Władczyni lodu (Andersen, przekł. Mirandola)/Kuzyn

<<< Dane tekstu >>>
Autor Hans Christian Andersen
Tytuł Władczyni lodu
Pochodzenie Baśnie
Wydawca Wydawnictwo Polskie R. Wegner
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Concordia
Miejsce wyd. Poznań
Tłumacz Franciszek Mirandola
Tytuł orygin. Iisjomfruen
Źródło skany na Commons
Inne Cała baśń
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OPOWIEŚĆ JEDENASTA.
KUZYN.

Rudi przybył w parę dni potem do młyna i zastał rudego Anglika. Babeta stawiała właśnie przed nim smarzone pstrągi, własnoręcznie przystrojone pietruszką, bardzo apetycznie wyglądające. Było to zgoła niepotrzebne. Czegóż zresztą chciał tutaj ten Anglik i co miał do roboty? Zazdrość narzeczonego ubawiła Babetę. Poznała teraz bowiem również słabą stronę jego serca. Kochała go mocno i nad wszystko w święcie, a jednocześnie cieszyło ją, że się chmurzy i wpada w coraz większą wściekłość. Był to objaw miłości jego. Nie było to rozsądnie ze strony Babety, ale miała ledwo ośmnaście lat. Nie brała też pod rozwagę wrażenia, jakie jej postępowanie uczyni na młodym Angliku. W każdym razie nie przystało ono świeżo zaręczonej córce czcigodnego młynarza.
Młyn stał nad sporym, rwącym potokiem, którego woda przeprowadzona szeroką rynną spadała na koło. Mocne belki, z których ją zbudowano, śliskie były, gdyż nadmiar wody przelewał się zazwyczaj górą. Trudnem było zadaniem dostać się tedy do młyna, a na taki właśnie pomysł wpadł Anglik. Jak zawsze biało ubrany udał się tam nocą, nęcony światłem błyszczącym w pokoiku Babety. Mało wprawny w wycieczki tego rodzaju omal nie spadł parę razy, ale w końcu zdołał dojść. Przemoczony i powalany wlazł na starą lipę, dotykającą konarami okna dziewczyny i zahukał jak sowa, gdyż głos tego ptaka umiał nieźle naśladować.
Babeta wyjrzała przez przejrzyste firanki, a na widok białego człowieka, domyśliła się wszystkiego i uczuła w sercu strach, oraz gniew. Coprędzej zgasiła światło i zamknęła lepiej okno, nic sobie nie robiąc z tych sygnałów przybysza.
Przyszło jej na myśl, że straszna by to była rzecz, gdyby teraz nadszedł Rudi. I tak się stało. Zabrzmiały ostro głośne słowa, zbierało się na bójkę.
Przerażona Babeta otworzyła okno, zawołała narzeczonego i poprosiła, by odszedł.
— Chcesz, bym odszedł? — odkrzyknął ze złością. — Więc jest to ułożona schadzka! Czekasz na kogoś lepszego niż ja! Wstydź się Babeto!
— Szkaradny jesteś! — powiedziała. — Nienawidzę cię! — i wybuchła płaczem gwałtownym. — Idź sobie precz!
— Nie zasłużyłem na to! — odparł, ale odszedł zły i rozpłomieniony. Serce palił mu żar ogromny.
Babeta padła na łóżko i płakała długo.
— Tak bardzo go kocham! — jęczała. — A on może mnie podejrzywać!
Ogarnęła ją złość i dobrze się stało, gdyż inaczej byłaby odczuła wielki ból.
Po chwili zwyciężyła beztroska młodości i zasnęła głęboko.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Hans Christian Andersen i tłumacza: Franciszek Mirandola.