<<< Dane tekstu >>>
Autor Arthur Conan Doyle
Tytuł Widmo przeszłości
Wydawca Nakładem „Kuriera Litewskiego“
Data wyd. 1910
Druk Józef Zawadzki w Wilnie
Miejsce wyd. Wilno
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. The Mystery of Cloomber
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VIII.
Zeznania Izraela Staks’a.

Master Fatterjeall West i pastor żądają, abym opowiedział wszystko, co wiem o generale Levis’ie i o jego domu; nie rozwodząc się więc długo o szczegółach, dotyczących mojej osoby, przystępuję do opowiadania.
W maju minęło dwanaście miesięcy od dnia, w którym master Mac-Neyle, spotkawszy mię na ulicy, zapytał, czy nie miałbym ochoty objąć miejsca woźnicy i ogrodnika. W tym czasie szukałem akurat zajęcia; jednak nie dałem po sobie poznać, że jego propozycja jest mi bardzo na rękę.
— Zgadzacie się, czy nie? — zapytał krótko. — Proponuję wam dobre miejsce; nawet bardzo dobre; jeżeli chcecie je dostać, przyjdźcie jutro o godzinie drugiej popołudniu do mojego kantoru; będziecie mogli sami rozmówić się z tym panem, który chce was przyjąć na służbę.
Nic więcej od niego nie usłyszałem, bo to człowiek skryty i w interesach twardy jak kamień. W przyszłem życiu nie przyniesie mu to korzyści, chociaż tu na ziemi odłożył już sporo pieniędzy.
Otóż, na drugi dzień poszedłem do kantoru. Oprócz mr. Mac-Neyle’a zastałem tam wysokiego, chudego człowieka o siwych włosach i niezbyt przyjemnym wyglądzie. Spojrzał na mnie uważnie, a potem rzekł:
— Urodziliście się tutaj?
— Nietylko urodziłem się tutaj, ale tutaj wyrosłem i nigdy stąd nie wyjeżdżałem.
— Nigdy nie wyjeżdżaliście ze Szkocji?
— Dwa razy wyjeżdżałem do Carleyle.
— Mr. Mac-Neyle mówił mi, — rzekł generał Levis (gdyż on to był właśnie), że nie umiecie pisać.
— Nie umiem, — odpowiedziałem.
— Ani czytać?
— Nie.
— Zdaje mi się, — zauważył generał, zwracając się do mr. Mac-Neyle’a, — że dla mnie będzie odpowiedni. Jestem pewny, Staks, — dodał, — że będę z was zadowolony. Dam wam trzy funty miesięcznie pod warunkiem, że będę mógł was oddalić kiedy zechcę. Czy życzycie sobie służyć u mnie?
— Inaczej było na mojem poprzedniem miejscu, — mruknąłem niezadowolonym głosem.
I nie skłamałem, gdyż stary fermer Scott płacił mi tylko jeden funt na miesiąc.
— Dobrze, dobrze, — rzekł generał, — może powiększę wam wynagrodzenie, jeżeli będę z was zadowolony, oto macie szylling na zadatek. W poniedziałek będę was oczekiwać w Cloomber-Hall.
W poniedziałek więc udałem się do Cloomber. Jest to wielki dom o stu, a może i więcej oknach. Ogrodnika tam właściwie nie było, ale zajmować się ogrodem nie miałem potrzeby, ponieważ prawdę mówiąc, nie było tam również i ogrodu. Pomagałem więc wznosić olbrzymią ścianę, którą generał otoczył całą swą siedzibę, czyściłem noże, obuwie i spełniałem inne posługi.
Oprócz mnie były dwie służące: kucharka Eliza i pokojówka, Mary. Całe swe życie spędziły w Londynie i mało znały świat.
Nie były one ani trochę religijne, wkrótce więc przestałem jako przykładny prezbiterjanin niemi się zajmować.
Rodzina generała, oprócz niego samego, składała się jeszcze z trzech osób; lady, syna, mr. Mordownta i córki, miss Gabrjeli. Żona generała była chuda i blada jak widmo; często, gdy myślała, że jej nikt nie widzi, wyrzekała i płakała; nieraz, uważałem że chodzi po parku i z rozpaczą załamuje ręce.
Mr. Mordownt i jego siostra również zachowywali się jakoś dziwnie; najgorzej jednak było z generałem. Chodził ciągle z kwaśną i ponurą miną i wyglądał, jak zbrodniarz z postronkiem na szyi.
Raz zapytałem w kuchni, co się dzieje w tej rodzinie, ale kucharka odpowiedziała mi, że ją obchodzi tylko jej zajęcie i że za to otrzymuje wynagrodzenie. Jednem słowem, nic się nie dowiedziałem.
Tak minął tydzień, drugi, trzeci, wreszcie minął miesiąc. Generała ogarniała coraz większa trwoga, lady była coraz smutniejsza. Między sobą nigdy się nie kłócili. Gdy z rodzicami byli młodzi, rozmawiali mało; gdy młodzi odchodzili, generał z żoną mówili o czemś długo przyciszonymi głosami. Ze wszystkiego można było wnioskować, że spodziewają się jakiegoś nieszczęścia; jakiego jednak, nie mogłem się dowiedzieć.
Słyszałem niejednokrotnie, jak generał mówił, że nie boi się ani śmierci, ani żadnego innego niebezpieczeństwa, z którem można się spotkać twarzą w twarz, z którem można walczyć, ale długie oczekiwanie i niepewność pozbawia go sił i odwagi. Lady często odpowiadała na to, że może niema jeszcze powodów obawiać się tego, że to stanie się może dopiero przy końcu ich życia. Generał jednak nie chciał nawet słuchać!
Wiedziałem, że młodzi ludzie nie siedzą wciąż w domu, że, zapoznawszy się z rodziną Westów, zaczęli bywać w Brinksome. Generał zbyt się zajmował swemi własnemi sprawami, aby to zauważyć; ja zaś nie sądziłem, ażeby mojem obowiązkiem było zawiadamiać go o tem, co się dzieje w jego rodzinie.
Dotychczas nie mówiłem o pewnej rzeczy, o której wszakże należy wspomnieć koniecznie.
Generał spał sam w pokoju, bardzo odległym od wszystkich innych. Gdy wychodził, drzwi zamykał na klucz i nikomu nie wolno było wejść do jego pokoju.
W nocy stary pan chodził po całym domu, wcale się spać nie kładąc.
Lampy oświecały wszystkie pokoje, najmniejszy kącik nawet, tak, że wszędzie było jasno, jakby w dzień.
Pewnego razu, gdy pracowałem w ogrodzie, generał podszedł do mnie i zapytał:
— Czy strzelaliście kiedy z pistoletu?
— Boże uchowaj! — odpowiedziałem, — nigdy w życiu nie miałem w ręku nic podobnego.
— No, to i nie bierzcie, — rzekł on. — Każdy człowiek powinien bronić się tylko tą bronią, do której jest przyzwyczajony. Sądzę, że wy naprzykład doskonale moglibyście się bronić nożem ogrodniczym?
— Pewnie, że mógłbym, — odparłem, — to każdy tutaj potrafi.
— Cloomber leży na uboczu, — zauważył po chwili generał, — może się zdarzyć, że zajrzą tu kiedy jacy włóczędzy. Myślę, że ja, wy, syn mój i mr. West, który przybędzie do nas w razie potrzeby, potrafimy się obronić. Nieprawdaż?
— Naturalnie, sir. Wprawdzie lepiej mieć spokój, aniżeli się bić; jeżeli jednak doda mi pan jeszcze jeden funt na miesiąc, będę gotów do wszystkiego.
— Nie będę się sprzeczać o jeden funt, — odparł krótko generał.
Nie jestem ciekawy i nie lubię nikogo podpatrywać, zachodziłem jednak w głowę, dlaczego generał chodzi całemi nocami po domu i dziwiłem się, co mu tak odbiera sen?
Pewnego razu, sprzątając korytarz, wiodący do pokoju generała, spostrzegłem w rogu kupę portjer, dywanów i tym podobnych rzeczy. Pomyślałem wtedy, że możnaby schować się tam i zobaczyć, co się będzie tu dziać w nocy.
W jednej chwili powziąłem postanowienie. W kuchni powiedziałem, że bolą mi zęby i idę spać do siebie. Znalazłszy się w swoim pokoju, zdjąłem trzewiki, a potem ostrożnie wbiegłem na drugie piętro i ukryłem się pod dywanami, zostawiwszy sobie mały otwór do obserwacji. Wkrótce w domu wszystko ucichło.
Boże mój! Za wszystkie skarby świata nie zgodziłbym się powtórnie przeżyć takich kilku godzin! Nawet teraz, gdy o nich wspominam, zimny dreszcz mię przejmuje.
Sama już cisza, panująca dokoła, napełniała mię przerażeniem. Nagle, a mogła być wtedy godzina druga nad ranem, usłyszałem jakiś dziwny, nie dający się określić dźwięk. Nic podobnego jeszcze nie słyszałem. Było to bardzo ciche, ale zarazem donośne i przejmujące dzwonienie. Przestraszony zacząłem się przysłuchiwać, ale wszystko już zcichło i zapanowała znowuż grobowa cisza.
Po długich chwilach oczekiwania, w których nerwy moje były naprężone do ostatnich granic, dziwny ten dźwięk rozległ się powtórnie; tym razem jednak generał dosłyszał go również. Zajęczał strasznie, jak człowiek, który, zasnąwszy głęboko, nagle został rozbudzony. Wstał z łóżka i po chwili usłyszałem jego kroki, rozlegające się wśród nocnej ciszy.
Wtem drzwi od pokoju generała otworzyły się. Pierwszy raz zobaczyłem wnętrze pokoju starego dziwaka; zaledwie jednak zdążyłem spojrzeć na ścianę, zawieszoną rozmaitego rodzaju bronią, generał wyszedł na korytarz i zamknął drzwi za sobą.
Zauważyłem, że oczy błyszczą mu przerażająco, a cała twarz drga, jakby w straszliwych bólach. Wyglądał na człowieka, przejętego śmiertelnym strachem.
Gdy tak uroczyście i w milczeniu chodził po długim i pustym korytarzu, wysoki, chudy, z żółtą twarzą, zdawało się, że to upiór.
Nagle, gdy generał był tuż koło miejsca, w którem się ukryłem, rozległo się wyraźnie, głośno, owe tajemnicze dzwonienie.. Dźwięk ten był niezmiernie blisko, nie potrafiłbym jednak powiedzieć skąd dochodził. Może dzwonił sam generał, ale zauważyłem, że ręce jego martwo zwisały. Wydawało mi się wszakże, że dźwięk ten rozlega się nad głową generała.
Starzec nie zwracał nań najmniejszej uwagi; przeszedł koło mnie i wkrótce zniknął na zakręcie korytarza. Wtedy, nie tracąc ani sekundy, wydostałem się ze swej kryjówki i pobiegłem do siebie.
Nikomu nie zwierzyłem się z tem, co wtedy słyszałem, ale postanowiłem opuścić Cloomber-Hall w jak najkrótszym czasie. Wprawdzie cztery funty miesięcznie — to suma, jak dla mnie, olbrzymia, nie wynagrodziłyby mi one wszakże utraty spokoju i zatracenia duszy.
Jasno zdawałem sobie sprawę, że nad generałem i jego domem ciąży jakieś przekleństwo i że spaść musi na tych, którzy je na siebie ściągnęli, nie zaś na przykładnego prezbiterjanina, który zawsze szedł ciernistą drogą cnoty.
To straszliwe dzwonienie wciąż rozlegało mi się w uszach; bałem się sam zostać w korytarzu, czując, że oszaleję, jeśli usłyszę je raz jeszcze. Szukałem tylko sposobności, by módz opuścić służbę u generała.
Okazało się jednak, że nie potrzebowałem prosić o uwolnienie mnie. Sam generał wymówił mi miejsce. Stało się to w końcu września. Powracałem ze stajni, gdy nagle zobaczyłem jakiegoś draba, który skakał na jednej nodze po wielkiej alei i podobniejszy był do olbrzymiej wrony, niż do człowieka.
Pomyślałem wówczas, że to jeden z tych łotrów, o których mówił generał; schwyciłem więc za kij, chcąc rzucić się na niego, on jednak zrozumiał widocznie, co chcę uczynić, wyciągnął bowiem niezmiernie długi nóż, i straszliwie przeklinając, ryknął, że zabije mię, jeżeli nie zejdę mu z drogi.
Nadszedł na to generał.
— Schowajcie nóż, kapralu, — krzyknął, — oszaleliście chyba ze strachu!
A zwracając się do mnie dodał:
— Od jutra nie będziecie mi już potrzebni Izraelu. Służyliście mi wiernie, jestem z was zadowolony, okoliczności jednak tak się złożyły, że zmuszony jestem poczynić pewne zmiany.
— Dobrze, sir, odpowiedziałem.
— Możecie odejść dzisiaj wieczór, ja zaś wynagrodzę was sowicie za to, że tak nagle was oddalam, — rzekł generał i skierował się ku domowi.
Powiedziałem już wszystko i do zeznania swego nic nie dodam, ani też nie ujmę zeń ani jednego słowa.
Pieniądze przysłano mi w kopercie. Powiedziawszy służącym kilka słów o ogniu piekielnym na pożegnanie, opuściłem Cloomber i otrząsnąłem pył ze stóp moich.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Arthur Conan Doyle i tłumacza: Anonimowy.