Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1879/28
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1879 |
Pochodzenie | Gazeta Polska 1879, nr 265 Publicystyka Tom IV |
Wydawca | Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Gebethner i Wolff |
Data powstania | 25 listopada 1879 |
Data wyd. | 1937 |
Druk | Zakład Narodowy im. Ossolińskich |
Miejsce wyd. | Lwów — Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór artykułów z rocznika 1879 |
Indeks stron |
Wytrwałość. Heine rozdzielił ludzi na dwa odrębne typy: semicki i helleński.
Pod typem helleńskim rozumiał dusze poetyczne, wykwintne, kochające życie, rozmiłowane w piękności, gotowe do pracy i poświęceń dla ogółu, ale pod warunkiem osobistego szczęścia.
Typ semicki, dość niesłusznie tak nazwany, jest o wiele posępniejszy. Przykładem jego człowiek, który poślubiwszy jakąś ideę, oddaje jej nie pół duszy, ale całą; który żyje wyłącznie dla niej, rozbija wolno i zawzięcie trudności, jak woda padająca kroplami na kamień, — słowem, który żyje i umiera dla swych celów.
Który z tych typów komu się więcej podoba, to rzecz osobistego gustu; który u nas powszechniejszy, o to nawet pytać nie warto.
Nazywają nas przecie paryżanami Północy; paryżanie sami siebie zwą ateńczykami, a ateńczycy byli Hellenami par excellence.
Tak jest; ów drugi typ, wytrwały, oddany jednemu celowi, kładący weń życie całe, był dotąd u nas dosyć rzadki.
Ale w ostatnich czasach dużo się zmieniło. Rzuciwszy dziś okiem w otoczenie, dostrzeżemy niemało wytrwałych, a cichych i jakby umyślnie usuwających się na bok pracowników.
Sława głośna nie uwieńczy ich skroni, zasługa nie przyniesie bogactw i zaszczytów, a jednak pracują cicho, mozolnie, jak mrówki wedle mrowiska.
Teraz kilka przykładów, albo, jeżeli czytelnicy wolą, kilka profilów pobieżnie skreślonych.
Napisać piękną powieść lub komedię — to zostać bohaterem, bodaj jednego dnia. Portret w ilustracji, szepty ust ludzkich, a czasem pięknych usteczek: „to on“ — pochwały, pochlebne recenzje — wszystko to łechce miłość własną, podtrzymuje na wdzięcznej drodze, zachęca, pochlebia, popycha. Założyć pismo i prowadzić je rozumnie — to zyskać głos w sprawach społecznych poważny, to wreszcie dojść do majątku, jak się uda.
Ale prowadzić np. wydawnictwo książeczek ludowych po 10, 20 lub 40 groszy, to inna rzecz.
Sławy nie zyskasz, majątku nie zrobisz, zasługę będziesz miał, ale zasługa doraźnych korzyści nie przyniesie.
Żeby to robić, trzeba gorąco miłować oświatę samą, czerpać otuchę i wytrwałość w tem uczuciu.
A jednak są ludzie, którzy to robią wytrwale, a szczerze, a serdecznie.
Do takich ludzi należy np. p. K. Promyk. Świeżo wyszła jego Obrazkowa Nauka pisania i czytania wraz z elementarzem dla samouków. Poprzednio wiele już książeczek wyleciało na świat i wsiąknęło w umysły prostacze. Tanie to, pisane jasno, trzeźwo, poczciwie. „Nauka czytania i pisania dla umysłu jest tem, czem orka dla roli“ mówi z prostotą pan Promyk! Prawda! ale orać to ciężka robota, a w tym razie tem zacniejsza, że przyszłe pokolenia dopiero zbierać będą. Ale Promyk tem się nie zraża i świeci wedle sił i pracuje — bez zysków. To zasługa. Pracownik prosi o rozpowszechnianie jego książeczek. Któż by odmówił. Poprą je z pewnością ci, którzy stykając się z prostaczkami poprzeć najlepiej mogą — inni poprą ciepłemi słowy — do których dołączamy oto nasze.
∗ ∗
∗ |
Inny przykład — o miedzę.
Dwanaście lat temu, w mieście smoka, Wandy, co nie chciała Niemca, i innych wspomnień zakłada pan Adrian Baraniecki Muzeum Techniczno-Przemysłowe dla kobiet. Zakład poniekąd nowatorski trafia od razu na trudności. Pieniędzy nie ma, zaufania nie ma, poparcia brak, nie wiadomo, co to jest, nie wiadomo, co z tego będzie, uczennic niewiele, słowem, zakład zdaje się w samym zaczątku skazany na upadek. Na szczęście, pan Baraniecki, to ten drugi typ heinowski. Przeszkodom przeciwstawia cierpliwość, trudnościom wytrwałość, brakowi pieniędzy pracę. Kładzie w przedsięwzięcie wszystko co ma, tłumaczy, chodzi, puka, przekonywa; zbiera okazy, ściąga ludzi chętnych; zakład, niby ognisko bez dobrej podpałki, świeci słabo, ale nie gaśnie; upływa rok, dwa, trzy, pięć — nie tylko nie gaśnie, ale świeci coraz mocniej. Nadchodzi wystawa paryska, prace uczennic budzą nie tylko podziw, ale niedowierzanie znawców: rezultaty biją w oczy, zaufanie się budzi i dziś — jest to prawie uniwersytet dla kobiet.
Łatwiejże było panu Vassara w Ameryce, który miał miliony i włożył miliony w kobiecy uniwersytet, — pan Baraniecki nie miał milionów, ale włożył duszę. Zamiast mówić, czem jest zakład, przytoczę jego program — niech rzecz mówi za siebie.
Wydziałów jest pięć: nauk przyrodniczych, historyczno-literacki, sztuk pięknych, handlowy i gospodarski. Na pierwszym z nich wykładane są: astronomia, mineralogia, geologia, botanika, fizyka doświadczalna, chemia i higiena popularna. Katedra zoologii nie jest jeszcze obsadzona. Wykłady prowadzą przeważnie profesorowie Uniwersytetu. Na wydziale historyczno-literackim: estetyka, literatura powszechna, literatura polska, historia, pedagogika. Z przedmiotów niestałych: dzieje poszczególne, historia odkryć geograficznych, starożytności rzymskie (pompejańskie). Zasady gramatyki polskiej porównawczej. Wykłady prowadzą, jak i na wydziale poprzednim, profesorowie Uniwersytetu.
Wydział sztuk pięknych posiada katedrę nauki o budowie i proporcjach ciała, historię sztuki, zasady ornamentyki, wykłady perspektywy artystycznej, rysunki ręczne (pięć oddziałów, począwszy od malarstwa olejnego do drzeworytnictwa). Wydział handlowy nie jest jeszcze otwarty dla braku uczennic i funduszów, — na koniec na wydziale gospodarskim wykładane jest gospodarstwo domowe kobiece, inne zaś przedmioty, jako to: sadownictwo, ogrodnictwo, warzywne i kwiatowe, jedwabnictwo, pszczolnictwo, technologia domowa, rachunkowość i prowadzenie ksiąg gospodarczych, również jak lekcje języków nowożytnych, rozpoczną się od 1 maja. Oto, co zrobiła wytrwałość i cicha ale żelazna praca p. Baranieckiego. Dziś pożyteczność i konieczność zakładu uznaną jest niezaprzeczenie, całość jednak nie uzupełniona trzyma się tylko ofiarnością samego Baranieckiego, nauczycieli i ogółu. W ostatnich czasach Kraszewski starał się dla niej zjednać jeszcze szersze poparcie. Składki zbierały się i zbierają dotychczas, bo wiele katedr jest jeszcze nie obsadzonych. Chętnym oświadcza obecnie pan Baraniecki, że tylko te fundusze nie chybią niezawodnie celu, które przesłane zostaną wprost na jego ręce, — w użyciu bowiem dotychczas zebranych zaszły pewne niedokładności, które postaramy się z czasem wyjaśnić.
Nie omieszkamy również kreślić od czasu do czasu portretów takich cichych pracowników. Może posłużą one za przykład.