<<< Dane tekstu >>>
Autor Sándor Petőfi
Tytuł Wojak Janosz
Rozdział IV.
Wydawca Władysław Sabowski
Data wyd. 1869
Druk Karol Budweiser
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Władysław Sabowski
Tytuł orygin. János vitéz
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
IV.

Błyszczą gładkie wody w strumyku szemrzące,
W głębi ich się kąpią drżących gwiazd tysiące....
Janczi, sam nie wiedząc jak, w błędnym pochodzie
Znalazł się przy drogiéj Iluszki ogrodzie.

Stanął i wydobył flet swój ulubiony,
I takiemi zagrał żałosnemi tony,
Że źdźbła traw, co pola jak kobiercem kryły,
Łzami rozczulonych gwiazdek się zrosiły.

Na rogoży w sieni już spała Iluszka,
Bo innego w lecie nie miéwała łóżka,
Lecz na odgłos dobrze znanéj piosnki Janka,
Wyszła wnet na łąkę zobaczyć kochanka.


Zobaczywszy Janczi Ilusz aż zadrżała
I w przestrachu ledwie wyszeptać zdołała:
„Janczi, serce, co ci? ty mój drogocenny,
Bladyś jako miesiąc wśród nocy jesiennéj.“

„Hej! jak nie być blady, dni moich ozdobo,
Gdy po raz ostatni dziś widzę się z tobą.“
„Janczi, już spojrzenie przelękło mnie twoje,
Przestań takiéj mowy, bo drżę, bo się boję.“

„Widzęć raz ostatni, wiosno duszy mojéj,
Flet mój raz ostatni twą tęsknotę koi,
Uścisk mój ostatni na twych ust koralu....
Idę ztąd.... zostaniesz w boleści i żalu.“

Opowiedział wszystko z przytłumionem łkaniem,
I na piersi lubéj rzucił się z szlochaniem,
Objął ją, a oczy zwrócił w inną stronę,
Pragnąc przed nią ukryć, że były złzawione.

„Moja Ilusz droga, moja różo słodka,
Bóg ci pomóż, szczęsna niech cię dola spotka;
Ujrzysz krzew złamany, jak nim wiatr popycha,
Za kochankiem błędnym westchnij sobie zcicha.“

„O mój Janczi, duszo, idź, gdy tak potrzeba,
Niech twe kroki wiedzie Bóg wszechmocny z nieba,
Gdy złamany kwiatek ujrzysz gdzie wśród drogi,
Wspomnij o więdnącéj kochance niebogiéj.“


Tak się rozstawali jako liść z konarem,
Serce jéj płakało boleści bezmiarem,
On do łez kochanki mięszając łzy swoje,
Rękawem koszuli ocierał ich zdroje.

I puścił się w drogę, nie wiedząc gdzie idzie,
Wszystko mu to jedno było w jego biédzie....
Tu pasterskie dzieci świstały hałaśnie,
Tam ryczały woły.... zważał na to właśnie!

Droga sercu wioska już po za nim leży,
Już pozagasały ogniska pasterzy,
Stanął, raz ostatni pragnąc rzucić okiem,
Wieża nań spojrzała czarnej mary wzrokiem.

Gdyby kto szedł obok, słyszałby z pewnością
Jak mu serce w piersi biło z gwałtownością;
Czaple tylko górą w powietrzu leciały,
Ale zbyt wysoko i nic nie słyszały.

Bez spoczynku, nocą, wciąż tak daléj kroczył,
I czuł jakiś ciężar, co go strasznie tłoczył,
Myślał, że to szuba gniotła mu ramiona,
A to mu tak serce ciężyło wśród łona.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Sándor Petőfi i tłumacza: Władysław Sabowski.