby włosach wcale mi się nie podoba!
— Wygląda, jak pusty worek z mąki! — dorzucił młynarz i roześmiał się z własnego dowcipu. Rudi mu zawtórował, rad temu porównaniu.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Hans Christian Andersen i tłumacza: Franciszek Mirandola.