Wicehrabia de Bragelonne/Epilog/II

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Wicehrabia de Bragelonne
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Literacka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Vicomte de Bragelonne
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Epilog
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
II.
ŚMIERĆ PANA D‘ARTAGNANA.

Na przekór temu jak to zwykle się dzieje, czy to w polityce, czy w innych wypadkach, tym razem każdy, dotrzymując obietnic, zrobił zaszczyt swemu zobowiązaniu.
Król przywołał z wygnania pana de Guiche a wygnał kawalera Lotaryńskiego, i to w taki sposób, że książę to przechorował.
Księżna pojechawszy do Londynu, tak szczerze się wzięła do dzieła, że Karol II-gi, brat jej, zasmakowawszy szczególnie w politycznych radach panny de Keroualle, przymierze między Francją i Anglją podpisał, i flota angielska, wsparta kilku miljonami dukatów francuskich, zadała okropną klęskę marynarce holenderskiej.
Karol II-gi wynagradzając rady polityczne panny Keroualle zrobił ją księżna Portsmouth.
Colbert, obiecawszy królowi okręty, potrzeby wojenne i zwycięstwa, dotrzymał jak wiemy słowa.
Nakoniec Aramis, na którego przyrzeczenie najmniej rachowano, napisał do Colberta list następujący, co do powierzonych mu układów z Hiszpanją.

Panie Colbert!

„Mam zaszczyt polecić panu księdza d‘Oliva, przyszłego generała Jezuitów i mego następcę, a teraźniejszego mego zastępcę.
„Szanowny ojciec wytłumaczy panu, że zawsze jestem na czele interesów naszego zakonu, co się tyczy Francji i Hiszpanji, ale nie chcę używać tytułu generała, rzucającego zbyt wiele światła na interesa, jakie Jego Królewska Mość katolicka raczyła mi powierzyć, lecz wrócę do niego z rozkazu Jego Królewskiej Mości, kiedy prace, które przedsięwziąłem, wspólnie z panem na większą chwałę Boga i Jego kościoła, doprowadzone będą szczęśliwie do końca.
„Szanowny ojciec d‘Oliwa powie Ci również, że Jego Królewska Mość katolicka podpisała neutralność, w razie mogącej wyniknąć wojny miedzy Francją i Holandją.
Umowa ta będzie nawet i wtenczas ważną, gdyby Anglja, zamiast czynnej pomocy, ograniczyła się do neutralności.
Co do Portugalji, o której mówiliśmy z panem, mogę zapewnić, że całemi siłami pomagać będzie w wojnie królowi arcychrześcijańskiemu.
Proszę pana zachować mi swą przyjaźń i wierzyć szczerze mojemu przywiązaniu, jak również złożyć ode mnie hołd u stóp tronu Jego arcychrześcijańskiej Mości.

podpisano: książę d‘Alameda.“

Aramis dotrzymał więcej, aniżeli przyrzekł; pozostaje nam teraz wiedzieć, jak król, pan Colbert i d‘Artagnan dotrzymali swoich przyrzeczeń. Na wiosnę, wojsko lądowe rozpoczęło wojnę. Poprzedzało ono w świetnym porządku Ludwika XIV-go, który na koniu, otoczony dworem i karetami pełnemi dam, prowadził na tę krwawą zabawę kwiat swojego państwa. Oficerowie armji nie mieli wprawdzie innej nad grzmot dział z twierdz holenderskich muzyki, ale było to dostateczne dla tych, którzy tam znaleźli zaszczyty, stopnie, majątek lub śmierć.
Wojsko, dowodzone przez d‘Artagnana, w ciągu miesiąca zdobyło dwanaście fortec. Właśnie zdobywał trzynastą i ta opierała mu się od sześciu dni. D‘Artagnan kazał otworzyć przykopy, jakby nie przypuszczając, aby oblężeni mieli się kiedy poddać. Pionerzy pracowali z największą ochotą dlatego, że wódz, traktując ich na równi z innymi żołnierzami, czynił ich pracę zaszczytną i nie dozwolił ich zabijać nieprzyjaciołom, chyba że już nie mógł zrobić inaczej. To też trzeba było widzieć zapał, z jakim przewracali błotnistą ziemię Holandji.
D‘Artagnan wysłał kuriera do króla, donosząc mu o ostatnich powodzeniach, co podwoiło wesołość Jego Królewskiej Mości i gotowość dania świetnej zabawy dla dam. Zwycięstwa pana d‘Artagnana tyle dawały majestatu królowi, że pani de Montespan nigdy inaczej nie nazywała króla, jak tylko Ludwikiem Niezwyciężonym.
To też panna La Valliere, która nazywała króla tylko Ludwikiem Zwycięzcą, dużo straciła z łaski Jego Królewskiej Mości, a potem często miała oczy zaczerwienione, a dla niezwyciężonego, nic nie jest tak odpychającem, jak płacząca kochanka, kiedy wszystko wokoło niego uśmiecha się, i gwiazda panny La Valliere w jej własnych łzach utonęła.
Ale za to wesołość pani de Montespan podwajała się powodzeniem królewskiem i pocieszała go w drobnych przeciwnościach, a wszystko to winien był król d‘Artagnanowi.
Jego Królewska Mość, chcąc wynagrodzić jego zasługi, pisał do Colberta:

„Panie Colbert! mamy jeszcze do spełnienia obietnice względem pana d‘Artagnana, gdyż ten swoich przyrzeczeń dotrzymał. Zawiadamiam, że czas jest to uskutecznić, i wszystko, co do tego potrzeba, będziesz miał sobie w czasie stosownym doręczone.
Ludwik.“

Wskutek czego Colbert, napisał do d‘Artagnana list, przesyłając mu niewielką hebanową, złotem nabijaną skrzynkę.
Wysłaniec Colberta, przybywszy o świcie przed obleganą twierdzę, udał się do kwatery generała, lecz powiedziano mu, że pan d‘Artagnan, rozgniewany wycieczką, jaką wczoraj zrobił gubernator twierdzy, wyszedł z dziesięciu tylko kompaniami grenadjerów, aby powetować tę stratę.
Posłaniec pana Colberta miał rozkaz doręczyć mu to, co posyłano, gdziekolwiekby się znajdował.
Udał się więc na miejsce, gdzie się znajdował d‘Artagnan.
Spostrzegł pana d‘Artagnana na otwartej płaszczyźnie, w ugalowanym kapeluszu, z długą laską i w złotem lśniącym mundurze, przygryzającego siwe wąsy i zatrudnionego zmiataniem z sukni lewą ręką piasku, który sypały nań mimo przechodzące po ziemi kule.
To też w okropnym ogniu, napełniającym świstem powietrze, widziano nietylko żołnierzy, ale i oficerów z motyką w ręku, usilnie pracujących przy przykopach, innych znowu w kilkunastu niosących ogromne pęki faszyny i pobudzanych wściekłym zapałem dowódcy.
Dwie kompanje, wyrwawszy się, pobiegły aż do fortpoczt nieprzyjacielskich; w mgnieniu oka zniosły je; kiedy towarzysze ich, powstrzymani z trudnością przez d‘Artagnana spostrzegli, że ci już są na bastionie i rzucili się także z wściekłością na zdobycie kontreskarpy, od której zależał los twierdzy.
D‘Artagnan widział, że niema innego sposobu zatrzymania wojska, jak tylko wkwaterować je do twierdzy, kazał więc całemu wojsku nacierać na dwa wyłomy, które oblężeni usilnie starali się naprawić; natarcie było strasznem, osiemnaście kompanji brało w niem udział: d‘Artagnan z resztą wojska posunął się z boku na pół wystrzału działowego, aby wspierać natarcie.
Nagle generał, oddychając wesoło, usłyszał obok siebie wymówione wyrazy:
— Panie, to od pana Colbert.
Rozpieczętował list, zawierający następne słowa:
„Panie d‘Artagnan, król rozkazał mi zawiadomić Cię, że, wynagradzając Twoje zasługi, i zaszczyt, jaki robisz jego wojsku, podniósł Cię do stopnia marszałka Francji.
„Król zadowolony jest z działań, jakie dotąd uskuteczniłeś, poleca ci szczególniej dokończenie rozpoczętego oblężenia, ze szczęściem dla ciebie a z chwałą dla Niego“.
D‘Artagnan z rozpłomienioną twarzą, iskrzącem okiem spojrzał na mury, otoczone czarnymi i czerwonymi tumanami ognia i dymu.
— Skończyłem — rzekł do posłańca — za kwadrans miasto się podda.
Czytał dalej:

„Szkatułkę przyjmij jako podarunek ode mnie; nie będziesz zapewne gniewał się, przekonawszy, że kiedy wy, wojownicy, dobywacie szpady w obronie króla, ja spokojnie podniecam sztuki, ozdabiające was nagrodą godną czynów waszych.

„Polecam się twojej przyjaźni, panie marszałku, prosząc, abyś szczerze uwierzył mojej“.

„Colbert.“

D‘Artagnan, upojony radością, dał znak posłańcowi; ten zbliżył się, trzymając skrzynkę w ręku.
Lecz w chwili, kiedy marszałek chciał się przypatrzyć, silny ogień odezwał się na wałach i zwrócił tam cała jego uwagę.
— To szczególne!... — rzekł — dlaczego dotąd nie widzę chorągwi królewskiej, zatkniętej na walach.
Posłał więc jeszcze 300 ludzi pod dowództwem pełnego zapału oficera i kazał zrobić nowy wyłom.
Potem uspokojony zwrócił oczy na skrzynkę, którą mu podawał posłaniec Colberta, była to bowiem nagroda, na którą rzetelnie zasłużył. Wyciągnął już rękę, aby otworzyć skrzynkę, gdy wtem kula działowa z twierdzy, druzgocząc skrzynkę w ręku posłańca i uderzając w piersi d‘Artagnana, powaliła go na ziemię. Buława marszałkowska, przyozdobiona złotemi liljami, potoczyła się z rozbitej skrzynki, ku osłabionej ręce marszałka. D‘Artagnan usiłował powstać. Mniemano, że upadł nieraniony, lecz wkrótce okropny krzyk dał się słyszeć w gronie otaczających go oficerów. Marszałek był skrwawiony, a bladość śmiertelna zwolna okryła szlachetna twarz jego. Oparty o ręce ze wszystkich stron do niego wyciągnięte, mógł raz jeszcze zwrócić wzrok ku twierdzy i dostrzec na głównym bastjonie powiewającą białą chorągiew królewską, a uszy jego, pozbawione już słuchu, dosłyszały bęben ogłaszający zwycięstwo.
Wówczas, ściskając skrzepłą ręką buławę, ozdobioną złotemi liljami, spuścił na nią oczy i upadł, szepcząc:
— Athos i Porthos!.. do zobaczenia, Aramis!.. bądź zdrów....

KONIEC.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.