Wróbelek (Krakowowa, 1890)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wróbelek |
Pochodzenie | zbiór powiastek Niespodzianka |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1890 |
Druk | St. Niemiera |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
WRÓBELEK.
— Patrz, mamo! patrz! — wolały dzieci — Jan nam złapał wróbelka: będzie się z nami bawił.
— Puśćcie go, dzieci kochane; on przyzwyczajony żyć na powietrzu, latać gdzie mu się podoba: będzie mu w pokoju tęskno.
— O! my mu będziemy śpiewali, damy mu jeść, pić; zobaczysz mateczko: on będzie wesoły.
Uwijają się dzieci: jedno kruszy wróbelkowi bułeczkę, drugie sypie konopne siemię, trzecie wodę w miseczce stawia; ale wróbelek lata trwożliwie po pokoju, dziobkiem w okno bije, i od dzieci ucieka: nakoniec wsunął się pod piec.
— Zostawmyż go pod piecem, przysuńmy mu jedzenie: on tam będzie miał swój pokoik.
I dobre dzieci odeszły w drugi kącik, bawiły się długo, coraz to się na piec oglądały. Niedługo też wróbelek wystawił dziobek, napił się wody, nałapał siemienia, i znów się pod piec schował. Dzieci czekały cierpliwie, czy się z niemi bawić nie przyjdzie; na wieczór podsunęły mu waty troszeczkę, żeby miał gdzie spać; ale próżno wyglądały; próżno dzień cały spokojnie spędziły: wróbelek nie wyszedł. Na drugi dzień dopiero podjadłszy dobrze, ptaszek ukazał się na środku pokoju, skakał po krzesłach, po stole, a najczęściej wzlatywał do okna i złudzony przezroczystością szkła, kilka razy zapędził się, jakby chciał na dwór wylecieć.
— Widzisz, mamuniu — mówiły dzieci — on się już do nas przyzwyczajać zaczyna.
— A mnie się zdaje — odrzekła matka — że największą zrobilibyście mu łaskę, puszczając go na dwór: patrzcież jak on się tuli do szyby, chciałby ją przebić, a do swoich uciekać.
Nie słuchały dzieci, biegały za wróbelkiem, chwytały dla niego muszki, które ptaszek wdzięcznie przyjmował, ale bawić się nie śmiał jeszcze, czy też nie miał ochoty.
— On jutro śmielszym będzie — mówiły — i w tej nadziei spać się pokładły.
Ale nazajutrz jakże się zdziwiły i zasmuciły zarazem! wróbelek siedział na oknie, oparty dziobkiem o szybę, ale zimny, sztywny, nieżywy! Biedna ptaszyna, umarła.
O! jakże żal dzieciom było, że nie usłuchały rad matki; że ptaszka, którego Bóg stworzył, by bujał w powietrzu, zamknęły w ciasnym pokoju, i zgon mu przyspieszyły.