Wazowie (Niewiadomska)/Pod Cecorą

<<< Dane tekstu >>>
Autor Cecylia Niewiadomska
Tytuł Wazowie
Pochodzenie Legendy, podania i obrazki historyczne
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1921
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Pod Cecorą.
(1620).

Strasznem wspomnieniem są Cecorskie pola. Tutaj Polak wieszczą odebrał przestrogę, jak zgubne są następstwa samowoli.
Wielki hetman koronny, Stanisław Żółkiewski, wódz wsławiony tylu zwycięstwy, wzór męstwa i odwagi, tu bohaterskie życie oddał za kraj i wiarę, aby chwalebną śmiercią zmyć winy rodaków i króla.
Rodaków — gdyż niebacznie, samowolnie mieszając się do zwykłych wołoskich zatargów o władzę hospodarską, ściągnęli na kraj Turka, jednego z najgroźniejszych wówczas nieprzyjaciół.
I winy króla — który przeciw groźnej tureckiej potędze posłał garstkę rycerstwa, 8 tysięcy liczącą, i sędziwego wodza, — jakby jeden człowiek mógł wystarczyć za krocie.
Żółkiewski, oceniając słusznie położenie, w liście do króla wyrzuca mu śmiało ten lekkomyślny rozkaz i mówi: »na śmierć posyłasz mię, królu«.
»Drżę o ten kwiat młodzieży« pisze dalej, »wojna z Turkami nie jest igrzyskiem; tyle państw i królestw rozbiło się już o tę skałę. Nie tak czynił poprzednik W. K. M.«
Wypowiedział, co myślał, lecz obowiązek spełni, a co jest w ludzkiej mocy, uczyni z pewnością, aby i kraj osłonić i nie zmarnować życia powierzonych mu zastępów.
I oto stanął na Cecorskich polach w obliczu nieprzyjaciela, który walkę rozpoczął niezwłocznie.
A były Turków krocie. Nie wychodzili oni na wojnę w mniejszej liczbie nad sto tysięcy.
Cóż mogły pomóc męstwo i przezorność wobec takiej różnicy siły?
A jednakże dzień za dniem, tydzień za tygodniem walecznie odpierano szturmy. Hetman opasał szczupłe szyki swoje, niby obronnym murem, szeregami wozów i poza ich osłoną, czuwając dniem i nocą, zaczął się cofać ku granicom Polski.
Turek z wściekłością szarpał te ruchome szańce: jak śmie stawiać mu opór taka garstka! Pustoszył okolicę, niszczył zasiewy i plony, by pozbawić Polaków żywności i paszy. Konie zaczęły padać z głodu i pragnienia — ludzie z ran, bezsenności, wyczerpania.
Posuwali się jednak. Już błysnęły w dali srebrzyste fale Prutu, za niemi ojczyzna, ratunek, bezpieczeństwo.
Nagle szalony zamęt powstaje w obozie: początek daje służba — to nie rycerze przecie, a tyle wycierpieli! teraz pora ocalić życie.
A chciwość szepcze: zabieraj, co możesz, pan i tak zginąć musi.
Rzucają się t. zw. ciurowie na wozy, rozrywają szańce, szarpią zdobycz, wzniecają ogień, by w popłochu osłonić łatwiej swą ucieczkę. Krzyk: — Ratuj się, kto może! — Hetman uszedł! — Zginęliśmy! — szerzy się wśród ciemności.
Trwoga ogarnęła mniej hartowne serca: rycerstwo nieprzytomne opuszcza szeregi, rzuca się wpław do rzeki, inni daremnie zastępują drogę, chcą przemocą powstrzymać pierzchających — wśród ciemności wre walka, bucha płomień, wzmaga się zamieszanie.
Zrozumiał stary hetman, że wybiła ostatnia godzina. Zginąć trzeba, byle nie dopuścić hańby. Zostanie w dziejach klęska pod Cecorą, lecz nie cecorska hańba.
Każe bić w bębny, zapalić pochodnie, obchodzi obóz, aby widzieli go wszyscy. Hełm odrzucił, nie myśli dłużej chronić głowy, tu ją wróg zrąbać musi, by pójść dalej.
Syn i synowiec idą obok niego — komu nie zbrakło serca, niech się łączy z nimi, niech odda życie za cześć ojczyzny i wiarę.
Poznał i nieprzyjaciel, co się dzieje w polskim obozie: z krzykiem uderza na złamany tabor, rozprzężony własnemi rękami obrońców.
Wszczyna się krótka walka. Jeden z rotmistrzów nadbiega z pośpiechem, konia dla hetmana wiedzie.
— Uchodź, panie, twe życie potrzebne dla kraju.
— Tam miejsce wodza, gdzie wojsko umiera — odpowiada Żółkiewski i przebija konia, bo pieszo walczyć trzeba.
W tej chwili otaczają go hufce tureckie — cięcie miecza pozbawia go prawicy, która dźwigała szablę do ostatniej chwili, inny cios godzi w odsłoniętą głowę, syn ciężko ranny pada i zostaje wzięty do niewoli, giną najmężniejsi, reszta pierzcha w nieładzie, tonie w nurtach Prutu, ginie od tureckiej szabli, lub ocala splamione życie.
Było to w 1620 r., 6 października.
Zwłoki hetmana Turcy odszukali, z tryumfem odcięli głowę i odesłali zaraz sułtanowi, który kazał ją zatknąć na włóczni w bramie pałacu swego w Konstantynopolu.
Rodzina wykupiła ją następnie za bardzo wysoką cenę, aby złożyć wraz z ciałem w Żółkwi, gdzie na grobowcu wyryto te słowa:

»Oby z kości moich powstał mściciel!«

Z pod Cecory już bez przeszkody wkroczył Turek w granice Polski. Posuwa się dalej i pustoszy wszystko po drodze. — Któż go wstrzyma?
Pod Chocimem dopiero powstrzymali go nowi obrońcy.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cecylia Niewiadomska.