Wojna i pokój (Tołstoj, 1894)/Tom I/XVII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Wojna i pokój
Tom I
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1894
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Война и мир
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVII.

Po odjeździe Anny Michałówny z synem, hrabina Rostow, ujrzawszy się samotną, wpadła w głęboką zadumę, ocierając kiedy niekiedy oczy łez pełne. Zadzwoniła nareszcie.
— Zdaje mi się moja panno — przemówiła sucho i ostro do wchodzącej nie dość szybko pokojowej — że zaczynasz opuszczać się w służbie. Dobrze zatem, poszukam sobie kogoś gorliwszego w pełnieniu swoich obowiązków.
Hrabina była okropnie zdenerwowaną. Smutek i wstydliwe ubóstwo jej serdecznej przyjaciółki wprawiły ją w humor najfatalniejszy. Można się było tego domyśleć z łatwością, po jej tonie surowym i przemawianiu do pokojowej przez... „moja panno“.
— Błagam jaśnie panią o przebaczenie! — bąknęła służąca przerażona.
— Poproś do mnie pana hrabiego.
Mąż przybył niebawem, kołysząc się z nogi na nogę, zbliżał się do żony z pewną nieśmiałością.
— Ho, ho! moja droga, mała hrabino, jaką będziemy mieli dziś potrawkę z jarząbków w maderze dynstowaną, powiadam ci, tylko palce po niej oblizywać. Kosztowałem właśnie coś, duszko. Płacę Tarasowi tysiąc rubli rocznie, ale wart więcej, na prawdę.
Usiadł obok żony. Jedną ręką gładził łysą czaszkę, drugą uderzył się po kolanie z miną tryumfatora.
— Czego życzy sobie moja mała hrabina?
— Oto, mój drogi... ale co to, plama na twojej kamizelce? — wskazała palcem. — Pewnie sos z jarząbków? — dodała z uśmiechem. — Potrzebuję pieniędzy, hrabio kochany.
Twarz Rostowa przeciągnęła się mocno.
— Oho! no, proszę... potrzebujemy zatem pieniędzy?...
Zaczął szukać po kieszeniach pugilaresu z widocznym niepokojem.
— Dużo mi potrzeba... pięćset rubli — szepnęła wycierając plamę na kamizelce własną chusteczką, batystową.
— Zaraz duszeczko, natychmiast! Hej! jest tam który? — krzyknął z pewnością niewzruszoną człowieka, wiedzącego z góry że będą mu ślepo posłuszni i przylecą galopem na głos pana wszechwładnego. — Zawołać Miteńki! Ruszaj!
Miteńka, jak już o tem wspomnieliśmy wyżej, szlachcic był, wychowany od dziecka przez hrabiego. Oddał mu też on z całem zaufaniem zawiadywanie i rządzenie wszelkiemi interesami. Przywołany wszedł krokiem wolnym, kłaniając się z uszanowaniem.
— Słuchaj serdeńko, wystaraj mi się o — tu się zawahał nieco — przynieś siedmset rubli... tak, siedm setek rozumiesz? Tylko uważaj, żeby banknoty były nowe. Nie przynoś mi jak ostatnim razem, szmat podartych i wywalanych. To dla hrabiny.
— Proszę cię kochanku, niech będą czyste, koniecznie! — dodała hrabina z westchnieniem.
— Kiedy wasza Ekscellencja, życzy sobie mieć pieniądze? bo czasy coraz... proszę jednak wcale się o to nie troszczyć — wtrącił czem prędzej Miteńka, uważając po minie hrabiego i jego oddechu przyspieszonym, że burza wisi w powietrzu. — Zapomniałem że... postaram się o nie natychmiast.
— Dobrze, doskonale! Oddasz je do rąk hrabiny. Co za skarb to chłopczysko! — rzekł hrabia odprowadzając go wzrokiem aż do drzwi — nic u niego nie jest niepodobnem, i to mi się właśnie w nim podoba. Bo koniec końcem tak być powinno...
— Ah! te pieniądze! te pieniądze! jak ich brak daje się nam nieraz odczuć boleśnie w życiu! Te tu przydadzą mi się niesłychanie, hrabio kochany.
— Wiemy wszyscy, mała hrabinko, że bardzo wiele pieniędzy wydajesz — zażartował hrabia i odszedł do siebie.
Dostała wkrótce siedm banknotów nowiusieńkich. Właśnie je przykryła chusteczką od nosa, gdy księżna Trubeckoj weszła do jej pokoju.
— I cóż duszko? — spytała hrabina z lekkiem wzruszeniem.
— Ah! co za okropne położenie moja droga! Nie do poznania, a tak z nim źle, tak bardzo źle! Zabawiłam kilka minut zaledwie i dwóch słów nie przemówiłam!
— Anusiu, na miły Bóg! nie odmawiaj mi! — wykrzyknęła nagle hrabina, cała czerwona i tak zmieszana, tak zawstydzona, że ta jej mina dziwnie odbijała od twarzy zwiędłej, zmęczonej i z wyrazem prawie ponurym.
Zdjęła szybko chusteczkę, podając pakiecik Annie Michałównie. Ta odgadła natychmiast, co to znaczyło i pochyliła się, żeby ująć hrabinę w ramiona.
— Na Boryska umundurowanie!
Stało się, i księżna objęła za szyję hrabinę z płaczem rzewnym. Dla czego obie płakały? Czy z powodu, że musiały troszczyć się o pieniądze, o tę kwestję tak podrzędną, gdy się kogoś kocha prawdziwie? A może też przypomniały sobie w tej chwili lata dziecięce, w których zawiązał się między niemi ten stosunek serdeczny, i swoją pierwszą młodość, szczęśliwą, swobodną!... Bądź co bądź, łzy płynęły im z ócz obficie, ale łzy słodkie, po których robi nam się lekko na sercu.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: anonimowy.