<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Verne
Tytuł Wśród lodów polarnych
Wydawca Księgarnia J. Przeworskiego
Data wyd. 1932
Druk „Floryda“ Warszawa
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Désert de glace
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XIX.
Na północ.

Nazajutrz Hatteras dał znak do odjazdu; psy, dobrze nakarmione i wypoczęte, zostały do sań zaprzężone. Po zimie spędzonej wygodnie, były one zdolne oddać w lecie ogromne usługi. Nie dały się też długo prosić, stanęły żwawo w zaprzęgu.
Przy pięknej pogodzie wyruszono w drogę o godzinie 6 rano. Po obejściu zatoki i przejściu przylądka Waszyngtona, Hatteras i jego towarzysze zwrócili się w kierunku na północ. O godzinie 7 podróżni stracili z oczu szaniec Opatrzności.
Po drugiej stronie przylądka Waszyngtona na zachodniem wybrzeżu Nowej Ameryki, znajdował się szereg zatok, ażeby uniknąć obchodzenia ich, podróżni, przebywszy pierwsze pochyłości góry Bella, skierowali się ku północy. W ten sposób znacznie skracali sobie drogę.
Podróż szła bardzo pomyślnie, na wysokich płaszczyznach, pokrytych grubą warstwą śniegu, sanie posuwały się z łatwością, a podróżni, mając odpowiednie obuwie, szli pospiesznie.
Termometr wskazywał 3 st. ciepła. Temperatura jednak była zmienna, pomimo to ani mrozy, ani zamiecie nie wstrzymały by podróżnych.
W ciągu dwóch pierwszych dni, robiono po 20 mil w ciągu 12 godzin; resztę czasu poświęcano na posiłek i wypoczynek. Nocowano w namiocie.
Nie zapominano też o polowaniu, którem zajęli się Altamont i Bell.
Dnia 26 czerwca, we środę, podróżni doszli do jeziora kilka mórg długiego, które skutkiem swego położenia, niedopuszczającego promieni słonecznych, było jeszcze zamarznięte. Lód był dostatecznie silny, aby utrzymać ciężar ludzi i sań.
Z tego punktu okolica przedstawiała coraz równiejszą płaszczyznę. Na zachodzie ginęły we mgle niebieskawej odległe pagórki.
Jak dotąd, podróżni nie czuli zmęczenia, cierpieli tylko na ból oczów, spowodowany łamaniem promieni słonecznych na śniegu. W innej porze roku podróżowaliby po nocy, aby uniknąć tej dolegliwości, obecnie jednak nie było nocy.
Na szczęście śnieg zaczął topnieć, przez co tracić począł swą białość, rażącą wzrok.
28-go termometr wskazywał 7 st. ciepła; spadł ulewny deszcz, który przyspieszył topnienie śniegów.
29 Bell upolował lisa, a Altamont małego piżmowca.
30 widok okolicy uległ znacznej zmianie. Poczęły ukazywać się nierówności, jak gdyby powstałe wskutek wstrząśnień wulkanicznych.
Zerwał się wicher południowo zachodni i niebawem zmienił się w orkan.
Po burzy nastąpiło powietrze ciepłe, wilgotne, prawdziwa odwilż; ze wszech stron rozlegało się trzeszczenie lodu i szum lawin.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Juliusz Verne i tłumacza: Anonimowy.