Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1880/413
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1880 |
Pochodzenie | Gazeta Polska 1880, nr 284 Publicystyka Tom V |
Wydawca | Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Gebethner i Wolff |
Data powstania | 21 grudnia 1880 |
Data wyd. | 1937 |
Druk | Zakład Narodowy im. Ossolińskich |
Miejsce wyd. | Lwów — Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór artykułów z rocznika 1880 |
Indeks stron |
Zamek bialski napisany został przez Bartoszewicza jeszcze w r. 1849. Pojedyńcze jego ustępy były przerabiane w różnych czasach w miarę przybywającego materiału i ogłaszane w czasopismach. Obecnie Zamek bialski wychodzi po raz pierwszy w całości w wydaniu Orgelbranda z uwzględnieniem rozszerzonych ustępów.
Jest to nader ciekawa opowieść o losach miasteczka Biała, które w dzisiejszych czasach nazywa się Białą Podlaską, niegdyś zaś znane było pod nazwą Biały Radziwiłłowskiej lub Książęcej. Pierwsza nazwa o tyle jest niestosowną, że miasto owo nigdy nie leżało w granicach województwa podlaskiego. Miało ono od dawna pewne znaczenie jako grodek leżący na samej granicy Korony i Litwy, powstawanie jego okryte jest jednak pomroką. Przypisują założenie Biały Piotrowi Białemu, należącemu do magnackiej litewskiej rodziny Kiszków, która wszelako ród swój wywodziła z Mazowsza. Po Kiszkach miało miasto z okolicznemi włościami przejść w dom radziwiłłowski. Jest jednak i inne podanie, które silniej stwierdza historia. Mówi ono, że Biała była własnością również możnego rodu Illiniczów. Ostatni z tych Illiniczów zrobił układ na przeżycie z ks. Mikołajem Sierotką, synem Mikołaja Czarnego. Illinicz był bezdzietnym, a przy tem bliskim krewnym Sierotki — nie wiedział tedy, komu by fortunę oddać. Z drugiej strony Sierotka, gorliwy katolik po ojcu dyssydencie, wybierał się na niebezpieczną w owe czasy podróż do Ziemi Świętej, z której nie wiedział czy wróci, układ więc stanął łatwo. Jakoż (mówi podanie) pojechał i przepadł. Sądzono, że zginął. Wrócił jednak, wracając na Białę, usłyszał z dala już dzwony kościelne i pogrzebowe śpiewy.
— Kogo chowają? — spytał wówczas spotykanych mieszczan.
— Ostatniego potomka wielkiego rodu, wojewodę Illinicza — brzmiała odpowiedź.
Właściwie jednak ród nie wygasł, jeno jego linia magnacka. Inni Illiniczowie, zwyczajna szlachta, może dotychczas są na Litwie. Autor w tem miejscu poświęca obszerny ustęp tak zwanym rodom wygasłym. Według niego, potomkowie wielu z tych rodów, tegoż nazwiska i tegoż herbu, żyją dotąd; ale gdy wygasła linia magnacka, mówiono: ród wygasł. W takim wypadku fortuna przechodziła częstokroć nie do domów tegoż samego nazwiska, ale do najbliżej spokrewnionych. O mało co się to nie zdarzyło z Zamościem, który po śmierci wojewody sandomierskiego byłby niechybnie przeszedł w dom Wiśniowieckich, gdyby się w porę nie zgłosił daleki krewny, a raczej imiennik i jednoherbowiec, Marcin Zamoyski.
W ten sposób i na mocy układu Biała przeszła z rąk Illiniczów do Radziwiłłów.
Odtąd zwą ją Białą Książęcą albo Radziwiłłowską. Jakoż jej losy odtąd łączą się ściśle z losami tego przemożnego domu tak, że opowiadanie staje się zarazem historią Radziwiłłów. Chętne przesiadywanie ich w zamku bialskim przyczyniło się niemało do rozrostu miasta.
Znaczenie jego powiększyło się jeszcze, gdy niejaki Wilski Ściborowicz ufundował w Biały akademię. Książęta popierali tę fundację, która, to przychodząc do stanu kwitnącego, to upadając, przetrwała jednak wszystkie burze, jakie przeszły nad Rzecząpospolitą, i istniała aż do chwili podziałów.
Stolicą Radziwiłłów był Nieśwież, ale prawie zawsze ktoś z nich mieszkał w Biały. Mieszkały tam też i księżne wdowy, jak Katarzyna, siostra Jana Sobieskiego, i Anna Sanguszkówna, wdowa po Karolu Stanisławie. Obie te panie były błogosławieństwem Biały i całej okolicy. Za Anny dom radziwiłłowski wzmógł się jeszcze w dostatki przez odziedziczenie dóbr słuckich po Olelkowiczach, o które spierali się Sapiehowie, a nawet i król. Starszy syn Anny, ordynat i hetman (Rybeńko), osiadł na Nieświeżu; Białę zaś i dobra słuckie odziedziczył chorąży litewski, Hieronim.
Z tego czasu pochodzą podania o okrucieństwach Radziwiłłów. Był Hieronim dziwakiem, samotnikiem i despotą. W więzieniu bialskim jęczała wówczas niejedna ofiara, a i szubienice nie próżnowały. Typ to pokrewny słynnemu staroście Kaniowskiemu, ale jeszcze mniej wart. Swoją drogą, był Hieronim najpotężniejszym magnatem w Rzeczypospolitej. Trzymał sześć tysięcy wyćwiczonego wojska, z którem zresztą tylko Żydów straszył, bo nic nigdy nie zdziałał.
Dziedzicami dóbr jego zostali: książe Karol „Panie Kochanku“, urodzony z Wiśniowieckiej, i młodszy brat jego Hieronim, urodzony z Mycielskiej. Biała przypada młodszemu — który wzrastał pod opieką Karola. Opieka ta jest najlepszem świadectwem charakteru słynnego „Panie Kochanku“, matka bowiem nawet nie mogła być troskliwszą o syna, jak on był o brata. Za tych czasów Biała przeszła mnóstwo klęsk, bo wojna srożyła się nad krajem. Familia obległa i zniszczyła znacznie i Nieśwież i Białą, potem ocierały się o nią i obejmowały ją kolejno to wojska rosyjskie, to konfederackie. Było to wówczas, gdy ks. Karol chronił się za granicę. Poznał tam młodą księżniczkę Thurn-Taxis i zaślubił ją bratu swemu Hieronimowi. Ale małżeństwo nie było szczęśliwe. W niezgodach pośredniczył aż dwór rosyjski, powstawały one jednak ciągle na nowo. Jedyny syn z tego małżeństwa, Dominik, należy już do nowszej historii.
Dzielił on losy ks. Józefa Poniatowskiego i Napoleona. Brał udział we wszystkich niemal wojnach; wreszcie, ranny pod Lipskiem, zmarł we Francji bez męskiego potomka. Z dwóch żon, z któremi się kolejno rozwodził, miał tylko córkę jedynaczkę Stefanię, która poślubiwszy ks. Wittgensteina, wniosła w ten dom fortunę bialsko-słuckich Radziwiłłów.
Na tem kończy Bartoszewicz swoje opowiadanie o Zamku bialskim. Dziś on w ruinach, na których wraz z mchami wyrastają tylko podania ludowe — to o dobroci księżn Katarzyny i Anny, to o okrucieństwach Hieronima. Opowiadanie Bartoszewicza nadzwyczaj jest zajmujące. Ścisłość historyczna wcale tu nie przeszkadza nastrojowi prawie powieściowemu, bo same dzieje mnóstwo zawierają w sobie epizodów godnych pióra powieściopisarza. Uczty zamkowe, zjazdy pierwszych w Rzeczypospolitej magnatów, odwiedziny królewskie, wesela, klęski i wojny, które przeciągały nad miastem, wreszcie podania ludowe, rzucające romantyczne światło na miejscowość i na potężny ród, który w niej władał, dostarczają mnóstwo szczegółów, z których snuje się ciekawa opowieść. Bartoszewicz przy tem, gdy chciał, umiał być nie tylko suchym kronikarzem, ale i odtworzycielem przeszłego życia pełnym malowniczości. Taką właśnie malowniczością odznacza się jego Zamek bialski, a sprawia ona tem przyjemniejsze na czytelników wrażenie, że kryje się pod nią ścisła historyczna prawda.