Wieszczka z Ypsylonu/X
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wieszczka z Ypsylonu |
Podtytuł | Fragment z dziejów burzliwéj młodości |
Pochodzenie | „Kolce“, 1875, nr 2-3 |
Redaktor | S. Czarnowski |
Wydawca | A. Pajewski i F. Szulc |
Data wyd. | 1875 |
Druk | Aleksander Pajewski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Czytelniku szanowny, jeżeliś jeszcze nie zasnął snem sprawiedliwego, to zażyj tabaki i broń się wszelkiemi sposobami od serdecznych Morfeusza uścisków, a autor zapewnia cię solennie, iż wkrótce dojdzie do końca.
Trzeba wam wiedziéć; iż bohater naszego opowiadania, wstawał co rano i kładł się co wieczór w tém błogiem przekonaniu, iż piękna wieszczka odda mu w niedalekiéj przyszłości swoję rączkę i serduszko. Innemi słowy, wierzył mocno w prawdopodobieństwo owego właśnie ożenku, i pieścił się tą myślą iż kawalerskie jego utrapienia znajdą koniec, a on sam jako porządny paterfamilias, osiędzie w rodzinnem gniaździe i użyje nareszcie upragnionego spokoju i wytchnienia.
Z równych obszarów okolic Lambdy wypadło mu jechać daléj, jużto wędrując po krzemienistych ścieżkach Chęcińskich wzgórzy, już to wreszcie wlokąc się po smętnych żółtych, piasczystych stepach Podlasia.
Ta droga była dla niego obfitą w wypadki.
W jedném z drobnych miasteczek, kiedy południowa spieka lipcowego upału paliła ogniem głowy człowiecze, zatrzymał się chwilowo dla wzmocnienia sił, skromnym kufelkiem Żareckiego piwa.
W tém ni ztąd zowąd, zatacza się landara ciągniona przez trzy zasuszone konie, i powożona przez furmana żyda, który powierzchownością przypominał wędzonego śledzia.
Z budy płóciennej wyskoczył młodzian dorodny, w którego modrych oczach iskrzył zapał młodzieńczy, a uśmiech nie schodził prawie nigdy z jego ogorzałéj twarzy. Byłto osobliwy w swoim rodzaju humorysta, i w swojéj okolicy uważano go jako duszę wszystkich zebrań towarzyskich. Całą okolicę znał wybornie; od murów Lambdy, aż po granice Ypsylonu przebiegał bezustannie, wiedząc o wszystkich zaręczynach, weselach i chrzcinach.
Wiadomości jego były bez porównania lepsze od korespondencji prowincjonalnych wielu renomowanych pism codziennych i tygodniowych.
Zeskoczywszy z bryczki, rzucił się natychmiast w objęcia naszego bohatera.
— Jak się masz stary djable, gdzie się u licha włóczysz o téj porze, kiedy u nas wszyscy bawią się wesoło.
Gdy w Lambda czteréj Fikalscy drą gardła i zrywają piersi, na benefis osad rolnych i przytułków, gdy....
— Przestań, rzekł nasz bohater, przestań worku dziurawy, który sypiesz plotki jak z rogu obfitości, powiedz lepiéj co robisz, i dokąd jedziesz, o zdrowie cię nie pytam bo twoja fizjognomia wymownie o tém przemawia.
— Zachciałeś, mam chudnąć jak ty, wstrętny suchotniku, bo doprawdy gdybym cię nie znał, tobym pomyślał żeś albo zakochany, albo dezerter od Trapistów...
— Słuchaj, przerwał N., są rzeczy z których nie wolno żartować.
— Oho, interes poszedł na piękne, ale za pozwoleniem, mówmy na serjo, któż ci u licha tak zajechał w głowę.
— Nie pytaj.
— Ależ powiedz.
— Nie mogę.
— Nie bądź głupi, i mów jak człowiek rozsądny, bo jak wrócę do domu to i tak się dowiem o wszystkiem.
Ten argument był przekonywający, i zapytany rzekł po krótkim namyśle: Józia ***.
— Z Ypsylonu, przerwał turysta, ale to chyba żarty.
Ha! ha! ha! to ty może jesteś owym tajemniczym rycerzem z maskarady?. Rola nie do zazdrości — ty więc jesteś owym błędnym Donkiszotem, do którego syndykowie parafji wiersze pisują.
— Ależ!
— Aha, to ty widzę jesteś tyle naiwny, że wierzysz w jéj talent, a czy mi chcesz wierzyć czy nie, ja ci oświadczam i zaręczam uroczyście, że owe wiersze pisał nie kto inny, tylko wielebny senjor z Ypsylonu.
— Ależ jakiż masz dowód?
— No, krótko mówiąc, sam mi się z tém pochwalił, bo jesteśmy z sobą w dobréj komitywie. Ale to mało, powiem ci jeszcze w dodatku, że twój ideał żartuje z ciebie co się nazywa. A od czasu jak Fanszoni odebrał jakąś sukcesję, wujenka zaczęła utrzymywać; że każdy wierszokleta może być chwilowo znośny jako gość, ale na męża zupełnie nie zdatny. Jedném słowem, miło mi jest oświadczyć ci i zapewnić, że jeżeli to ty jesteś szczęśliwym aspirantem do jéj serca, to uważaj się za puszczonego w trąbę, bo włoskie papiery obecnie stoją wysoko.
Teraz, rzekł powstając, bywaj zdrów, a dla wiadomości powiem ci, iż twoją wieszczkę znajdziesz teraz w Warszawie, w mydlarni przy ulicy X. Bądź zdrów, a jeżeli się ożenisz, możesz zawsze liczyć na moją przyjaźń. Z temi słowy odszedł, i nie zważając na usilne prośby naszego bohatera zniknął w obszernéj budzie bryki, i odjechał.
Kto nie ma wyobrażenia o kuracji prysznica, niech się znajdzie w położeniu naszego bohatera, a przekona się dokumentnie jakie wrażenie sprawia zimna woda, wylana na zgorączkowany organizm.