Wicehrabia de Bragelonne/Tom I/Rozdział XV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wicehrabia de Bragelonne |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Literacka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Vicomte de Bragelonne |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I Cały tekst |
Indeks stron |
D‘Artagnan nie zdążył jeszcze zejść ze schodów, gdy król przywołał dworzanina, będącego na służbie.
— Mam panu coś polecić...
— Jestem na rozkazy Waszej Królewskiej Mości.
— Zaczekaj pan!
I król zasiadł do napisania listu, który kosztował go niejedno westchnienie, chociaż równocześnie wzrok monarchy błyszczał uczuciem zwycięstwa.
List zawierał następujące słowa:
Dzięki twym dobrym radom, a przedewszystkiem dzięki twej stanowczości, zdołałem zwyciężyć i ujarzmić słabość, niegodną króla. Zanadto zręcznie kierowałeś mym losem, abym, wywdzięczając ci się, w ostatniej chwili miał zniszczyć całe twoje dzieło. Zrozumiałem nareszcie, iż niesłusznie chciałem zboczyć z drogi, jaką mi nakreśliłeś. Zboczenie to mogłoby ściągnąć nieszczęścia na Francję i na moją rodzinę, gdyby jakiekolwiek nieporozumienie miało wybuchnąć pomiędzy mną a moim ministrem.
A stałoby się to z pewnością, gdybym był pojął za żonę twoją siostrzenicę. Rozumiem to doskonale i odtąd nie uchylam się od spełnienia projektów, przez ciebie, panie kardynale, rozpoczętych. Jestem więc gotów poślubić infantkę Marję-Teresę. Od tej chwili możesz, panie kardynale, rozpocząć stosowne rokowania.
Król odczytał list ten raz jeszcze, poczem własnoręcznie go zapieczętował.
— Proszę to doręczyć panu kardynałowi.
Dworzanin odszedł.
W bramie, prowadzącej do pokojów Mazariniego, spotkał Bernouina, z niepokojem oczekującego już wiadomości od króla.
— No i cóż?... — zapytał pokojowiec ministra.
— Oto list do Jego Eminencji — odrzekł dworzanin.
— List?... he, he... spodziewaliśmy się tego po dzisiejszej rannej wycieczce...
— Jakto?... wiedziano więc, że Jego Królewska Mość...
— Ba!.. obowiązkiem pierwszego ministra jest wiedzieć o wszystkiem... Jego Królewska Mość błaga nas pewno...
— Nie wiem, ale to wiem, że wzdychał, pisząc ten list.
— Tak, tak, wiadomo, co to znaczy... wzdycha się zarówno ze szczęścia, jak i ze zmartwienia.
— A jednak król nie miał wcale miny uszczęśliwionego, gdy powracał.
— Boś pan musiał źle patrzeć. Zresztą widziałeś króla dopiero za powrotem, gdyż Jego Królewska Mość wyjechał tylko w towarzystwie oficera muszkieterów. Ale ja miałem w ręku teleskop Jego Eminencji i przyglądałem się, gdy pan kardynał się zmęczył. Wiem napewno, że oboje płakali!..
— Czy także ze zbytku szczęścia?..
— Nie, ale z miłości, i przysięgali sobie po tysiąc razy. Król przysięgi dotrzyma... Ten list to jego pierwszy krok.
— A cóż Jego Eminencja myśli o tej miłości, która zresztą dla nikogo nie jest tajemnicą?
Bernouin ujął pod ramię dworzanina króla Ludwika i, wchodząc na schody:
— Mówiąc między nami — odrzekł półgłosem — Jego Eminencja ma nadzieję, iż sprawa cała zakończy się doskonale. Wiem dobrze, że będziemy mieli wojnę z Hiszpanją... ale ba!.. wojna zadowoli szlachtę; pan kardynał wyposaży zresztą siostrzenicę swą po królewsku, a może nawet bardziej niż po królewsku... Pieniędzy nam nie zabraknie; potem uroczystości, święta... o! wszyscy będą zadowoleni.
— A mnie się zdaje... — rzekł dworzanin, wstrząsając głową — że ten list jest coś za lekki, za krótki, aby mógł zawierać to wszystko.
— Mój przyjacielu — mówił Bernouin — już my wiemy, co mówimy... Zresztą pan d‘Artagnan przed chwilą wszystko mi opowiedział.
— No?.. cóż takiego?..
— Naumyślnie go zatrzymałem, aby wypytać, co tam słychać z kardynałem... naturalnie nie zdradzając naszych zamiarów i projektów... a pan d‘Artagnan ma węch dobry!
— I cóż powiedział pan d‘Artagnan?
— „Mój kochany panie Bernouin — odpowiedział — król zakochany jest w pannie Mancini do szaleństwa! Oto wszystko, co ci mogę powiedzieć“. — „E?.. zapytałem... czyżby aż do tego stopnia, że byłby zdolny oprzeć się zamiarom Jego Eminencji?..“ — „O!.. nie pytaj pan nic więcej... Mnie się zdaje, że Jego Królewska Mość zdolny jest do wszystkiego. Jeżeli sobie nabił głowę myślą, że musi zaślubić pannę Mancini, to ją zaślubi niezawodnie. To żelazna głowa!... co zechce to zrobi!..“ — I z temi słowami pożegnał mnie, poszedł do stajni, osiodłał sobie konia i popędził gdzieś, jakby go djabli nieśli.
— I zdaje się panu...
— Zdaje mi się, że pan d‘Artagnan wie więcej, niż chciał powiedzieć.
— Podług pańskiego zdania zatem, pan d‘Artagnan...
— Pędzi, według wszelkiego prawdopodobieństwa, za wygnanemi, aby porobić wszelkie kroki, potrzebne do uwieńczenia miłości królewskiej powodzeniem.
Rozmawiając w ten sposób, przybyli obaj do drzwi gabinetu Jego Eminencji.
Panu kardynałowi nie dokuczała jakoś podagra; chodził niespokojnie po pokoju, co chwilę podsłuchując przy drzwiach, lub zaglądając do okien.
Bernouin wszedł, a za nim dworzanin z listem, jaki miał oddać do własnych rąk Jego Eminencji.
Mazarini odebrał pismo, lecz, przed rozpieczętowaniem, przybrał na twarz uśmiech okolicznościowy, niezmiernie wygodny do ukrycia wszelkich wzruszeń. W ten sposób nie było można odgadnąć wrażenia, jakie na nim zrobił list królewski.
— Doskonale!... doskonale!... — odezwał się wreszcie, przeczytawszy dwukrotnie od początku do końca. — Doskonale!.. Panie — dodał do dworzanina — powiedz królowi, iż najwdzięczniejszy mu jestem, za jego posłuszeństwo dla życzeń królowej-matki, i że natychmiast spełnię jego wolę.
Dworzanin wyszedł z tą odpowiedzią.
Zaledwie drzwi się za nim zamknęły, kardynał, który, wobec Bernouina nie zwykł nosić maski, pozbył się uśmiechu, który przez tak długi czas musiał utrzymywać i ponurym głosem rzekł do pokojowca:
— Proszę przywołać pana Brienne.
Sekretarz powrócił po pięciu minutach.
— Panie — odezwał się Mazarini — oddałem w tej chwili jednę a największych przysług monarchji. Zaniesiesz ten list, który właśnie jest dowodem owej przysługi, do królowej-matki, a gdy ci go zwróci, schowasz go do kartonu B, pełnego dokumentów i spraw, dotyczących mych usług.
Brienne odszedł, a ponieważ list był odpieczętowany, nie omieszkał go przeczytać. Ma się rozumieć, że Bernouin, żyjący w przyjaźni ze wszystkimi, a przytem bardzo ciekawy, pośpieszył za sekretarzem i, ująwszy go pod ramię, również zajrzał do listu.
Wkrótce nowina rozeszła się po zamku z taką szybkością, że Mazarini przeląkł się na chwilę, iż dojdzie ona do uszu Jej Królewskiej Mości, zanim list zostanie jej doręczony. W chwilę potem wydano rozkazy do odjazdu, a książę Kondeusz, przyszedłszy do króla Ludwika powitać go przy wstawaniu, oznajmił, iż najbliższem miejscem odpoczynku w dalszej podróży będzie miasto Poitiers.
W ten sposób rozwiązana została intryga, zajmująca przez długi czas wszystkich dyplomatów Europy. Ostatecznym jej wynikiem, widocznym i dotykalnym, była utrata stopnia i pensji, odebranych biednemu porucznikowi muszkieterów.
Karol II, po wyjściu z zamku, podążył do oberży, gdzie oczekiwał nań wierny Parry. Zmęczony, zrozpaczony rzucił się na łoże, aby we śnie znaleźć chwilę wytchnienia.
O świcie zerwał się, kazał Parry‘emu załatwić rachunki z Cropolem, dosiadł konia, aby opuścić miasto, w którem spotkało go jedno jeszcze upokorzenie, miasto, gdzie stracił ostatnią nadzieję.