Westchnienie za rodzinną chatką

WESTCHNIENIE
ZA RODZINNĄ CHATKĄ.



Darmo błądzę oczyma,
Mokrą mrugam powieką,
Mojéj wioski tu niéma,
Ach daleko! daleko!

Skąd te chmury tu płyną,
I skąd wietrzyk ten wieje,
Tam nad piękną krainą,
Piękniéj słońce jaśnieje.

Jak minione dni moje,
Kwitnie niwa tam cicha,
Czystsze niebo i zdroje,
Wonniéj kwiatek oddycha.

Po za dworem na prawo
Jest gaj piększy i dziki,
Tam zdrój bieży murawą,
W drobne dźwięczy kamyki.


Wyżéj góra na lewo,
I krzyż na niéj złamany,
A za krzyżem tuż drzewo,
A na drzewie bociany.

Jakże ziemia ta wszystka
Jak w zwierciadle odbita,
Od księżyca do listka,
W méj pamięci rozświta.

Widzę tamże też łany,
Jak i wonią i kwitną,
Jak poranek rumiany
Płoni wodę błękitną.

I znów żyję jak młody,
Gdym co wieczór, co ranki,
Patrzał w niebo, na wody,
I na oczy kochanki.

Tam gdzie oto umila
Strumień ciszę gaika,
Częstom ganiał motyla,
Podsłuchywał słowika.

Lub namiętny, dłoń w dłoni,
Okiem w oku Zoryny,
Na westchnieniach w ustroni
Hojniem ronił godziny.


Ogień ust jéj, w jéj twarzy,
I na jawie, i we śnie,
Dotąd jeszcze się żarzy;
Tli gdzieś w sercu boleśnie.

Ach z tém czuciem tak miłém
Jak skowronek radosny,
Prześpiewałem, prześniłem
Dni pogodne méj wiosny.

Gdzież ta przeszłość, swawole,
Ta dziewicza natura?...
Skąd te marszczki na czole,
Ta twarz dzika, ponura?

Bo czas rozdarł zasłonę,
Rozwiał mary omamień,
I me serce strapione
Ciśnie boleść jak kamień.

Wszystko nie to co było....
Czemuś czas mi nie spłoszy,
Gdy się nie śni co miło
Smutnéj wspomnień roskoszy?

Jak od zmierzchu aż do dnia,
Smutne światło księżyca,
Smutna wspomnień pochodnia
Wiecznie noc mą oświéca.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Bohdan Zaleski.