[238]WARYANT ZAKOŃCZENIA
„WYROKU JANA KAZIMIERZA.”
HELENA.
Ojcze! daremnie swą ranę jątrzycie,
Jest jeszcze pora... zaradzić się zdoła:
Tu król przed nami... wybłagamy życie.
GNOIŃSKI.
Ale mu hańby nie omyjem z czoła,
Nie, moja córko! z sakwami i kijem
Pójdziem stąd zaraz w jaki kraj daleki,
Sponiewierane nazwisko ukryjem,
Obcą mi ziemią zasypiesz powieki.
Widzisz, król pisze, wyrokuje o nim,
Podpisał hańbę naszego nazwiska!
Uciekaj, córko... pod ziemię się schronim...
Patrzaj, lud na nas kamieniami ciska,
Tętnią siekiery, wznoszą rusztowanie...
Kat się urąga... opatruje ostrze...
Wnet winowajca pod pręgierzem stanie,
Na radość ojcu, na chlubę swej siostrze...
(Król, skończywszy pisać, klaszcze w dłonie. Wchodzi dworzanin).
KRÓl.
Oddać to pismo dozorcy więzienia.
Śpieszaj! tu niemasz chwili do stracenia.
(Dworzanin odchodzi).
[239]
KRÓL (do Gnoińskiego).
Najmilszą gorzkich dni naszych osłodą
Jest łzy ocierać, łagodzić niesnaski.
Dziś, za obecnych senatorów zgodą,
Naszej królewskiej chcemy użyć łaski.
Dzisiaj nie wolno, by ktoś łzę miał w oku,
Kiedy król wraca, a kraj żyć poczyna.
Panie kanclerzu, powiedz treść wyroku,
Jakiśmy dali w sprawie jego syna.
KANCLERZ.
Syn wasz w tej chwili swobodnym zostanie,
Król piętno hańby z jego czoła ściera.
Niech w obce kraje idzie na wygnanie
T tam niech obce nazwisko przybiera;
A gdy się dowie, że te nasze kraje
Przestanie miotać wojenne igrzysko,
Śmiało przed króla majestat niech staje,
A król mu wróci łaskę i nazwisko.
Więc hańba zdjęta.
GNOIŃSKI.
I wy to mówicie,
Strażnicy prawa, wielcy dygnitarze!...
Królu! tyś mocen podarować życie...
Lecz zmazać hańbę... i Bóg jej nie zmaże.
Piętno jej, czoło gdy zbezcześci czyje,
Gdy twarz wykrzywi podłości wyrazem,
Już w krew przechodzi, w pulsach serce bije,
Już jej nie wydrzeć, chyba z sercem razem.
Charakter hańby, jak sakrament piekła,
Z pohańbionego nie daje się zmazać.
Pogardzie ludzkiej, gdy swój sąd wyrzekła,
Sam król milczenia nie zdoła nakazać.
W dniu wiecznej mego imienia zakały
Niewczesne, królu, twoich łask dowody.
Nie proszę łaski, jak w dniach mojej chwały
Nie przychodziłem prosić o nagrody.
[240]
KRÓL.
Bluźnisz, Gnoiński.
GNOIŃSKI.
............
Łza w twoich oczach, najjaśniejszy panie!
Nie płacz — kraj wszystek to twoja rodzina.
Żem ja łez moich powstrzymać nie w stanie,
Och, bo ja tylko jednego mam syna!
Lecz dziś się, panie, czułości wyrzeczeni,
Naszą powinność spełnić bądźmy w sile:
Tyś król — w zbrodniarza uderz kary mieczem;
Ja ojciec — skonam na jego mogile.
KRÓL (do wchodzącego dworzanina
Cóż tam o więźniu? czy zdjęto kajdany?
DWORZANIN.
Nie mogłem zdążyć do więzienia jeszcze,
Gdy wyrok śmierci został przeczytany.
Więźnia śmiertelne ogarnęły dreszcze,
Pobledniał, upadł, szarpiąc swe okowy,
Oczy się dziko po ścianie powiodły,
Krew do zwieszonej uderzyła głowy...
Umarł ze strachu...
GNOIŃSKI.
O, jeszcze raz podły!
Nie umiał umrzeć — ale już nieżywy,
Toporem hańby niedotknięte zwłoki.
KRÓL.
Wielkie są Nieba!... Boże sprawiedliwy!...
O! Ty i królów przesądzasz wyroki.
GNOIŃSKI.
Ocalił imię shańbione sromotą, —
O! wesół pójdę po żebranym chlebie.
Chodź ze mną, córko! chodź, biedna sieroto!
Niebo mi jedną zostawiło ciebie.
Na grobie jego odmówim pacierze...
[241]
Nie! on niegodzien ojcowskiej modlitwy:
Złamał poczciwość starej ojców wierze,
Nie umarł z mieczem i na polu bitwy.
Przeklinać nie chcę, bo by głos ojcowski
Nazbyt potężną ugodził go władzą.
Idźmy! choć nasze popalone wioski,
Chleba i soli dobrzy ludzie dadzą.
CZARNIECKI.
Kraj się odradza, Szwed pierzchać poczyna,
Jutrzenka błyska nad królewską głową.
GNOIŃSKI.
Boże mój, Boże! a ja nie mam syna,
Aby go posłać na służbę krajową!
KRÓL (powstawszy z tronu, podchodzi do Gnoińskiego).
Ja dam ci syna, podporę rodziny,
Którym się ojciec pochlubi z rozkoszą,
Co z młodu pełni bohaterskie czyny,
Jak o tem jego wodzowie donoszą.
GNOIŃSKI (osłupiały).
Syna! co słyszę! w głowie mi się kręci! . . .
Gdzież ten syn, królu?
KRÓL.
Oto Jerzy Lacki.
(Obraz. Król łączy ręce Heleny i Lackiego. Gnoiński rzuca się Lackiemu na szyję).
(Zasłona spada).
1860. Wilno.