<<< Dane tekstu >>>
Autor Karol Mátyás
Tytuł Wesele stalowskie
Data wyd. 1895
Druk Józef Jeżyński
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


IV. Rózgowiny.

Kiedy ju zápise zrobione, zápowiedzie ju wychodzô, wtedy päni młodá suká sobie starsy druzki, ubiérajô sie w stôzki, w rute, w bukiety, i idô w ostatniô niedziele, jak sie zápowiedzie kójcô, do kościoła, i zmáwiajô sobie záwcasu druzbów i druzki na wesele, a pán młody godzi záwcasu skrzypków.
Kiedy ju zápowiedzie wyjdô, zacynajô sie rózgowiny. Jescem chybiéł, bo jesce uo kilka dni náprzód suká sobie päni młodá takié baby, chtórá má być na weselu za kucharke. I idô uobie na wieś za spomozeniem, idô uobie numer w numer, i päni młodá chytá chto ino je w domu, a ta baba mówi tak:
— Prosi päni młodá uo spomozenie!
I tak całô wieś uobydô, w jednem miejscu mało wiele dostäno drudzy sie przed niemy zamykajô, ale dosić, ze i tak uzbiérajô do dwióch korcy ziarna. A gdzie je dziéwka na wydäniu, to jak odchodzô z tego domu, to drzwi uotwarte zuostawiô na to, zeby i ta dziéwka wpredce wysła za chłopa.
Terá mielô to zyto na chlyb i piekô kilka piecywów, jecmiéj mielô, proso tlukô na kase, tronek przywozô, kilka becek i kilka garcy wódki z Mokrzysowa. Skrzypka pán młody przywozi i zacynajô sie rózgowiny.
Skrzypków przywozi pán młody do swojego domu, dá jém nápiérwy jeść i pić, potem grajô w jego domu, a chłopáki i dziéwki täjcujô, a päni młodá i starsá druzka chodzô po wsi i prosô druzbów, druzki, starostów i swaski, zeby furämy jechały na wesele.
Jak ju päni młodá ze starsô druzkô uobydô, gdzie miarkowały, wtedy wracajô na rózgowiny. Täm juz je pełno dziéwek, päni młoda jéch pochytá pod nogi i wybiérá sobie siedem do rozgi wić. Te zabiérá päni młodá do swojego domu, zará uóna stawiá stół przy kóminie, na stole dziézke, z chtóry sie chlyb piece. Do dziézki kładzie bochynek chleba, w chtóry w samem środku dziure zrobi i stawiá w ten chlyb w dziézce rozge, chtórá je zrobioná z młodego deba na siedem rosochy cyli uodnogi. Potem przynosi päni młodá ziele, to jest barwinek, i prosi druzki do stołu. Druzki uobstawiô dokoła stół, miéjse dziewcyny równajô ziele, a te siedem druzki bierze kuzdá swoje uodnoge przy rozdze i zacynajô wić. Tak zacynajô śpiéwać:

O sceś nám, Buoze! o sceś nám, Buoze!
ty to nasy prácy,
cośmy zaceny, cośmy zaceny
przy wtorkowy nocy!

Bo uu nás rózgowiny zacynajô sie we wtorek w nocy, kole dziesiôty godziny, a nájceście kole ponocka.
Dali śpiéwajô tak:

O zacnijze nám, moja Marysiu,
uo ze środka, ze środka!
Boś ty uu swojé, boś ty uu swoje
o matusi siérotka.

Terá przychodzi päni młodá, bierze rumiänke ziela i zacyná średniô uodnoge wić. Jak przywiôze jedne rnmiänke, uoddaje starsy druzce i starsá druzka wije średniô uodnoge, a te sześć odnogi bocnie to wijô inne druzki. Dali tak śpiéwajô:

Wypadła zérdecka z mégo uogródecka,
juz täm zielá nie bedzie...
A z cegóz já se wiánecek uwije,
jak mój Fränuś przyjedzie?...
Jak mój Fränuś przyjedzie,
to nám zielá przywiezie;
przywiezie uón nám zielá
z tureckiego Podolá.

Juz rozecki dowijámy,
ale ziołecka ni mámy;
sô na boru biáłe kwiecie,
uuwije sie wiánek w lecie.

Matusiu, serce moje!
dej do rozecki stroje,
krajecke i smatecke
i do wiánecka stôzecke.

Matka przynosi te stroje, a starsá druzka przywiôzuje jéch do rozgi. Jak ju rozga skójconá, dali tak śpiéwajô:

Rozeckeśmy uuwiły,
a piwkaśmy nie piéły.

Jak nas Fränuś przyjedzie,
to nám piwka przywiezie.

Terá przynosi pán młody zbänek piwa i te druzki cestuje. Jak ju piwo skójcéły, bierze starsá druzka rozge w prawô reke, druga pod niô w lewô i idô przed skrzypków i zacynajô tak śpiéwać (to sie rozumié, ze wszyskie siedem idô täjcować, ino siódmá dobiérá sobie z innych na páre):

Niechze bedzie pokfálony Jezus Krystus nas!
A na wieki wieków, ámen! witájcie do nás!

Dali tak śpiéwajô:

Moi dobrzy ludzie, uustôpcie nám z izby,
zebyśmy nié miały z tem wiáneckiem cizby!
Moi dobrzy ludzie, uustôpcie za progi!
niechze sie uuciesy nas wiánecek drogi!
Moi dobrzy ludzie, uustôpcie do sieni!
niechze sie uuciesy wiánecek ruciäny!
Niechze bedzie pokfálony! täjcować idziemy,
nozki sie nám pokuliły, prostować bedziemy.

Skrzypek jém grá a uony täjcujô, uobydô ráz dokoła, potem tak śpiéwajô:

Z tom tánek, z tom tánek, co rutke równała;
z tom drugi, z tom drugi, co wiánecek dała;
z tom trzeci, z tom trzeci, co dała chustecke;
z tom cwárty, z tom cwárty, co dała krajecke.

Pomiedzy dwiemy lipisiejkämy tocy Marysia wino —
ej! wino, wino cerwoniusiejkie do góry sie burzyło.
Przysed ci do nié
ten bracisek jé:
„Dej my, Marysiu, wina!“
„Já wina nie dám,
za mało go mám,
na wesele go schowám.”
Przysła ci do nié
siostrusiejka jé:
„Dej my, Marysiu, wina!”
„Já wina nie dám,
za mało go mám,
na wesele go schowám.”
Przysed ci do nié
tatusiejko jé:
„Dej my, Marysiu, wina!”
„Já wina nie dám,
za mało go mám,
na wesele go schowam.“
Przysła ci do nié
matusiejka jé:
„Dej my, Marysiu, wina!“
„Já wina nie dám,
za mało go mám,
na wesele go schowam.”
Przysed ci do nié
ten Fränusio jé:
„Dej my, Marysiu, wina!”
Marysia skocéła,
wina uutocéła:
„Neści, Fränusiu, wina!“

Nasá Marysiejka z psenicnego ciasta,
weźnie jô Fränusio z pod Krakowa z miasta.
Nasá Marysiejka z psenicnego chleba,
nie takiego jé tez parobecka trzeba.
Nasá Marysiejka jak kwiátek rózäny,
weźnie ci jô, weźnie, Fränusio kochany.
Fränuś i Marysia to je dwoje ludzi:
jak Marysia uuśnie, Fränuś jô uobudzi.

Fränuś i Marysia, jak dwoje gołebi,
Fränuś uóne kochá, Marysia go lubi.

Jak ju prześpiéwajô te śpiéwki, potem tak zacynajô:

Chtóry ci to, chtóry nas starosta bedzie?
Niechze se na ławie przy skrzypku uusiedzie!

Starosta przychodzi, siádá sobie na ławie kole skrzypka, a uóny przychodzô przed niego i tak mówiô:
— Nas pänie starosto, prosimy o uuzwolenie! Nas wiánecek kwitniôcy, rodzôcy, pełny i pewny. Trzôśniéjcie workiem nad nasem pudełkiem!
Starosta sobie z niéch kpinki prowadzi, mówi, ze źle rozga uuwitá: „Nié mám wám za co płacić!“ — zreśtom weźnie i rzuci jém do zápaski skorup, chtóre sobie juz przedtem naładowáł. Starsá druzka uober-zi, widzi, ze jéch starosta uosukáł, stanô przed skrzypkiem i tak śpiéwajô:

Nas starosta grajcarecka nié miáł,
posed na dwór, skorupek nazbiéráł.
Nas starosta uosukänie zyje,
po záściäniu gorzáłecke pije.
Nas starosta nie bogaty,
bo má portki — säme łaty;
woláłby sie nie uobzywać,
posed za piec portek sywać.

Potem sie uobracajô do starosty i mówiô tak:
— Nas starosto, prosimy o uuzwolenie! Nas wiánecek kwitniôcy, rodzôcy, pełny i pewny. Trzôśniéjcie workiem nad nasem pudełkiem!
Starosta rzuci jém do zápaski szóstke albo dwie. Starsá druzka bierze te piéniôdze, schowá, potem tak śpiéwajô:

Nie wydám, nie wydám rozecki zielony,
jaz sie nám Marysia do nozek ukłoni.

Päni młodá przychodzi, pochytá te druzki, co z rozgom täjcowały. A uóny tak dali śpiéwajô:

Nie wydám, nie wydám wiánka ruciänego,
bośmy nie widziały piwka cerwonego.

Zará przynosi pán młody zbänek piwa, daje starostowi, starosta prawi do śklánki i pije do skrzypka, a wtedy wszyscy krzycô: „Biwat![1]“ Skrzypek odegrá biwat, a starosta cestuje tem piwem skrzypków i druzki. Jak juz wypijô, uoddaje zbänek pänu młodemu, a uodbiérá rozge uod starsy druzki. Jak juz rozge uodebráł, chodzi sobie dokoła, przychodzi przed skrzypków i tak śpiéwá:

Zagráj my, skrzypecku, popráw se skrzypecki,
niech se wytäjcuje te swoje druzecki.

Druzki stojô na boku i tak śpiéwajô:

Nas starosta w tánek idzie, zieloná rozecka,
idzie pod niom, idzie pod niom grzecná pänienecka.

Zará przychodzi starsá druzka do starosty, chytá go pod nogi i idô uoboje täjcować. I tak za porzôdkiem wszyskie musi wytäjcować. Jak ju z ostatniom täjcuje, tak zacynajô śpiéwać:

Za bory, ruciäny wiánecku! uo, za bory! za bory!
do tatusiowy, do matusiny, uo! komory, komory!

A starosta mówi do skrzypków:
— Prose za sobom!
Skrzypki wstajô, starosta idzie náprzód, za niem skrzypki, na uostatku druzki i tak śpiéwajô:

uOtwórz, matko, kómorecke! uotwórz, matko, kómorecke!
schowájze nám te rozecke! schowájze nám te rozecke!

Matka uotwiérá kómore, uodbiérá uod starosty rozge, gdzie jô täm połozy, to nie wiem, bo w nocy nie widać, potem wynosi matka zbán piwa, a pán młody kwárte wódki i cestuje przed kómorom, chto ino täm je. Jak juz wszyscy sô uobcestowäni, wracajô do izby. Jak przydô do izby, kucharka stawiá stół i daje skrzypkom kolacyj, a to juz je uo piôty godzinie räno. Skrzypki jedzô, a pán młody przynosi snopek słomy i ściele jém na ziemi, a wtedy chto ino béł na téch rozgowinach, umyká kuzdy do swojego domu spać. Skrzypki zjedli troche kapusty, nawet źle uomasconô, i troche posnego bászcu wypiéli i połozéli sie spać.




  1. Tj.: Vivat!





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karol Mátyás.