Widmo przeszłości/IX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Widmo przeszłości |
Wydawca | Nakładem „Kuriera Litewskiego“ |
Data wyd. | 1910 |
Druk | Józef Zawadzki w Wilnie |
Miejsce wyd. | Wilno |
Tłumacz | Anonimowy |
Tytuł orygin. | The Mystery of Cloomber |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Jakkolwiek doktór John Esterling raz tylko odwiedził rodzinę Levis’ów, wizycie jego wszakże towarzyszyły okoliczności tego rodzaju, iż uważam za konieczne opowiadanie jego podać do publicznej wiadomości.
Doktór Esterling, mimo swej olbrzymiej praktyki w Stranrow, znalazł chwilę czasu, by spisać swe wspomnienia.
Przytaczam je dosłownie.
„W początku września roku zeszłego otrzymałem z Cloomber list od lady Levis; prosiła mię, abym odwiedził jej męża, którego zdrowie, według jej słów, przejmowało ją obawą.
Ani chwili nie zwlekając, udałem się do Cloomber-Hall.
Naprzód zobaczyłem panią domu, która wywarła na mnie przygnębiające wrażenie. Blada jej twarz, siwe włosy, smutne oczy i pełne znękania ruchy, wszystko to mówiło o głębokiem cierpieniu.
— Jestem głęboko wstrząśnięta, — rzekła spokojnym głosem dobrze wychowanej kobiety, — stanem mego męża. Miał on wiele przykrości, jego system nerwowy oddawna już pozostawia wiele do życzenia. Osiedliliśmy się w tej okolicy w nadziei, że świeże powietrze i zupełny wypoczynek przyniosą mu ulgę. Tymczasem, zamiast się poprawić, stan jego zdrowia jeszcze się pogorszył, wczoraj zaś dostał silnej gorączki. Przestraszyliśmy się bardzo i postanowiliśmy prosić pana, abyś go zbadał. Proszę, pójdźmy do sypialni generała.
Szedłem za nią krętymi korytarzami do pokoju chorego, położonego w najbardziej oddalonej części wielkiego budynku.
Sypialnia generała nie odznaczała się zbytkiem; nie było w niej nawet dywanu. Stało tu tylko niewielkie, składane łóżko, krzesło i zwyczajny stół, na którym leżało mnóstwo papierów i książek. Po środku stołu znajdowała się jakaś rzecz, przykryta płótnem.
Na ścianach wisiało mnóstwo broni, po większej części zdradzającej wschodnie pochodzenie. Na rękojeściach wielu szabel błyszczały drogocenne kamienie, co stanowiło dziwny kontrast ze skromnem urządzeniem całego pokoju.
Gdyśmy weszli do sypialni, generał ciężko oddychał i prawdopodobnie nie zauważył nas. Blask jego nieruchomych oczu i ciemny rumieniec na twarzy zdradzał silną gorączkę.
Podszedłem do łóżka, nachyliłem się nad chorym, i wziąłem go za rękę. W tej chwili generał porwał się z posłania i gniewnie odepchnął mnie od siebie. Nigdy w życiu nie zdarzyło mi się widzieć na twarzy ludzkiej takiego strachu i przerażenia.
— Krwiożerczy psie, — zajęczał, puść mnie, puszczaj! Kiedyż to się skończy? Jakże długo mam jeszcze cierpieć?
— Uspokój się, — rzekła mistress Levis, kładąc dłoń na jego rozpalonem czole. — To doktór Esterling ze Stanrow. Przyjechał tu, ażeby przynieść ci ulgę.
Generał upadł ciężko na poduszki, po zmienionym jego wyglądzie zaś poznałem, że odzyskał przytomność i zrozumiał, co mówiła żona.
Wówczas przystąpiłem do badania. Puls był przyśpieszony i nerwowy, gorączka niezmiernie wysoka. Generał miał febrę, jak wielu europejczyków, którzy długie lata przebywali w gorącym klimacie Indji.
— Niebezpieczeństwa narazie niema, — powiedziałem. — Trochę arszeniku i chininy wkrótce przywróci zdrowie pacjentowi.
— Niema niebezpieczeństwa? — zawołał generał. — No, naturalnie, dla mnie nie istnieją niebezpieczne choroby. Mnie tak samo trudno zabić, jak Żyda wiecznego tułacza. Mary, zostaw nas samych z doktorem.
— Zwróć pan uwagę na wątrobę, — rzekł, gdy zamknęły się drzwi za mistress Levis. — Przed laty cierpiałem na nią okropnie.
— Teraz, — zauważyłem, zbadawszy chorego, — niema nawet śladu choroby, ani też obawy, by wątroba mogła szkodliwie wpłynąć na pańskie zdrowie.
Generał nie był wcale zadowolony z mej djagnozy.
— Tak zawsze bywa ze mną, — rzekł z goryczą. — Z najcięższej choroby, z największego niebezpieczeństwa wychodzę cały i nic nie może skrócić mego życia. Nie obawiam się śmierci, ale oczekiwanie jakiegoś nadnaturalnego, niemożebnego do pojęcia, strasznego ciosu, może pozbawić wszelkiej odwagi.
— Chce pan powiedzieć, — że przekładasz pan śmierć naturalną nad gwałtowną?
— Nie, nie o to chodzi. Zbyt jestem przyzwyczajony do chłodu stali i świstu kul, aby się ich obawiać. Czy słyszałeś pan kiedy o okkultyzmie?
— Nie, nigdy.
— Tak, wy, uczeni europejscy, jesteście bardzo mądrzy w kwestjach, dotyczących ciała ludzkiego, ale co do tajemniczych sił przyrody, ukrytej potęgi ducha ludzkiego i jej przejawów, jesteście zupełnymi ignorantami. Ciała nasze stały się poniżającem więzieniem dla duszy. Dusze mieszkańców Indji nie są tak bardzo przykute do swej cielesnej powłoki. Hindusi wiedzą o przyrodzie więcej, niż wasi najwięksi myśliciele i mogą przyśpieszać lub opóźniać jej działanie tajemniczymi środkami, o których my nie mamy nawet najlżejszego pojęcia.
— Mówisz pan tak, jakbyś dobrze znał owe tajemnicze siły, będące na usługach indusów.
— Drogo za to zapłaciłem, — odparł generał. — Pan jednak powinien się zapoznać z okkultyzmem. Przeczytaj pan Reichenbacha „Badania nad magnetyzmem i siłą życiową“ i „Magnetyzm zwierzęcy“ Gregori'ego. Dzieła te wraz z dwudziestosiedmioma aforyzmami Mesmera i z utworami d-ra Kernera oraz Weinsberga, rozszerzą znacznie pański horyzont myślowy.
Nie lubię, aby mi dawano rady co do mego fachu, wstałem więc, nic nie odpowiadając i zabierałem się do wyjścia. Przedtem jednak zbadałem puls chorego i zauważyłem, że spadł i że gorączka ustąpiła. Potwierdziło to moją diagnozę.
Gdy brałem ze stołu kapelusz, ściągnąłem przypadkowo również płótno, pokrywające dziwny przedmiot, który leżał na stole.
Może nie zwróciłbym nań uwagi, gdyby nie to, że spojrzawszy w tej chwili na generała, spostrzegłem na jego twarzy wyraz największego niezadowolenia. Widząc, jednak, że uczyniłem to przez nieuwagę, uspokoił się i rzekł dobrodusznie:
— Niech pan zobaczy; jest to mała plastyczna mapka Himalajów. Ma ona dla mnie specjalne znaczenie: to arena mojej pierwszej kampanji.
— A to, — zapytałem, wskazując krwawo-czerwony punkt, — to zapewne miejsce jakiejś bitwy, w której brał pan udział?
— Tak, tutaj miała miejsce gorąca potyczka. Napadnięto na nas...
Nagle generał upadł na poduszki, a na twarzy jego odbiło się to samo straszne przerażenie, które zaobserwowałem na początku mojej wizyty. W tej chwili tuż nad jego głową rozległ się dźwięk, który można porównać jedynie z dźwiękiem dzwonka rowerowego; ani przedtem, ani też nigdy potem nie słyszałem nic podobnego.
Obejrzałem się dokoła, myśląc, skąd mógł pochodzić ten dziwny głos.
— Nic, nic, — przemówił generał, ze straszliwym uśmiechem, — to mój gong. Może panu wygodniej będzie na dole napisać recepty.
Widocznem było, że chce pozbyć się mnie jaknajprędzej. Jakkolwiek więc miałem niezmierną ochotę dowiedzieć się, co wywołało ów tajemniczy dźwięk, natychmiast pożegnałem generała.
Wyjeżdżałem z Cloomber z mocnym postanowieniem odwiedzenia raz jeszcze mego interesującego pacjenta; chciałem bądź co bądź poznać szczegóły jego przeszłości. Nie sądzonem mi wszakże było dopełnić swego zamiaru: tegoż wieczoru otrzymałem od generała list z sowitem wynagrodzeniem za moją jedyną wizytę. Mr. Levis pisał mi, że lekarstwa moje przyniosły mu wielką ulgę, że czuje się zupełnie zdrowym i że więcej trudzić mię nie będzie.
Był to pierwszy i ostatni list, jaki otrzymałem z Cloomber.
Nieraz sąsiedzi generała zapytywali mię, czy nie uważam generała za warjata. Na pytania takie odpowiadałem zawsze przecząco bez najmniejszego wahania.
Podczas mojej wizyty jednak skonstatowałem, że ogólny stan jego zdrowia pozostawia wiele do życzenia, a ponieważ ustrój nerwowy generała znajdował się w zupełnem rozprężeniu, sądziłem, że lada chwila należy spodziewać się kryzysu.