W ludzkiej i leśnej kniei/Część pierwsza/Rozdział VI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | W ludzkiej i leśnej kniei |
Podtytuł | Część pierwsza |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1923 |
Druk | Zakłady Drukarskie F. Wyszyński i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nie przeczuwaliśmy, podejmowani przez Spirina, że jesteśmy w rodzinie, na którą miało w dwa dni później spaść wielkie nieszczęście.
Profesor w parę dni po powrocie od Tatara posłał mię w step na rekonesans dla pewnych prac geologicznych. Szukałem takich pokładów, które mogłyby być źródłem siarczanu magnezji w wodzie Szira. Zapuszczałem się w wąwozy, wyryte przez potoki wiosenne, oglądałem urwiste brzegi wyschłych rzek stepowych, gdy nagle spostrzegłem duże stado kruków i kilka wielkich sępów, krążących nad jednem miejscem. Domyśliłem się, że leży tam trup zdechłego konia lub wołu, ale, gdy wchodząc na niewysoki pagórek, spojrzałem w tą stronę, wydało mi się, że ujrzałem leżącego w trawie człowieka.
Poszedłem na miejsce wypadku i aż serce przestało mi bić w piersiach, gdy poznałem w leżących w trawie dwóch trupach, znanych mi już śmiałych i wspaniałych jeźdźców: Machmeta, syna Spirina, i jego robotnika, tęgiego Alima. Leżeli z twarzami, zeszpeconemi uderzeniami siekiery i z rozstrzaskanemi głowami. Żadnych śladów walki naokoło nie zauważyłem.
Towarzyszący mi Hak zbadał zabitych bardzo starannie i z powagą i znajomością rzeczy zaopinjował:
— Głowy Tatarów strzaskano obuchem topora, a później zadano cios w twarz. To już uczyniono dla znęcania się nad zabitymi...
Zawiadomiliśmy policjanta i starego Spirina o straszliwym wypadku. Śledztwo potoczyło się szybko, gdyż wypadkowo wśród gości na stacji leczniczej Szira był sędzia śledczy.
Wkrótce już wiedzieliśmy, co się stało na stepach, gdzie przelała się krew dwóch młodych Tatarów.
Aby zrozumieć cały ten dramat, trzeba znać niektóre szczegóły życia w stepach.
Tatarzy najbardziej cenią swoje stadniny, czyli „tabuny“, ponieważ wyhodowali specjalną rasę końską o bardzo wysokich zaletach. Abakańskie ogiery cieszyły się wielkiem powodzeniem na Ałtaju, gdzie z ich pomocą ulepszono i uszlachetniono miejscową rasę koni, prawie wyradzającą się i zdrobniałą. Wobec tego koniokrady z pośród przybyszów ukraińskich polowali na konie tatarskie i uprowadzali je na sprzedaż na Ałtaj. Jednakże było to zadanie niełatwe, gdyż pastusi tatarscy, strzegący tabunów, byli bardzo czujni, odważni, doskonale uzbrojeni i nie uchylali się bynajmniej od potyczki z rabusiami. Oprócz tego tabuny są strzeżone i bronione przez ogiery tabunowe, dzikie i odważne zwierzęta, które rzucają się na obcych, gryzą i wierzgają. Tak było i w tabunach Spirina. Lecz w ostatnich czasach zauważono, że niektóre tabuny były porzucone przez ogiera, który dowodził całym tłumem kobył, i takie właśnie tabuny uciekały. Raz tylko udało się dognać jeden uchodzący tabun i zawrócić. Pastusi zauważyli, że naokoło tabunu było dużo śladów koni podkutych, widocznie jakichś jeźdźców, którzy ukryli się przy zbliżeniu Tatarów. Schwytane ogiery, które porzuciły swe tabuny, miały na ciele rany, z czego wywnioskowano, że przedtem, nim opuściły one swe kobyły, musiały walczyć z napastnikami.
Była to tajemnicza, zagadkowa sprawa, gdyż nawet wprawni Tatarzy nikogo wytropić w stepach nie potrafili. Gubili się więc w domysłach.
Zręczny i doświadczony sędzia śledczy zagadkę tę rozwiązał. Opatrzywszy zranione ogiery i jeden z dognanych i zawróconych tabunów, a także ślady podkutych koni i drogę, którą przeszły prowadzone tabuny, dał rozkaz policji w całym obwodzie wyszukania człowieka, właściciela bardzo dużego, rudego ogiera, nie podkutego, ze złamanem jednem kopytem. Po kilku dniach policjant ze wsi, odległej od Sziro o 60 kilometrów, przywiózł chłopa — ukraińca, który był posiadaczem właśnie takiego konia. Ogiera zaś nie przyprowadzili ze sobą, ponieważ, jak mówił chłop, uciekł, i szukają go teraz. Sędzia zagroził chłopu więzieniem, jeżeli nie wyzna prawdy, lecz ten zapierał się uparcie.
Wtedy sędzia kazał zaaresztować chłopa, a gdy go osadzono w kancelarji policjanta, przyszedł do niego i tak przemówił.
— Widzę, że jesteś dobrym „ptaszkiem“, ale ja w swojem życiu widziałem lepszych. Bo to, widzisz, mój przyjacielu, łapałem koniokradów w Turkiestanie... odważnych Turkomenów i przebiegłych, jak lisy, Persów. Nikt mnie teraz na tem nie oszuka. Pamiętaj o tem, a teraz słuchaj! Masz ogromnego i złego ogiera rudego, który złamał sobie kopyto u lewej tylnej nogi. Ten ogier ma prawie biały ogon. Jakbym go widział przed sobą! A mądre to konisko, bo potrafiło nauczyć się od ciebie praktyki złodziejskiej. Postępujesz tak... Wiem i to, mój przyjacielu! Upatrzywszy sobie tabun tatarski, przyprowadzasz w nocy swego rudego. Ten rozpoczyna bitwę z tatarskim ogierem i zwycięża, bo jest większy i silniejszy. Pastusi, słysząc rzężenie i kwiki bijących się koni, nie zwracają na to uwagi, a nawet jeżeli czasem i spojrzą w stronę tabunu, zobaczą, że jest wszystko w porządku, i znowu zasną. Nie spaliby jednak, gdybyś nie przyjechał do ich ogniska w dzień i nie wsypał do ich worów z mięsem „sennego proszku“... Zwyciężywszy, rudy ogier zrazu powoli, a później coraz prędzej prowadzi za sobą wszystkie kobyły, aż doprowadzi je do miejsca, gdzie ty i podobni do ciebie czekają na tabun. Wtedy pędzicie konie galopem w stronę Ałtaju, gdy tymczasem wasi towarzysze krzyżują ślady skradzionego tabunu, goniąc w tym samym kierunku swoje szkapy. No, chyba to wszystko, bo dalej idzie wam jak z płatka! Sprzedajecie konie chłopom i Tatarom ałtajskim, powracacie do waszej wsi z pieniędzmi, zaczynacie spijać się wódką i piwem, a później gdy wszystko przepijecie, nową awanturę zaczynacie obmyślać. Ale tym razem coś was spłoszyło, bo natychmiast po wyruszeniu pastuchów w pogoń za skradzionemi końmi, przyjechaliście na ich koczowisko i łaziliście wszędzie, czegoś szukając. Czegóż to szukaliście w stepie?
Chłop, blady i drżący, przerażony opowiadaniem tego „czarownika“ lub „djabła“ — sędziego, milczał z wytrzeszczonymi oczami. Sędzia ciągnął dalej:
— Widzisz, że wiem o wszystkiem! Wiem też, po co przyjechaliście do koczowiska. Któryś z was zgubił woreczek z „sennym proszkiem“. Nie znaleźliście jednak tej poszlaki, bo byliście pijani, ale ja znalazłem. Tu jest wasza zguba!
Mówiąc to, sędzia wydobył z teki mały woreczek z proszkiem, jak mię później objaśnił, mieszaniną roztartych jagód belladony i opjum.
Chłop upadł na kolana i zaczął błagać o przebaczenie, wydając swych towarzyszów, którzy popędzili tabun na Ałtaj. Sędzia zarządził pościg krótszymi drogami, bo za pomocą telegrafu.
Rabusie zostali ujęci, tabuny zwrócone właścicielowi. Jednak od tego czasu Machmet i Alim, robotnik i daleki krewny Spiryna, często odwiedzali swoje tabuny, kontrolując pastuchów. Krewni zaaresztowanych rabusiów przyłapali Tatarów i zamordowali ich w okrutny sposób. Sprawców tej zbrodni jednak nie zdołano znaleźć.
Gdy rozpytywałem sędziego, w jaki sposób wykrył cały przebieg zajścia, opowiedział mi co następuje:
— Znam metody koniokradów ze swej obszernej praktyki śledczej śród narodów wschodnich. Więc zagadkowość zajścia od razu nasunęła mi tę myśl, musiałem ją tylko sprawdzić. Oglądając zranione ogiery, znalazłem w ich pyskach rude włosy końskie, oraz parę długich włosów białych z końskiego ogona. W tabunach Spirina w tej miejscowości nie było takich ogierów, zresztą na placu walki wyraźnie widziałem ślady kopyt rudego napastnika, a z tych śladów sądzić mogłem o jego rozmiarach i figurze. Co się tyczy woreczka ze środkiem usypiającym, znalazłem go, gdym oglądał koczowisko pastuchów tatarskich. Nie mogłem zrozumieć, w jaki sposób przeoczyli oni obcego konia i pozwolili mu prowadzić tabun. Myślałem, że się popili „buzą“[1] lub „araką“[2], lecz nie spostrzegłem żadnych śladów pijaństwa, natomiast znalazłem wciśnięty nogą do ziemi woreczek z proszkiem. Któryś z Tatarów nadeptał na niego i wcisnął w ziemię, dlatego rabusie go nie znaleźli. Co się tyczy zbrodni zabójstwa syna Spirina i robotnika, to — już jest zwykły wypadek w tym kraju, gdzie prawo zemsty jest uznane i przez tubylców-Tatarów, i przez Rosjan.
Sędzia, naturalnie, był bardzo doświadczonym i spostrzegawczym człowiekiem, sprawę całą wykrył szybko i gruntownie. Lecz, gdy widziałem, jak płakały stara matka i żona Machmeta, pomyślałem, że wszystkie te sposoby i przepisy prawa nigdy już nie wskrzeszą zręcznego Tatara, który umiał tak pięknie ujarzmiać dzikie konie z tabunu swego ojca. Tak myśląc, spojrzałem na tłum Tatarów, odprowadzających ciała zabitych na schyłek pagórka, gdzie już była przygotowana mogiła, a wzrok mój mimowoli zatrzymał się na pięknej twarzyczce młodej Tatarki, prawie dziecka jeszcze. Z tęsknotą i rozpaczą niewypowiedzianą patrzyła bez łez i westchnień na wesołą nawet po śmierci twarz tęgiego, jak tur, Alima. Pomyślałem, że ten olbrzym i siłacz zapalił w głębi młodego serca dziewczyny gorący płomień miłości stepowej, i kto wie, czy karząca ręka sprawiedliwości nie wymierzy ciosu zapomocą cienkich, zgrabnych palców tej tęsknej dziewczynki, która przecież też wie o prawie zemsty?
A może?...
Przypomniał mi się trup, kołyszący się wśród rumowisk podwodnego miasta, i pełną rozpaczy opowieść młodej Tatarki z Szira o męczeńskim końcu niewolnic wschodnich, jakiemi są żony i matki większości szczepów mongolskich.