Pod lasem mieszkał pospołu z żoną
Kmieć Wawrzon. Chatkę mieli omszoną.
Gdy im dokuczał nieraz głód srodze,
Kłótniom i swarom puszczali wodze.
Jednego razu żoneczka rzekła:
— „Dość już mam ciebie! Ruszaj do piekła!“
Więc rzuca Wawrzon żywot swój marny.
Idzie i idzie... patrzy — próg czarny,
Za nim ciemnica gorsza niż w nocy.
Wzywa więc Wawrzon Świętych pomocy,
Znak krzyża czyniąc i... próg przekroczył;
A wtem mu dyabeł drogę zaskoczył:
— „Hej, kmotrze, gdzież to wiodą cię bogi?“
— „Witajcie, panie, — dyć w wasze progi, —
„Po was miarkuję, żem jest u czartów...
„Z moją żoneczką, oj, niema żartów!
„Tutaj mnie wiedźma stara wysłała.
„Jużby powrócić do dom nie dała“.
Rzekł i w głąb piekła iść znów zaczyna.
Wśród dyabłów naraz popłoch się wszczyna,
Wnet się zleciała cała ich tłuszcza
I w tan dokoła z krzykiem się puszcza.
Kmiecia nie straszy piekielny krater,
Dumnie wciąż kroczy, niby bohater,
Nie dba, że grozi mu pewna zguba,
Woła: — „Prowadźcie do Belzebuba!“
Lecz te dyabliska pędzą szalone
Raz w tył, to naprzód, w tę, w ową stronę;
Na nic nie pyta zgraja ta wściekła,
W końcu wygania Wawrzona z piekła.
Znalazł się biedak znów na drożynie
Tej, co ku jego zdąża wiosczynie...
— „Dyabeł pomotał“, rozmyśla sobie,
„Lecz mu się nie dam, wiem już, co zrobię:
„Dobrze, żem znalazł tę krętą drogę,
„Do piekła z tyłu dostać się mogę.
„I, jakem Wawrzon, na moją duszę,
„Przed Belzebubem wnet stanąć muszę!“
A wtem, o rety! Masz tu pociechę!
W oddali widzi swą własną strzechę;
Zdrętwiał ze strachu... Wszak nie dziwota.
I drżącą ręką otwiera wrota...