Wieś mojej matki/Konie
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wieś mojej matki |
Podtytuł | Opowieść |
Wydawca | Nakład Księgarni św. Wojciecha |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia św. Wojciecha |
Miejsce wyd. | Poznań — Warszawa — Wilno — Lublin |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W Grobli największe niebezpieczeństwa groziły mi zawsze ze strony Wisły i koni. Konie kochałem ponad wszelkie pojęcie ludzkie, i już sam zapach stajni działał na mnie dziwnie podniecająco. Pisze się w malarstwie o różnych przedziwnych holenderskich światłach i kolorytach. Jeżeli gdzie można to znaleźć, to na pewno w stodole lub stajni, gdzie słońce skąpe ma wyraźny charakter i brunatne, ciepłe tło. Poza tem był jeszcze węch, który chwytał chciwie aromat bardzo mocnych ciał. Czy to nie był skutek anemji?
W stajni przebywałem wciąż i od dzieciństwa jeździłem konno. Pierwszy raz posadził mnie na konia parobek, kiedy miałem pięć lat. Zaznawszy tej rozkoszy, stale wieczorem wybiegałem naprzeciw koni, wracających z pola. A tam mnie na jakąś szkapę wsadzano i puszczano do domu.
Jednego razu jechałem sobie tak na koniu, trzymając się rogów od krakowskiego chomąta. Koń był zmęczony i spragniony, więc wolnym krokiem na dziedzińcu podszedł do studni, pewien, iż w korycie znajdzie wodę, ale koryto było puste. Wobec tego mądry koń zupełnie słusznie zajrzał do studni, aby zobaczyć, czy czarodziejskie — dla niego — wiadro przypadkiem z wodą z otchłannych głębin nie wyjedzie. W tej chwili, ponieważ byłem lżejszy od chomąta, wraz z niem zsunąłem się koniowi na uszy i byłbym wpadł do studni, gdyby nie mądrość konia, który, odczuwszy, co się dzieje, zadarł łeb i zaniósł mnie do stajni.
Drugi raz zdarzyła mi się inna historja.
Stęskniony za końmi przyszedłem do stajni, gdzie na ich powrót czekałem. Było bardzo gorąco, świeciło słońce, jasne promyki przenikały przez zakurzone okienka, a w stajni było cicho, tak że mnie senność rozebrała. Czekając na swych przyjaciół, usiadłem w żłobie, zasnąłem i zwaliłem się w żłób.
Wieczorem we dworze rozpoczęła się szalona awantura. Gdzie Irzek? Pewnie utonął! Albo go gdzieś konie stratowały.
Szukali mnie wszędzie, aż wreszcie znaleźli w żłobie, przykrytego sianem i śpiącego nazabój. A konie siano jadły.