Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1880/398

<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Sienkiewicz
Tytuł Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1880
Pochodzenie Gazeta Polska 1880, nr 276
Publicystyka Tom V
Wydawca Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Gebethner i Wolff
Data powstania 11 grudnia 1880
Data wyd. 1937
Druk Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Miejsce wyd. Lwów — Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór artykułów z rocznika 1880
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


398.

Iliady Homera przekład Pawła Popiela, b. profesora b. Szkoły Głównej. Do nazwisk Przybylskiego, Staszica, Dmochowskiego, jako tłumaczy Homerowego arcydzieła, przybywa czwarte z kolei nazwisko, Pawła Popiela. Zasługa to niepospolita, dać swemu społeczeństwu całkowity przekład tej pieśni nad pieśniami; — praca niemała, a trudność jeszcze większa. Poetę tylko poeta przekładać może — rozumie to dobrze tłumacz i dlatego z góry zastrzega się przeciw porównywaniom z takiemi arcydziełami przekładu, do jakich należy np. Odysseja Siemieńskiego. Tem zastrzeżeniem tłumacz wytrąca broń z ręki sprawozdawcy, który już może tylko rozpatrywać, o ile przekład jest wiernym i jasnym. Słusznie by tedy można porównać pracę Popiela z przekładem Odyssei Bronikowskiego. P. Popiel zastrzega się wprawdzie również, że nie jest i filologiem, ale tym razem przemawia przez niego skromność, gdyby bowiem, nie będąc poetą, nie był przynajmniej językoznawcą, tedy można by mu zgoła odmówić prawa do przekładania. Filologiem jednak Popiel jest dobrym i wśród trudności greckiego języka porusza się z wielką łatwością. Nie zawsze mu się udaje oddać je jasno po polsku, i ta niezupełna jasność, ten brak plastyki i wyraźnego rysunku na danem tle, którem przede wszystkiem odznacza się Iliada, stanowi największą wadę przekładu. Wady wypłynęły głównie z oddawania genitywów greckich przez genitywy polskie. Taka masa dopełnień, zgodna z duchem greczyzny, szkodzi jasności języka polskiego. Szkodzi jej zarówno zachowywanie w przekładzie końcówek patronimicznych tak, jak one brzmią po grecku. Czytelnik, zwłaszcza taki, który nigdy oryginału nie miał w ręku, nie może sobie dać rady z temi patronimikami i częstokroć biorąc jedną osobę za dwie, przestaje rozumieć, o kim właściwie mowa. Siemieński radził sobie, zastępując śmiało greckich „—desów“ przez słowiańskich „—wiczów“. Z początku razi to ucho, ale gdy czytelnik raz przyzwyczai się do takiej odmiany, znajduje wielkie ułatwienie w rozumieniu treści. Godzi się tak postępować jeszcze i dlatego, że pod względem ducha językowego słowiańskie „—wicze“ odpowiadają zupełnie greckim „—desom“.
W każdym zaś razie uniknęłoby się takich niejasności, na jaką trafiamy np. w następujących wierszach:

Irys do białoramiennej Heleny przybyła z nowiną
W jej bratowej postaci, małżonki Antenorydaja,
Antenora ją syn Helikaon możny posiada.

Czytelnik, który nigdy nie miał w ręku oryginału, nie rozumie, kto posiadał tedy bratową Heleny, Laodyceę — czy Antenorydaj, czy Helikaon? — gdyby zaś było: małżonki Antenorowicza Helikaona, rzecz wyszłaby jasno. Powiększa trudność i to, że kwoli heksametrom tłumacz, zachowując w patronimikach zasadniczą grecką formę, skraca końcówki tam, gdzie mu dla rytmu potrzeba. I tak np.: Helikaon nazywa się Antenorydaj, a Diomed np. Tydejda, zaś Achilles częstokroć poprostu Pelej. Prawda, że i z „—wiczami“ trudno sobie poradzić wobec heksametrów. Siemieński jednak umiał wyjść zwycięsko z tej trudności. Częstokroć niejasność powstaje u Popiela z niedołężnego układu wyrazów. Do takich ustępów należy ustęp od wiersza 450 w pieśni czwartej. Czasem zdarzają się niewłaściwe wyrazy, jak np.: buńczukiem go naprzód uderzył“, zamiast: „buławą“. W wierszu 122 pieśni V, w wyrażeniu:

Członki mu lekkie uczyni i nogi i ręce od góry;

po słowach „od góry“ spodziewamy się dopełnienia lub określenia. Najwięcej jednak niejasności powstaje z użycia drugich przypadków zamiast przymiotników. W wierszu np.

Mówić Atene poczęła o sowich oczach bogini...

czytelnik mógłby pomyśleć, że Atene zaczęła mówić do jakiejś bogini o sowich oczach, tymczasem przymiotnik: „sowiooka“ wyjaśniłby zupełnie wątpliwość, brak zaś jednej zgłoski możnaby zastąpić jakimkolwiek jednozgłoskowym wyrazem. Podobnych przykładów, gdyby nam miejsce i zakres pozwalały, moglibyśmy wyszukać ad libitum. Trafiają się wiersze całkiem niezrozumiałe, tak dalece, że kto by chciał pojąć sens polskiego przekładu, musiałby się do greckiego oryginału udawać. Do takich należy np.:

Oni to przedtem w boju łzawego Aresa znosili...

Czytelnik zupełnie nie zdaje sobie sprawy, czy to Ares jest w boju łzawy, czy też Achaje w boju znosili Aresa łzawego. Tymczasem Homer chce powiedzieć, że Achaje i Trojanie długi czas już znosili trudy wojny, czyli Aresa — nie łzawego, ale łzy wyciskającego. W ogóle język przekładu rzadko staje na wysokości zadania. Czytelnikom wszystko jedno, czy tłumacz przekłada każdy wyraz pojedyńczo, lub czy zachowuje interpunkcję oryginału, czy nie. Przekładem wiernym nazywamy nie taki, który oddaje wiernie pojedyńcze wyrazy, ale który oddaje wiernie istotę i wszystkie przymioty poematu. Tymczasem cóż spotykamy? oto z poematu jasnego, plastycznego jak wypukłorzeźba, pełnego perspektywy, w którym od razu oko ogarnia wszystkie linie, kontury, profile, zrobiła się ciemna gmatwanina słów, nad którą dobrze trzeba głowy nałamać, by wydobyć z niej jasne postacie ludzkie. Zapewne, że przekład byłby jeszcze wierniejszy, gdyby dokonany został np. greckiemi literami, ale nie w tem rzecz. Jeśli wszystko będzie, a nie będzie Homera, przekład stanie się najniewierniejszym w świecie. Słowacki mówi niezupełnie zresztą słusznie: „szkoda, że w księdzu Kefalińskim znika Szekspir“. My z większą słusznością moglibyśmy żałować zniknięcia Homera. Dopiero pod koniec poematu język nabiera precyzji i spod słów łatwiej wydobywają się obrazy. Igrzyska na cześć Patrokla wyszły w przekładzie nawet bardzo dobrze. Widocznie tłumacz nabierał wprawy. Całość czyta się bądź co bądź z rozkoszą, ale dlatego, że rzecz sama tak góruje nad przekładem, że kto i przyłoży głowy, by wyjść z niejasności, ten tego nie pożałuje. Wspomniałem jednak, że przekład mimo swych niedostatków artystycznych ma wartość jako praca dokonana przez filologa. Może on być znakomitą pomocą dla tych, którzy chcą lub muszą studiować Homera w oryginale. Pod tym względem położył Popiel niezaprzeczoną zasługę, jak również i pod tym, że znakomicie ułatwił pracę przyszłemu tłumaczowi-artyście.
Co do heksametru, zgadzamy się, że nie łatwo jest w polskim języku tworzyć sztuczne daktyle — i oddać całą tę muzykalność wiersza greckiego. Nie mamy oksytonów, proparoksytonów, peryspomenów i properyspomenów na zawołanie; nie mamy również dyftongów, nie mamy krótkich i długich, słowem, całkowitego tego materiału, z którego powstał heksametr grecki. Mamy tylko akcentowanie i nieakcentowanie, a układ ich, choćby najsztuczniejszy, nie odda całej muzykalnej rozmaitości oryginału. Heksametr też Popiela jest takim, jakim być może. Nie wspominając o Powieści wajdeloty, trafialiśmy na lepszy w przekładach Hermana i Dorotei lub Reinekego lisa. Ale też może tam było mniej trudności. Z tych, jakiie napotkał p. Popiel — wywiązał się wcale dostatecznie.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Sienkiewicz.